Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemysł audiowizualny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemysł audiowizualny. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 24 stycznia 2012

ACTA i "piraci"

Coraz więcej mówi się o ACTA, przygotowywanym podczas tajnych negocjacji prawnym narzędziu do walki z "kradzieżą intelektualną". Ponoć pierwsze zarysy umowy powstały w latach 2007 i przyłożyło do nich rękę "lobby filmowe".

Większość internautów jest przeciwna nowemu prawu, nic w tym dziwnego. Krytykuje umowę także Generalny Inspektor Danych Osobowych Wojciech Wiewiórski:

"Zdaniem GIODO przyjęcie przez Polskę ACTA jest niewskazane, a wystarczającą podstawę do ścigania poważnych naruszeń praw autorskich dają przepisy o wymianie informacji między organami ścigania krajów UE. Generalny inspektor zwrócił też uwagę, że decyzja o podpisaniu ACTA nie została poprzedzona wystarczająco szerokimi konsultacjami."
(całość tutaj)

Co jednak ciekawsze, przeciwni są także niektórzy politycy, którzy... głosowali za dokumentem. Oto poseł do PE Jacek Saryusz-Wolski krytykuje prawo, chociaż głosował za nim w Brukseli (wypowiedź w TVP INFO). Podobną logiką kieruje się minister Michał Boni, twierdząc, jak podaje Mediarun:

"PAP informuje, że Boni po spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem i ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim uspokajał, że ten dokument w niczym nie zmieni polskiego prawa, także w kwestii praw internautów i funkcjonowania internetu.
Jego zdaniem dokument prawie w całości wiąże się z realizacją kompetencji Unii Europejskiej. W 10 procentach dotyczy spraw krajowych ale tam nie zajdą zmiany prawne."

A jeśli potem okaże się, że jednak umowa "coś zmieni" (umowy międzynarodowe są wyżej w hierarchii aktów prawnych, niż prawo krajowe),  tak jak niektórym posłom PE dopiero po głosowaniu przyszło do głowy, że nowe prawo nie jest najlepiej skonstruowane?

Ciekawym aspektem całej sprawy jest możliwość rozpoczęcia na nowo dyskusji o piractwie w sieci. Rzecz nie jest rozpoznana, jeśli chodzi o skalę, charakter i konsekwencje.

Zbiór ciekawych argumentów można znaleźć w tekście Marcina Adamczaka (autora "Globalnego Hollywood...") "Kain, Abel, sny Marksa i media...", który ukazał się w miesięczniku "Odra", nr 2 2010. 

W części tekstu znamiennie zatytułowanej "Pochwała piractwa" znajdziemy garść argumentów  podważającej logikę wielkich wytwórni, przyrównującej wymianę plików w sieci do... terroryzmu. Przede wszystkim, jak pokazuje autor, nie sposób oszacować strat przemysłu audiowizualnego: w przypadku filmów ewentualne straty są przewyższane przez zwiększające się zyski przemysłu. Przede wszystkim, strata jest tutaj zawsze startą hipotetyczną i mocno wątpliwą: wylicza się ją zakładając, ile dany dystrybutor/wytwórnia zarobiliby, gdyby zamiast korzystać z wersji pirackiej, dany widz poszedł do kina lub kupił płytę dvd/bd. Jest to oczywiście żadne obliczenie, ponieważ nie wiemy, jak dany konsument zachowałby się, gdyby nie było internetu. Być może po prostu oglądałby mniej. Wymiana plików przede wszystkim ożywia kulturę filmową, często jest uzupełnieniem oficjalnej dystrybucji (obejmującej znikomy odsetek faktycznie wyprodukowanych filmów), itd. W istocie więc może się okazać, że przemysł audiowizualny nie miąłby się tak dobrze, gdyby nie demonizowane "piractwo". Oczywiście nie można być naiwnym: autor tekstu uzupełnia, że w argumentacji przemysłu audiowizualnego nie chodzi o krótkoterminowe zyski. Na horyzoncie są inaczej liczone wpływy "przemysłu praw autorskich", który na wolnym dostępie do kultury nijak nie zarabia. 

Dobrze uzupełnić te argumenty najważniejszymi tezami raportu z badania "Obiegi kultury" (można je znaleźć tutaj). 

Autorzy zwracają uwagę przede wszystkim na to, że poza rynkiem kultury rozwija się szeroki i różnorodny wachlarz działań, którego nie sposób sprowadzać do pojedynczej kategorii "piractwa". Jest to po prostu obieg kultury szerszy niż ten zdefiniowany przez audiowizualny biznes. Co więcej, zwracają uwagę między innymi na fakt, że obieg nierynkowy stanowi nieraz jedyny, do jakiego mają dostęp między innymi mieszkańcy małych miast i gmin wiejskich (brak dostępu do kina, dobrej księgarni czy sklepu z płytami z punktu widzenia wielkiego miasta wydaje się niemożliwością, ale jest problemem dla bardzo dużej części polskiego społeczeństwa).

Warto poznać te argumenty; oby jednak nie okazało się, że nowe prawo przejdzie i tak, pomimo debaty. Jest to możliwy scenariusz, skoro "nowe prawo nic nie zmienia", a jego szkodliwość zauważa się dopiero po głosowaniu...