środa, 10 sierpnia 2011

Rozruchy

Pojawiające się co chwilę nowe informacje o sytuacji w Wielkiej Brytanii - zamieszki i grabieże obejmujące kolejne miasta, tysiąc zatrzymanych, ranni i zabici - domagają się wyjaśnienia. W jendej z audycji radiowych usłyszałem np. o tym, że młodzi ludzie dokonujący rabunków są po prostu... chciwi - rzecz ciekawa, bo jeśli Czytelnicy pamiętają, podobnie niekórzy komentatorzy tłumaczyli fatalne rozmiary kryzysu finansowego. Chciwość łączy ponad społecznymi podziałami i jak epidemia po równi dotyka tzw. podklasy (underclass) rabującej sklepy i maklerów z Wall Street. Ale żarty na bok.

Dużo ciekawsza, choć dla mnie - także nie do przyjęcia, była hipoteza, wysunięta w tej samej audycji przez zaproszonego gościa: ludzie dokonujący rabunków "nie mają pomysłu na siebie". I to ciekawa idea, zakładająca, że mamy tak dobrze, jak dobrze sobie to wcześniej wymyślimy, czyli: grunt to wyobraźnia (nawet nie planowanie, bo radiowy gość nie uściślił, czy zbawienny "pomysł" ma mieć w ogóle jakieś szanse realizacji...).

Pytanie, które domaga się odpowiedzi, brzmi "dlaczego ci ludzie nie mają pomysłu"? Jeśli powiemy, że po prostu brak im wyobraźni, to znów wracamy do osobowościowych usterek, tajemniczo rozprzestrzeniających się w tych, a nie innych dzielnicach wielkich miast. Tymczasem zamieszki są masowe, w różnych miejscach, i co dość zgodnie potwierdzają świadkowie, dotyczą pewnej kategorii społecznej Brytyjczyków. Rabują ci, kórzy mają niewiele do stracenia.

Nie chodzi o to, żeby usprawiedliwiać, ale jeśli chce się choćby wyobrazić sobie ich sytuację i jakoś zbliżyć do wyjaśnienia? W kinie specjalistami od tematu stali się w ostatnich latach Francuzi. Przynajmniej trzy tytuły od razu kojarzą się z problemem: w latach dziewięćdziesiątych - Nienawiść Matthieu Kassovitza, arcyciekawa Klasa Canteta w latach dwutysięcznych i w ostatnim roku Hadewijch Dumonta. Wszystkie te filmy nieco inaczej naświetlały problem.

Szczególnie ciekawa w fimie Kassovitza jest scena w galerii: trzech chłopców z przedmieść trafia na wernisaż; warto przypomnieć sobie tę scenę i zobaczyć, w jaki sposób narasta ich wyobcowanie i agresja podczas tej krótkiej sytuacji. Celność filmu Kassovitza można jeszcze bardziej docenić pamiętając, że lata dziewięćdziesiąte w znacznej mierze upływały pod hasłem zacierania różnic kulturowych, dzielących różne publiczności (znana teza postmodernistycznych teoretyków: różnice między kultura wysoką i popularną odchodza w przeszłość). Nie do końca, jak się okazuje: pewni ludzie nie pasują, i pojawiając się tam, gdzie nie są "pożądani", moga powodować tylko katastrofy.



Cantet pokazuje między innymi rozterki nauczyciela, kóry próbuje "ratować" swoich uczniów z najgorszych dzielnic. Nauczyciel zdaje się w pełni świadomy problemu, z którym się mierzy, ale nie jest w stanie swojej zatroskanej pozy przełożyć na konsekwentną postawę zrozumienia. Chce być traktowany jako "swój", ale wyofuje się, gdy społeczna obcość za bardzo zaczyna zagrażać jego poczuciu wartości. Już ten film potrafi zbliżyć się do odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób wyobrażenia młodych ludzi są zdeterminowane przez ich sytuację. Uczniowie z filmu Canteta teoretycznie powinni umieć wyobrazić sobie każdy scenariusz własnej przyszłości: w rzeczywistości jednak ich oczekiwania są formowane w sposób realistyczny - poprzez to, co widzą w najbliższym otoczeniu, poprzez znane już scenariusze wydarzeń, poprzez realną ocenę szans.

Wreszcie Dumont i kolejny raz ukazana nieprzystawalność światów, w którym żyją córka z mieszczańskiego domu i młody potomek emigrantów. Wszystkie trzy filmy poniekąd odpowiadają na tezę o "braku wyobraźni": ta wyobraźnia nie rodzi się znikąd, różne cele życiowe nie są kwestią wolnego wyboru, ale sytuacji, a także wytwarzającej się "kultury" w danej grupie społecznej. To w ramach tej kultury tworzą się wyobrażenia o tym, co jest możliwe, o co warto się starać.

Wszystko to jednak kontekst francuski, filmy stosunkowo dobrze znane. Ciekawy przykład z wysp, to film pokazywany w polskiej wersji telewizji Planete w styczniu tego roku: dokument Cluster, w Polsce pod tytułem W samobójczej matni. Jest to dziennikarskie śledztwo w sprawie dość ponurej epidemii samobójstw młodych ludzi w walijskim mieście Bridgend.



W tej małej miejscowości, w której niemal wszyscy się znają, w ciągu dwóch lat odebrało sobie życie trzydzieści młodych osób, w większości nastolatków. W mediach pojawiła się litania "zwyczajnych podejrzanych": a to internetowy kult śmierci, a to portale społecznościowe, na których publikowano strony poświęcone kolejnym ofiarom. W filmie pary reporterów pojawiają się fakty: po pierwsze, brak rządowego programu zapobiegania samobójstwom (w Szkocji, Anglii, Irlandii powodujących spadek stopy samobójstw). Nakłada się na to słaba opieka medyczna, a właściwie jej brak (jedna z bohtaerek filmu mówi: nie mamy tu nawet dentysty), niedostatek wykwalifikowanych psychologów. Prócz tego bezrobocie wśród młodzieży; wszystko to w mieście, gdzie życie społeczne skupia miejscowy supermarket. Z obszaru pomocy czy choćby interwencji państwo wycofywało się stopniowo przez ostatnie lata, zgodnie z zasadą "każdy musi mieć jakiś pomysł na siebie".

Oczywiście nie sugeruję tu prostej analogii między tragedią z Bridgend a sytuacją rozruchów i masowych kradzieży: sprawy te, podkreślam, traktuję osobno. Przywołuję ten film, ponieważ ujawnia pewien rodzaj logiki, kóry może być przyczyną sytuacji w Anglii: logiki wycofania, pozostawiania całych kategorii ludności samym sobie. Nie od dziś specjaliści budują prosty model: jeśli państwo wycofuje się z aktywnej polityki w sferze wykluczenia społecznego, musi zastępować ją represją.

Cluster nie zawiera w zasadzie odpowiedzi na postawione pytania, nie może jej dostarczać. Jest rodzajem rozbudowanej hipotezy, w której wiążą się wypowiedzi róznych świadków, rodzin, miejscowych polityków. Jest to zarazem wada i zaleta filmu, który więcej powiązań w "klastrze" sueruje, niż wyjasnia, ale wartość ma postawienie pytania o materialne warunki i przyczyny powstałej sytuacji, o realny świat możliwości młodych ludzi, a nie tak łatwe powtarzanie mantry o "braku autorytetów" i wyobraźni. 

(źródło fotografii: wikipedia.org) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz