„10” 2016
Od kilku lat uczestniczę w zabawie
organizowanej przez miesięcznik „Kino”, czyli w głosowaniu na
najlepsze kinowe filmy minionego roku. W papierowym wydaniu można znaleźć listę po
zliczeniu wszystkich głosów, a poniżej wklejam swoją dziesiątkę
z komentarzami:
- Tysiąc i jedna noc (trylogia), As Mil e Uma Noites, reż. Miguel Gomes. Portugalia, Francja, Niemcy, Szwajcaria 2015.
Reżyser dokonał rzeczy niemal
niemożłiwej: stworzył aktualny komentarz do wydarzeń politycznych
ostatnich lat i równocześnie film odwołujący się do wzorców
uniwersalnych opowieści o ludzkich namiętnościach, bólu i
marzeniach. Na ekranie widzimy go, jak w panice ucieka przed ekipą
swojego filmu, pewien, że nie podoła zadaniu. A jednka się
udało...
Jest to najlepszy film o kryzysie
finansowym, jaki zdarzyło mi się oglądać. Bardzo ważny także
dla zrozumienia współczesnej Europy i jej kryzysu. A przy tym film
zajmujący, zabawny, poruszający.
Film Gomesa składa się z trzech
pełnometrażowych części, które w Polsce wchodziły do kin w
rytmie kolejnych miesięcy. Jeśli miałbym je uszeregować, to za
najlepszą uznałbym część drugą, z niezrównaną sekwencją o
sędzi, która z rosnącą bezsilnością i rozpaczą odkyrwa kolejne
kręgi głupoty, korupcji i zła. Wszystkie trzy filmy razem składają
się na wydarzenie bez precedensu w kinie ostatnich lat.
- Scena ciszy, The Look of Silence, reż. Joshua Oppenheimer. Dania, Indonezja, Finlandia, Norwegia, Wielka Brytania, Izrael, Francja, USA, Niemcy, Holandia 2014. 103’.
Widziałem film Oppenheimera ponad dwa lata temu w Wenecji, pisałem o nim na blogu, wstrząsające dopełnienie równie
mocnej Sceny zbrodni.
- Dzieciństwo wodza, The Childhood of a Leader, reż. Brady Corbet. Wielka Brytania, Węgry, Francja 2015. 115’.
Recenzję pisałem dla Kina –
fascynujący, zagadkowy film.
- Major, Mayor, reż. Jurij Bykow. Rosja 2013. 99’.
Dureń Bykowa był na liście z
poprzedniego roku (moja recenzja dla "Kina" tutaj), na tę trafia Major – film przemknął
przez polskie kina (pokazywany bodaj na jednym ekranie...) ale warto
do niego dotrzeć. To świetnie zrealizowany, trzymający w napięciu
thriller, w tle – tak samo jak w przypadku Durnia –
głęboka i smutna refleksja o współczesnej Rosji , a może i o korupcji każdej
władzy.
- Nieznajoma dziewczyna, La fille inconnue, reż. Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne. Belgia, Francja 2016. 113’.
W grudniowym numerze „Kina”
ukazał się mój esej o kinie braci Dardenne. Staram się w nim
pokazać, że ich filmy najlepiej analizować nie przez pryzmat pojęć
realizmu czy „kina społecznego”, ale przez formułę moralitetu.
O Nieznajomej dziewczynie pisze tam tak:
Najnowszy film
Dardenne'ów ma strukturę sądu nad jego bohaterami. Określa się
przewinienia, bohaterowie podają swoje usprawiedliwienie, wyjaśniają
motywy. Osąd dla jednych może być bardziej łaskawy, niż dla
innych, ale wszyscy poddani są bezlitosnemu spojrzeniu kamery.
Spojrzenie to skierowane jest niby na tych, którzy znaleźli się na
ekranie, ale widzowie nieraz poczują je na sobie. Stąd oglądanie
najnowszego filmu Dardenne'ów nie należy do doświadczeń
przyjemnych: raczej pozwala odczuć ciężar użytej tu formuły
przypowieści, sprawiającej, że historia wydaje się każdemu
słuchającemu opowieścią o nim samym.
Całość tekstu w papierowym wydaniu "Kina".
- Spotlight, reż. Tom Mccarthy. USA 2015. 128’.
- Miara człowieka, Le Loi du marché, reż. Stéphane Brizé. Francja 2015. 93’.
Miejsca szóste i siódme to dwa filmy
realizujące klasyczne wzorce – jeden to trzymający w napięciu film „dziennikarski”
na wzór Wszystkich ludzi prezydenta, drugi to udany
przykład zastosowania formuły realistycznej. Oba
warte uwagi. W przypadku Spotlight zdarzyła się zresztą rzecz
skądinąd rzadko spotykana – film jest zarówno udany, jak i
nagrodzony Oscarem najważniejszej kategorii...
- Kosmos, Cosmos, reż. Andrzej Żuławski. Francja, Portugalia 2015. 103’.
Ostatni film Andrzeja Żuławskiego to
fascynująca, karkołomna próba zmierzenia się z pisarstwem Gombrowicza, właściwie niemożliwym do przeniesienia na ekran. Jak zwykle w
przypadku tego reżysera film pełen fascynujących rozwiązań.
- Pasolini, reż. Abel Ferrara. Francja, Belgia, Włochy 2015. 84’.
W filmie Ferrary najbardziej spodobała
mi się pokora, z jaką twórca Złego porucznika potraktował swój temat. Nie przepadam za
kinem biograficznym, wytwarzane w nim poczucie realizmu wydaje mi się
zawsze skłamane. Nie cenię sposobu, w jaki aktorzy, choćby
wybitni, naśladują drobiazgowo zachowania swoich „modeli”. Sam
trailer Żelaznej damy z Meryl Streep wykrzywiającą twarz w
groteskowych minach przyprawiał mnie o dreszcze zażenowania.
Film Ferrary jest inny – tutaj
Pasolini to nie tyle konkretna jednostka, co figura, wehikuł pewnych
myśli wypowiadanych z ekranu. Podstawowym zadaniem Willema Dafoe nie
było „stać się Pasolinim”, ale przekonująco podawać kolejne
cytaty z wypowiedzi reżysera. Na ile znam te wypowiedzi, na przykład
ze wspaniałego, ostatniego wywiadu udzielonego przez Pasoliniego na
krótko przed śmiercią, Ferrara jest wierny literze. Swoim filmem
natomiast nie próbuje naśladować dzieł autora Włóczykija
– i dobrze.
O filmie Ferrary pisałem już na
blogu. W notce link do dyskusji w Programie Drugim Polskiego Radia.
- High-Rise, reż. Ben Wheatley. Wielka Brytania 2015. 119’.
High-Rise Wheatleya to alegoryczna opowieść
o podziałach klasowych. Film wystylizowany nieraz do granic
autoparodii, przypomina magazyn wypchany pomysłami różnej jakości.
Jeśli polubiłem go na tyle, żeby trafił na listę, to dzięki
nieoczywistej konstrukcji głównego bohatera, który jest w tej
historii bardziej świadkiem, niż protagonistą. To dobra formuła,
a rzadko wykorzystywana w kinie. Podobne cechy miał bohater Crash
Davida Cronenberga, innego filmu opartego na prozie J. G. Ballarda. Film Cronenberga udał się nieporównanie bardziej, ale
próba Wheatleya też jest dość ciekawa, by poświęcić na nią wieczór.
Na liście z rozmysłem nie umieściłem
Syna Szawła. Wspominam o tym, bo na zbiorczej liście „10”
„Kina” to numer jeden. Film wydaje mi się problematyczny z wielu
powodów, ale tu raczej nie miejsce i pora na ich roztrząsanie.