poniedziałek, 30 lipca 2012

Nowe Horyzonty 2012: wiele obrazów








W przypadku tak dużego festiwalu, jak Nowe Horyzonty, wybór spośród setek projekcji przyjmuje często postać loterii. Istnieje pewnie grupa widzów dysponujących skomplikowanymi logarytmami, które sprawiają, że wybór jest mniej więcej pewny. Dla wszystkich innych pozostaje kierowanie się instynktem. Ostatecznie największe znaczenie ma zestaw zapamiętanych obrazów – po szeregu projekcji często i tak da się zapamiętać jedynie kilka najbardziej sugestywnych motywów, które pozostaną w pamięci na dłużej.


Obrazy o wszystkim: Sweet Movie


W Sweet Movie (1974, retrospektywa Dušana Makavejeva) mocnych obrazów jest mnóstwo. Co wybrać – może statek "Survival", którym płynie Anna Planeta? Rozbrzmiewają z niego dźwięki rewolucyjnych pieśni, a zamiast rzeźby syreny na dziobie szczęśliwym symbolem jest gigantyczna, ponura twarz Karola Marksa. Planeta (w tej roli Anna Prucnal) to rodzaj heroiny ze złego snu: oddana rewolucji, a raczej jej przyprawiającym o melancholię szczątkom, namawia swojego kochanka, by uciekał ze statku. Wie, co mówi – niedługo potem odda się swojej obsesji i zabije go, w akcie ostatecznego uwiedzenia.


Film Makavejeva rozdaje ciosy po równo – świat bloku wschodniego to obraz melancholijnych szczątków i trupów (także tych niemetaforycznych, pokazywanych na fragmentach niemieckiej kroniki filmowej o zbrodni katyńskiej, włączonej do filmu), obraz świata zachodniego, to świat głupoty i poniżenia. Film otwiera sekwencja w studiu telewizyjnym, gdzie właśnie trwają wybory miss.  Nagrodą jest ręka obrzydliwe bogatego mężczyzny, który, jak sam twierdzi, wybiera zawsze najlepszą jakość. Panna młoda musi być piękna i musi być dziewicą, dlatego po krótkiej prezentacji każda z kandydatek wchodzi na fotel ginekologiczny, po czym lekarz – przyjaciel rodziny i najlepszy specjalista w temacie – sprawdza jej "kwalifikacje". Wszystko to w atmosferze telewizyjnego show, z konferansjerem i nastrojową muzyką, pod okiem matki pana młodego, zajmującej honorowe miejsce i dbającej o to, by wybrano najlepszy "materiał ludzki".
 
Sweet Movie to obraz z wyjątkowo ponurych politycznie czasów, w których skończyły się pewne złudzenia, a jeszcze nie zaczęły inne. Podczas spotkania po projekcji ktoś z sali zadał reżyserowi pytanie jaki film nakręciłby dzisiaj, w dzisiejszej sytuacji politycznej. Makavejev zbył pytanie aż nazbyt prostą wymówką: powiedział tylko "sam jestem ciekaw".


Jeden obraz wystarcza


Będący w dużej mierze rozczarowaniem film Dziurka od klucza Guya Maddina (2011, sekcja Panorama) zawierał w sobie miłą niespodziankę, którą doceniłem trochę dzięki przypadkowi. Wśród tłumu postaci, zaludniających oniryczny film Kanadyjczyka znalazła się bowiem "smutna Lota", córka głównego bohatera. Atrybutem postaci jest biżuteria, noszona przez dziewczynę na polecenie matki. "Smutna Lota" to oczywiście echo "smutnej Carlotty" z Zawrotu głowy Hitchcocka – ta też nosiła biżuterię. Przypadkiem było, że bezpośrednio przed festiwalem po raz kolejny widziałem film Hitchcocka. Nakaz, by nosić biżuterię, zawsze niemal pochodzący od matki, wiele kosztuje bohaterkę Zawrotu... (zakłada biżuterię "smutnej Carlotty" i sprowadza na siebie kryminalne podejrzenia). Obraz z Dziurki od klucza naprowadził mnie na właściwe okrucieństwo tego fabularnego rozwiązania (spełnianie nakazanego przez matkę obowiązku - przyozdobienia - staje się tutaj winą). Dzięki temu usprawiedliwił dla mnie czas poświęcony na ogół mało inspirującemu filmowi Maddina.

Innego rodzaju filmem, który warto było zobaczyć dla jednego obrazu, była Kanikuła José Álvareza (2011, sekcja kina meksykańskiego). Jest to portret życia w plemieniu Totonaca, małej społeczności, która nadal zachowała kulturową odrębność. Álvarez śledzi bohaterów w codziennej krzątaninie, portretuje jej otoczenie. Samodzielnym tematem jest tutaj rytualny kalendarz wioski: pozostałością sprytu kolonizatorów jest  synkretyzm, momentami prawdziwie zabawny – kiedy w jednej ze scen Indianie odmawiają katolicką litanię w następnej zaś wypraszają pomyślność u "bogów". 

Álvarez nie mógłby być bardziej łagodny dla swoich bohaterów: jego film przypomina materiał reklamowy biura turystycznego. Pełno w nim uśmiechniętych twarzy i scen ilustrujących harmonijne współżycie człowieka z przyrodą. Wszystko to wymarzone dla wielkomiejskiej, zmęczonej publiczności, żywiącej iluzję o "miejscu ucieczki" Nie odnajdziemy w tym filmie nawet śladu problemów i konfliktów, które mogą mieć miejsce w społeczności. Reżysera należy więc pochwalić za takt, ale dokument pozostawia widza raczej obojętnym. Wyjątkiem jest kluczowy dla filmu obraz najważniejszego rytuału w wiosce, przeprowadzanego przez "latających ludzi" – voladores. Wspinają się oni na wysoki pal, na którego szczycie umieszczona jest drewniana rama i kilka lin. Tymi linami "latający" przywiązują się do pala, po czym rzucają się w dół. Wirują wokół "osi" trzydzieści dwa razy, zgodnie z kalendarzem trzydziestu dwu tygodni. Przezroczysty film Álvareza byłby trudny do zapamiętania, gdyby nie obraz wirujących wysoko nad ziemią voladores. Ten obraz właśnie przekracza czysto opisową funkcję, ma siłę samodzielnego symbolu, jednego z tych, które kino najbardziej lubi – to znaczy pozbawionego łatwo uchwytnego znaczenia.


Obraz i nic więcej


Na koniec film, który sam w sobie jest serią obrazów, bardziej lub mniej sugestywnych, ale też niczym więcej. Mowa o Holy Motors Léosa Caraxa (2012, Panorama) – jednym z bardziej oczekiwanych filmów festiwalu. Jego bohater odbywa serię spotkań – w każdym z nich występuje jako ktoś inny, w każdym też ma do odegrania określoną rolę, która studiuje wcześniej z dossier na siedzeniu limuzyny. Jeździ cały dzień ulicami Paryża, a my obserwujemy jego postępujące zmęczenie i wzrastające wątpliwości. 

Film Caraxa jest serią obrazów, które łączy niewiele poza postacią głównego bohatera. Wszystkie są popisem realizacyjnej sprawności, ale nie układają się w żadną konsekwentną całość. Widz ma docenić je takie, jakimi są, zauważyć ich niezwykłość, ciągłą zmianę dekoracji i stylu. Nie powinien pytać "po co", bo to zabija przyjemność. Carax widzom festiwalu powiedział przed projekcją, że film nie wymaga wprowadzenia – i niewątpliwie wiedział, co mówi. Powiedział też: "mam nadzieję, że film się spodoba. A komu się nie spodoba – niech będzie interesującym koszmarem". I tak pozostawił publiczność, dając chyba najlepsze podsumowanie nie tylko projekcji, ale reakcji, które chyba rzeczywiście dzielą wedle szerokiego spektrum – od zachwytów, przez zmęczenie, po niechęć. 

Ostatecznym sprawdzianem obrazów z tego festiwalu, podobnie jak obrazów z wszystkich innych, jest czas. Każdemu zdarza się zapomnieć filmy zobaczone na tym czy innym festiwalu. W niepamięć odchodzi tytuł, nazwisko reżysera i wszystko inne, w różnej kolejności. Oprócz obrazów – nawet opowiedziane po latach, niezawodnie przywracają pamięć.




[źródło grafiki: strona organizatora]

3 komentarze:

  1. Trochę lekceważąco się odnosisz do "Sweet Movie", a dla mnie to film bardzo przemyślany (choć pęknięty i to nie całkiem z winny reżysera,). To film, jak zresztą wszystkie filmy tego reżysera mają konstrukcje równianina matematycznego lub bardziej rebusu, kolejne obrazy trzeba ze sobą zestawiać, a końcowy jest ich rozwiązaniem. Tak też jest i w tym filmie, puentą mogło by być podobne zdanie reżysera jak to przez ciebie przywołane "sam jestem ciekaw". No, ale nie będę tego zdradzał, w tym cała zabawa. Nawet u siebie na blogu zrobiłem małą zabawę z jedną sceną z jego filmu, ale nikt nie chciał, a może nie potrafił zgadywać.

    Uwielbiam Carax, zazdroszczę, że widziałeś jego nowy film i miałeś próbkę tego jaką jest osobą na żywo. Pewnie jak każdy jego film, jest to kolczasta historia miłosna, tym razem opowiadająca o miłości do kina. Tak sobie myślę po opisach.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczyłeś mnie pisząc o lekceważącym Sweet Movie podejściu, bo film bardzo mi się podobał. Przeczytałem fragment na nowo i tego lekceważenia nie widzę; pisałem trochę ironicznie, bo to ironiczny film (i ironiczna odpowiedź reżysera podczas Q&A, trochę na zasadzie "zbycia" nudnego pytania). Też uważam, że to film dużej precyzji, jeśli chodzi o zamysł. Sam Makavejev mówił o swojej technice, że nie pracował z gotowym scenariuszem i wszystkimi odpowiedziami w głowie - na przykład sceny w "komunie" były wymyślone jedynie w zarysie, ich ostateczny kształt jest już sprawą improwizacji.

      Co do Holy Motors myślę, że każdy, kto ceni Caraxa, będzie tym filmem zachwycony.

      Pozdrawiam i dzięki za komentarz

      Usuń
    2. Bardziej mi chodziło o tytuł, "Obrazy o wszystkim: Sweet Movie", bo jak o wszystkim to i o niczym. I czytając zakodowało mi się lekceważenie. Pewnie niesłusznie. Zdarza się.

      A Makavejev tłumaczy dlaczego w jego filmie pojawiła się Anna Prucnal, bo pierwotnie jej nie miało być. To bardzo ciekawa historia.

      Makavejev jest uznawany za mistrza montażu. Sens wyłania się na stole montażowym.

      Polecam ci co o nim piszę Prucnal w swojej autobiografii. W skrócie, jest mistrzem w uwodzeniu studencko-akademickiego audytorium. Fajnie go podsumowała w kilku zdaniach.

      Usuń