Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lars von Trier. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lars von Trier. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 stycznia 2015

11 najlepszych filmów 2014. roku






Chwalebnej tradycji pisania podsumowań musiało stać się zadość także na aprile. Poniżej zamieszczam listę najlepszych filmów w polskiej dystrybucji w 2014 roku, stworzoną na potrzeby ankiety miesięcznika „Kino” (na stronie pisma można znaleźć wynik głosowania). Tytuły uporządkowałem od najlepszego, co nie znaczy, że ostatnie filmy na liście są "najgorsze". Część wybranychfilmów z pewnością nie zaskakuje (np. Wielkie piękno czy Boyhood) inne pewnie już bardziej (w tym jeden z moich faworytów, świetne Mapy gwiazd). Pod listą specjalny dodatek – parę słów o świetnym filmie, który do dystrybucji jeszcze nie trafił.



  1. Nieznajomy nad jeziorem (reż. Alain Guiraudie, 2013)

Pierwszy w zestawieniu film to nadzwyczaj precyzyjny kryminał, pięknie opowiedziany i zagrany. Historia rozgrywa się w środowisku mężczyzn spotykających się na plaży nudystów. Guiraudie fantastycznie różnicuje ich charaktery – rysunek postaci jest wyrazisty i odpowiednio zrównoważony przez formalną elegancję filmu.
Jak w każdym dobrym kryminale, historia tajemniczego zabójstwa jest punktem wyjścia do fundamentalnych pytań – tym razem o współczesne postaci samotności.

  1. Mapy gwiazd (reż. David Cronenberg, 2014)

Cronenberg w swoim ostatnim filmie podejmuje temat ograny, ale udowadnia po raz kolejny, że oryginalność tematu nie ma znaczenia. Jest to jego dawna droga: kanadyjski reżyser zaczynał w końcu od filmów gatunkowych, ale napełniał pełne klisz fabuły intensywnością niespotykaną w filmowej masówce. Tytułowe „mapy gwiazd” to zarazem mapa Hollywood, miejsca akcji, którego geografię wyznaczają rezydencje sław, jak i aluzja do ruchu ciał niebieskich. Od dawien dawna wierzono, że gwiazdy kierują naszym losem, a tematem filmu Cronenberga jest fatum: współcześni celebryci przypominają tutaj postaci antycznych tragedii – ich chwilowa wielkość jest zawsze okupiona winami, za które prędzej czy później trzeba będzie zapłacić.

  1. Wielkie piękno (reż Paolo Sorrentino, 2013)
  2. Scena zbrodni (reż. Joshua Oppenheimer, 2012)

O filmie Oppenheimera pisałem dla miesięcznika „Kino” (o jego najnowszym dokumencie, pokazywanym w Wenecji The Look of Silence, pisałem na blogu), o Wielkim pięknie mówiłem w radio RDC (link także na blogu). Filmy skrajnie różne, ale jednakowo warte polecenia, każdy z innych powodów.

  1. Boyhood (reż. Richard Linklater, 2014)

Film Linklatera wśród wszystkich filmów pokazywanych w dystrybucji jest jednym z najbogatszych. Jest tu właściwie wszystko – opowieść o dorastaniu, portret skomplikowanej współczesnej rodziny, aż po polityczny komentarz do sposobu, w jaki przez dekadę zmieniała się Ameryka. Najlepsze zaś jest to, że Linklaterowi, kręcącemu film z tymi samymi aktorami przez szereg lat, udało się uczynić opowiadaną historię spójną i jednolitą.

  1. Tom (reż. Xavier Dolan, 2013)

Dolan regularnie kręci ciekawe filmy; Tom spośród wszystkich wydał mi się najbardziej udany.

  1. Zniewolony. 12 Years a Slave (reż. Steve McQueen, 2013)

McQueen nakręcił film kanoniczny, który na długo pozostanie najważniejszą historią o okrucieństwie niewolnictwa i o palącej potrzebie sprawiedliwości i zadośćuczynienia.

  1. Wilk z Wall Street (reż. Martin Scorsese, 2013)

O filmie pisałem dla Dwutygodnika, tekst można znaleźć tutaj. Scorsese na kryzys giełdowy odpowiada w swoim stylu, przedstawiając farsową wersję Chłopców z ferajny.

  1. Nimfomanka cz. 1 (reż. Lars von Trier, 2013)

Film von triera jest nierówny, ale w ciekawy sposób ożywia formułę filozofującej opowieści erotycznej. Część pierwsza historii miała w sobie cenną przewrotność i świeżość.



  1. Kiedy umieram (reż. James Franco, 2013)

W tym niepozornym, ale bardzo ciekawym filmie, James Franco bierze na warsztat powieść Williama Faulknera. Powstała intensywna historia, w której surowy portret życia ubogiej rodziny wpisany jest w niemal oniryczną opowieść o śmierci i miłości.


***

I na koniec tytuł spoza dystrybucji, bez którego zestawienie najlepszych filmów mijającego roku byłoby niepełne - Heaven Knows What braci Josha i Benny'ego Safdich, pokazywany na zeszłorocznym festiwalu w Wenecji (obszerniej pisałem o nim w relacji z festiwalu, opublikowanej w "Kinie").



Główną rolę w filmie zagrała Arielle Holmes, którą Safdie spotkali przy okazji researchu do innego tytułu. Wedle legendy o genezie projektu, twórcy filmu poprosili Holmes o spisanie historii swojego życia, a ta dostarczyła im obszerny manuskrypt, tworzony metodą partyzancką na komputerach wystawionych w salonach sprzedaży. Film oparty jest na przeżyciach z okresu, który Holmes spędziła jako bezdomna narkomanka na ulicach Nowego Jorku.

W Heaven Knows What naturalistyczna opowieść o życiu narkomanów przełamana jest przez tragiczną historię miłości między główną bohaterką a jednym z mieszkających na ulicy chłopców. Estetyka całości jest więc rozpięta między dwoma rejestrami, jednym z filmu dokumentalnego, drugim – z gotyckiego romansu. I o dziwo całość jest świetnie wyważona. 

Film pokazano już na kilku festiwalach, zdobył przychylne recenzje, więc jest szansa, że w 2015 roku znajdzie dystrybutora.



piątek, 3 czerwca 2011

Zobaczyć koniec

Na ekranach Melancholia von Triera, którą starałem się zapowiadać w poprzednich tygodniach. Film w zupełności potwierdził formułę "filmowego wydarzenia", z którą rozpocząłem serię wpisów.

Warto go zestawić z opisanym przeze mnie nastrojem ulgi czy wyzwolenia "ostatnich ludzi" w Hardware. Film Triera oferuje zupełnie inne spojrzenie: z perspektywy absolutnego końca. Najlepiej chyba zdać z tej perspektywy sprawę przez podkreślenie napięcia między postawą sióstr, będących bohaterkami filmu. W jednej ze scen spierają się o to, co mają zrobić w ostatnich chwilach. W dialogu mieszają się groza ze śmiesznością - koniec unieważnia wszelkie formy, w jakich doświadczaliśmy codzienności; równocześnie jednak pozostaje pewne przeczucie, dotyczące tego, jak "powinno się" przeżyć ostatnie minuty.




W najnowszym filmie Triera odnajdziemy kontynuację ważnego wątku Antychrysta: kpinę z ekspertyzy. W Antychryście oskarżonym były terapeutyczne metody, za pomocą których postać grana przez Willema Dafoe próbowała zdominować sytuację. W Melancholii skomplikowane obliczenia matematyczne i droga aparatura zawodzą w przewidywaniach możliwości zagłady: przy tak wielkich wartościach, mówi jedna z postaci, zawsze istnieje możliwość błędu. Ostatecznie więc nauka pozostawia nas z tą samą niepewnością, tylko inaczej nazwaną.

