piątek, 6 maja 2011

Melancholia Von Triera


Najważniejszym dla mnie (i pewnie nie tylko dla mnie) filmowym wydarzeniem maja będzie premiera Melancholii Larsa von Triera. Nowy film autora Idiotów ma być opowieścią o końcu świata, jak czytamy w zapowiedziach. Można się spodziewać, że von Triera wersja apokalipsy będzie mocno dwuznaczna.

Nierozstrzygalność zresztą najsilniej cechuje jego prace. Weźmy choćby Antychrysta - film wywołujący pewną bezradność u widzów, którzy chcieliby zrekonstruować wyraziste znaczenie historii. Zdaje się, że najlepszym pretendentem do "przesłania" filmu było zdanie wypowiedziane, zgodnie z konwencją okrutnej bajki, przez postać zierzęcą: chaos rządzi. Na pokazie kinowym, na którym widziałem film, właśnie w tym momencie na widowni rozległy się najgłosniejsze śmiechy.


Najbardziej oszukany jest więc widz przygotowany na odczytywanie znaczenia, co dobitnie ujął Tadeusz Sobolewski w sformułowanym w formie apelu tytule tekstu poświęconego Antychrystowi, który brzmiał: Lars, rżnij uczciwie! Otóż zdaje się, że Lars nigdy uczciwy nie był, a Antychryst jest tylko najlepszym, ale niejedynym, przykładem.

Weźmy jedne z pierwszych jego filmów - Europę (1991). Ramą dla filmu jest formuła seansu hipnotycznego. W pierwszej scenie niski męski głos (Max von Sydow) mówi: Będziesz słuchał mojego głosu. Ten głos poprowadzi cię do Europy. Słowa mogą być skierowane do głównego bohatera filmu, ale w pierwszej scenie jeszcze go nie znamy. Lepiej więc przyjąć, że są skierowane do nas, oglądających, którzy właśnie do Europy mają się przenieść. W ostatniej scenie, kiedy seans powinien się skończyć, a bohater (i widz) zgodnie z konwencją - obudzić, głos z offu mówi: Umarłeś...



Sam nie wiem, czy na tle Antychrysta jest to sztuczka niewinna, czy też własnie jest na odwrót. Może to bajkowy koszmar z Antychrysta jest stosunkowo niewinny (poważnie, kto da się nabrać na czarnoksięstwo?), a dopiero od koszmaru historii prawdziwe ciarki przechodzą widzom po plecach. Właśnie po Europie widzowie powinni zbuntować się przeciwko tak brutalnemu przypominaniu im, czym jest miejsce, które zamieszkują, co ciąży na jego mieszkańcach i z czego nigdy nie uda im się otrząsnąć. I to właśnie przypomina im von Trier w momencie (1991), kiedy historia miała dobiegać końca (jak skądinąd wiadomo, poza "końcem" czekało i czeka nas bardzo wiele).

Innym tematem, kóry przy Melancholii przychodzi na myśl, jest sam motyw apokaliptyczny, który znaczył coś wyjątkowego właśnie w przywołanym wraz z Europą okresie (przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych). Poczucie wyczerpywania się formuły cywilizacyjnej Zachodu i przeczucie katastrofy znaczyły wtedy trochę coś innego, towarzyszył im paradoksalny typ nadziei, ale to materiał na osobną opowieść, która zamieszczę tu, mam nadzieję, już niebawem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz