Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Steve McQueen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Steve McQueen. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 stycznia 2015

11 najlepszych filmów 2014. roku






Chwalebnej tradycji pisania podsumowań musiało stać się zadość także na aprile. Poniżej zamieszczam listę najlepszych filmów w polskiej dystrybucji w 2014 roku, stworzoną na potrzeby ankiety miesięcznika „Kino” (na stronie pisma można znaleźć wynik głosowania). Tytuły uporządkowałem od najlepszego, co nie znaczy, że ostatnie filmy na liście są "najgorsze". Część wybranychfilmów z pewnością nie zaskakuje (np. Wielkie piękno czy Boyhood) inne pewnie już bardziej (w tym jeden z moich faworytów, świetne Mapy gwiazd). Pod listą specjalny dodatek – parę słów o świetnym filmie, który do dystrybucji jeszcze nie trafił.



  1. Nieznajomy nad jeziorem (reż. Alain Guiraudie, 2013)

Pierwszy w zestawieniu film to nadzwyczaj precyzyjny kryminał, pięknie opowiedziany i zagrany. Historia rozgrywa się w środowisku mężczyzn spotykających się na plaży nudystów. Guiraudie fantastycznie różnicuje ich charaktery – rysunek postaci jest wyrazisty i odpowiednio zrównoważony przez formalną elegancję filmu.
Jak w każdym dobrym kryminale, historia tajemniczego zabójstwa jest punktem wyjścia do fundamentalnych pytań – tym razem o współczesne postaci samotności.

  1. Mapy gwiazd (reż. David Cronenberg, 2014)

Cronenberg w swoim ostatnim filmie podejmuje temat ograny, ale udowadnia po raz kolejny, że oryginalność tematu nie ma znaczenia. Jest to jego dawna droga: kanadyjski reżyser zaczynał w końcu od filmów gatunkowych, ale napełniał pełne klisz fabuły intensywnością niespotykaną w filmowej masówce. Tytułowe „mapy gwiazd” to zarazem mapa Hollywood, miejsca akcji, którego geografię wyznaczają rezydencje sław, jak i aluzja do ruchu ciał niebieskich. Od dawien dawna wierzono, że gwiazdy kierują naszym losem, a tematem filmu Cronenberga jest fatum: współcześni celebryci przypominają tutaj postaci antycznych tragedii – ich chwilowa wielkość jest zawsze okupiona winami, za które prędzej czy później trzeba będzie zapłacić.

  1. Wielkie piękno (reż Paolo Sorrentino, 2013)
  2. Scena zbrodni (reż. Joshua Oppenheimer, 2012)

O filmie Oppenheimera pisałem dla miesięcznika „Kino” (o jego najnowszym dokumencie, pokazywanym w Wenecji The Look of Silence, pisałem na blogu), o Wielkim pięknie mówiłem w radio RDC (link także na blogu). Filmy skrajnie różne, ale jednakowo warte polecenia, każdy z innych powodów.

  1. Boyhood (reż. Richard Linklater, 2014)

Film Linklatera wśród wszystkich filmów pokazywanych w dystrybucji jest jednym z najbogatszych. Jest tu właściwie wszystko – opowieść o dorastaniu, portret skomplikowanej współczesnej rodziny, aż po polityczny komentarz do sposobu, w jaki przez dekadę zmieniała się Ameryka. Najlepsze zaś jest to, że Linklaterowi, kręcącemu film z tymi samymi aktorami przez szereg lat, udało się uczynić opowiadaną historię spójną i jednolitą.

  1. Tom (reż. Xavier Dolan, 2013)

Dolan regularnie kręci ciekawe filmy; Tom spośród wszystkich wydał mi się najbardziej udany.

  1. Zniewolony. 12 Years a Slave (reż. Steve McQueen, 2013)

McQueen nakręcił film kanoniczny, który na długo pozostanie najważniejszą historią o okrucieństwie niewolnictwa i o palącej potrzebie sprawiedliwości i zadośćuczynienia.

  1. Wilk z Wall Street (reż. Martin Scorsese, 2013)

O filmie pisałem dla Dwutygodnika, tekst można znaleźć tutaj. Scorsese na kryzys giełdowy odpowiada w swoim stylu, przedstawiając farsową wersję Chłopców z ferajny.

  1. Nimfomanka cz. 1 (reż. Lars von Trier, 2013)

Film von triera jest nierówny, ale w ciekawy sposób ożywia formułę filozofującej opowieści erotycznej. Część pierwsza historii miała w sobie cenną przewrotność i świeżość.



  1. Kiedy umieram (reż. James Franco, 2013)

W tym niepozornym, ale bardzo ciekawym filmie, James Franco bierze na warsztat powieść Williama Faulknera. Powstała intensywna historia, w której surowy portret życia ubogiej rodziny wpisany jest w niemal oniryczną opowieść o śmierci i miłości.