Melancholia kojarzy się ze starym problemem niemożliwej perspektywy, przyjmowanej w filmowym ujęciu. Co właściwie czuje widz, który na własne oczy zobaczył koniec świata? Nie obejdzie się w tym punkcie bez zauważenia podstawowej cechy filmu Triera: pomimo wplecionych tu i ówdzie, szczególnie w pierwszej części filmu, komicznych sytuacji czy rozmów, koniec świata jako temat został w Melancholii potraktowany nieprzyzwoicie poważnie...

 

Werdykty tegorocznego Cannes zwracają uwagę na nazwisko bardzo ciekawej postaci: nagrodę za reżyserię dostał Nicolas Winding Refn, o którym parę słów w następnych wpisach. Reżyser znów, jak Trier, z Danii, ale bliskość jest tutaj tylko geograficzna - filmowo to zupełnie inna historia, co najmniej porównywalnie ciekawa.

piątek, 6 maja 2011

Melancholia Von Triera


Najważniejszym dla mnie (i pewnie nie tylko dla mnie) filmowym wydarzeniem maja będzie premiera Melancholii Larsa von Triera. Nowy film autora Idiotów ma być opowieścią o końcu świata, jak czytamy w zapowiedziach. Można się spodziewać, że von Triera wersja apokalipsy będzie mocno dwuznaczna.

Nierozstrzygalność zresztą najsilniej cechuje jego prace. Weźmy choćby Antychrysta - film wywołujący pewną bezradność u widzów, którzy chcieliby zrekonstruować wyraziste znaczenie historii. Zdaje się, że najlepszym pretendentem do "przesłania" filmu było zdanie wypowiedziane, zgodnie z konwencją okrutnej bajki, przez postać zierzęcą: chaos rządzi. Na pokazie kinowym, na którym widziałem film, właśnie w tym momencie na widowni rozległy się najgłosniejsze śmiechy.


Najbardziej oszukany jest więc widz przygotowany na odczytywanie znaczenia, co dobitnie ujął Tadeusz Sobolewski w sformułowanym w formie apelu tytule tekstu poświęconego Antychrystowi, który brzmiał: Lars, rżnij uczciwie! Otóż zdaje się, że Lars nigdy uczciwy nie był, a Antychryst jest tylko najlepszym, ale niejedynym, przykładem.

Weźmy jedne z pierwszych jego filmów - Europę (1991). Ramą dla filmu jest formuła seansu hipnotycznego. W pierwszej scenie niski męski głos (Max von Sydow) mówi: Będziesz słuchał mojego głosu. Ten głos poprowadzi cię do Europy. Słowa mogą być skierowane do głównego bohatera filmu, ale w pierwszej scenie jeszcze go nie znamy. Lepiej więc przyjąć, że są skierowane do nas, oglądających, którzy właśnie do Europy mają się przenieść. W ostatniej scenie, kiedy seans powinien się skończyć, a bohater (i widz) zgodnie z konwencją - obudzić, głos z offu mówi: Umarłeś...



Sam nie wiem, czy na tle Antychrysta jest to sztuczka niewinna, czy też własnie jest na odwrót. Może to bajkowy koszmar z Antychrysta jest stosunkowo niewinny (poważnie, kto da się nabrać na czarnoksięstwo?), a dopiero od koszmaru historii prawdziwe ciarki przechodzą widzom po plecach. Właśnie po Europie widzowie powinni zbuntować się przeciwko tak brutalnemu przypominaniu im, czym jest miejsce, które zamieszkują, co ciąży na jego mieszkańcach i z czego nigdy nie uda im się otrząsnąć. I to właśnie przypomina im von Trier w momencie (1991), kiedy historia miała dobiegać końca (jak skądinąd wiadomo, poza "końcem" czekało i czeka nas bardzo wiele).

Innym tematem, kóry przy Melancholii przychodzi na myśl, jest sam motyw apokaliptyczny, który znaczył coś wyjątkowego właśnie w przywołanym wraz z Europą okresie (przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych). Poczucie wyczerpywania się formuły cywilizacyjnej Zachodu i przeczucie katastrofy znaczyły wtedy trochę coś innego, towarzyszył im paradoksalny typ nadziei, ale to materiał na osobną opowieść, która zamieszczę tu, mam nadzieję, już niebawem.