***

I na koniec tytuł spoza dystrybucji, bez którego zestawienie najlepszych filmów mijającego roku byłoby niepełne - Heaven Knows What braci Josha i Benny'ego Safdich, pokazywany na zeszłorocznym festiwalu w Wenecji (obszerniej pisałem o nim w relacji z festiwalu, opublikowanej w "Kinie").



Główną rolę w filmie zagrała Arielle Holmes, którą Safdie spotkali przy okazji researchu do innego tytułu. Wedle legendy o genezie projektu, twórcy filmu poprosili Holmes o spisanie historii swojego życia, a ta dostarczyła im obszerny manuskrypt, tworzony metodą partyzancką na komputerach wystawionych w salonach sprzedaży. Film oparty jest na przeżyciach z okresu, który Holmes spędziła jako bezdomna narkomanka na ulicach Nowego Jorku.

W Heaven Knows What naturalistyczna opowieść o życiu narkomanów przełamana jest przez tragiczną historię miłości między główną bohaterką a jednym z mieszkających na ulicy chłopców. Estetyka całości jest więc rozpięta między dwoma rejestrami, jednym z filmu dokumentalnego, drugim – z gotyckiego romansu. I o dziwo całość jest świetnie wyważona. 

Film pokazano już na kilku festiwalach, zdobył przychylne recenzje, więc jest szansa, że w 2015 roku znajdzie dystrybutora.



sobota, 25 lutego 2012

(Sam) seks nas nie wyzwoli – o Wstydzie Steve'a McQueena



Na ekranach jedna z ciekawszych premier tego roku – Wstyd Steve'a McQueena. Daleki byłbym zarówno od zachwytu, jak potępiania tego filmu. Nie jest to tak mocna wypowiedź, jak debiut reżysera – pokazywany w Polsce Głód – ale pozostawiając na boku porównania, warto przemyśleć, co McQueen chce powiedzieć, nie jest to bowiem banalne potępienie „seksualnego rozpasania”.

Brandon ma dobrze płatną pracę i apartament w jednej z lepszych dzielnic Nowego Jorku. Jego mieszkanie jest anonimowe, przypomina wnętrze hotelu, a i sam Brandon żyje jak osoba niezakorzeniona. Dni, poza pracą (o której nie dowiemy się nic szczególnego), wypełniają mu spotkania z prostytutkami i surfowanie po internetowych stronach pornograficznych. Muzyka z płyt winylowych, książki i drogie ubrania, wizyty w nocnych klubach – wszystko przypomina zbiór elementów, stanowiących niezróżnicowane tło monotonnego życia. Brakuje w nim treści – jakiegokolwiek uczuciowego czy myślowego zaangażowania.

W ten świat spełnionego życiowego cynizmu wkracza siostra Brandona, Sissy. Ona w życiu radzi sobie znacznie gorzej: próbuje rozwinąć muzyczną karierę, ale bez większego sukcesu; zaangażuje się w emocjonalne związki bez spełnienia. Jednak cały czas "próbuje", ruch, w którym się znajduje ma jakiś kierunek. Brandon nie może znieść chaosu, jaki wprowadza w jego życie. Jednak nie dlatego, że sam jest szczęśliwy w swojej pustce. Wyczuwa w Sissy rodzaj życiowego pragnienia, który sam dawno pozostawił za sobą. I, co bardzo istotne dla filmu, siostra jest dla niego największą miłością, jedyną osobą, której losem może się przejąć. Tym samym jest również obciążeniem, żywym wyrzutem i przypomnieniem o tym, kim byłby, gdyby nie życiowy impas, w który wpadł. Nie bez znaczenia jest też wielka zazdrość Brandona, który nie może znieść kolejnych zaangażowań i kolejnych upadków siostry, mającej za sobą niejedną miłosną katastrofę (i niejedną, jak okaże się w toku filmu, próbę samobójczą).

Zgodnie z "nielogiczną logiką" miłości, Brandon próbuje więc pozbyć się jedynej osoby, która przypomina mu o jego upadku. Jednak Sissy nie ustępuje, gotowa posunąć się do najbardziej desperackich gestów, by wywalczyć sobie uwagę i uczucie jedynej być może osoby, na którą może jeszcze liczyć.

Seksoholizm to początek, nie koniec wyjaśnienia

Z tego, co przeczytałem w pojawiających się tu i ówdzie polskich recenzjach, recepcja tego filmu skupia się na wątku seksoholizmu Brandona. Jest to ważne, ale tylko jako wstęp do pytania, skąd ów seksoholizm się bierze. Nie jest Brandon po prostu konsumentem uzależnionym od łatwego seksu, ale człowiekiem, którego zaangażowanie miłosne zostało na trwałe zblokowane w najbardziej niedojrzałej formie. Rzecz więc domaga się analizy, nie może w odczytaniu być punktem dojścia, raczej może być punktem wyjścia.

Tutaj kluczowy staje się właśnie wątek relacji z Sissy. Kiedy pojawia się ona w mieszkaniu Brandona wiemy przecież, że nie jest tu pierwszy raz. A ścieżkę dźwiękową filmu wypełniają odsłuchiwane przez Brandona z automatycznej sekretarki kolejne wiadomości od siostry, która próbuje na siłę wprosić się w życie swojego brata. Problemem Brandona nie jest więc uzależnienie od seksu, ale izolacja seksu i oddzielenie go od reszty życia – wynikające być może z zazdrości o siostrę, być może z nieumiejętności uniesienia ciężaru prawdziwego zaangażowania.

Takie "analityczne" wyjaśnienie warto uzupełnić społecznym i zobaczyć co we Wstydzie mówi się o współczesności. Nie jest tego zbyt wiele, ale i to, co jest, jest ciekawsze, niż standardowa krytyka "przeseksualizowania" współczesności, tak chętnie podejmowana w pop-konserwatywnych, krytykach kultury.

Wstyd nie jest konserwatywny

Bartosz Żurawiecki na łamach „dwutygodnika” wysuwa tezę, że film McQueena to wypowiedź z pozycji konserwatywnych, że jego podszewką jest lęk przed seksualnym wyzwoleniem jako puszką Pandory, która odbiera sens seksualnym relacjom. Zawarta w tekście globalna teza, choć warta przemyślenia, wydaje mi się ostatecznie zbyt pośpieszna i nietrafna: nie trzeba odczytywać filmu McQueena ww ten sposób, a jeśli nie trzeba, to i nie warto, bo jest tu szansa na ciekawsze znaczenia.

Po pierwsze głównym problemem Brandona, jak starałem się wykazać wcześniej, nie jest "przeseksualizowanie", ale izolacja seksualności. Brandon nie jest w stanie powiązać seksualności z uczuciem, ani z własnym życiem jako takim. W jednej ze scen mówi wprost, używając znanej kliszy: monogamia jest w dzisiejszych czasach absurdem, zaangażowanie w jeden związek na całe życie – niemożliwością. Nie akceptuje faktu, że każdy emocjonalny związek jest próbą, którą trzeba podejmować z taką samą naiwnością, by samo uczucie nie straciło sensu, ale z góry zakłada, że żadne poważniejsze zaangażowanie nie może się udać.

Po drugie, Brandon żyje w świecie, w którym bardzo łatwo seksualność oddzielić od innych sfer życia, bo już dawno stała się towarem. I tutaj jest moment na wprowadzenie języka innego, niż konserwatywny. Współczesna kultura jest bowiem nie tylko koszmarem konserwatystów pokroju Daniela Bella, jest też spełnionym koszmarem lewicowych krytyków społecznych spod znaku Szkoły Frankfurckiej. Jest kulturą utowarowienia niemal każdej sfery życia. A utowarowienie polega nie tylko na ometkowaniu i wycenieniu (rzeczy, wrażeń, postrzeżeń, uczuć), ale, by mogło się udać, wymaga przede wszystkim wyizolowania poszczególnych sfer doświadczenia, uczynienia ich osobnymi światami. W toku takiego procesu seks zostaje oddzielony od miłości czy przyjaźni, od uczuć i jakiejkolwiek postaci całościowego procesu życia – staje się autonomiczną sferą z własną logiką, a nie jedną ze stron ludzkiego doświadczenia.

Bez groźby, z nadzieją

I to jest problem, z którym Brandon ostatecznie nie może sobie poradzić – właśnie z autonomizacją sfery seksualnej, która, już oddzielona od innych, przestaje być sferą dopełniającą inne i wyzwala własną destrukcyjną dynamikę. McQueen w żadnym razie nie zachęca do tego, byśmy na powrót stali się wiktorianami, nie zaleca wstrzemięźliwości na modłę burżuazyjnej etyki seksualnej sprzed stu lat. 

To właśnie rodząca się w kapitalizmie skłonność do podziału i kontroli sfer życia wydziela przecież seks jako sferę szczególnej troski i moralnej uwagi. Tak już wyizolowana, sfera ta wymyka się spod kontroli moralności i trafia w inną logikę, logikę rynku, gdzie rozwija się zgodnie z innym już nadrzędnym celem – maksymalizacji przyjemności. Przyjemności gotowych następnie do ometkowania i sprzedaży. Dopełnienie tego procesu czyni izolację seksualności – destrukcyjną tak samo, jak izolowanie jakiejkolwiek sfery życia – gotową odpowiedzią dla tych, którzy jak Brandon, nie potrafią jej zresztą doświadczenia na powrót zespolić.

Film McQueena nie musi być odczytywany na modłę konserwatywną. Nie jest to też film, który poprzestaje na zawieszeniu nad widzami groźby moralnego zepsucia. Scena z Brandonem przy szpitalnym łóżku Sissy jest obietnicą trudnego, ale nadal możliwego pogodzenia. Podobnie jak końcowy obraz, Brandona płaczącego na pustym portowym placu – znajduję w nim echo innego obrazu, wyjścia na pustynię w Teoremacie Piera Paola Pasoliniego.