W tegorocznym weneckim konkursie można
zobaczyć najnowszy film Joshuy Oppenheimera The Look of Silence.
Reżyser ponownie opowiada o indonezyjskim ludobójstwie, które
pochłonęło co najmniej milion ofiar (dokładna liczba nie jest
znana). Poprzedni dokument, Scena zbrodni, był jednym z
najważniejszych wydarzeń międzynarodowych festiwali, trafił też
do polskiej dystrybucji (pisałem o nim dla „Kina”). Oppenheimer
kierował swoją kamerę na morderców, którzy w latach
sześćdziesiątych tworzyli rdzeń szwadronów śmierci. Film
koncentrował się na rekonstrukcji tego co można nazwać
nie-pamięcią tamtych wydarzeń w indonezyjskim społeczeństwie,
sytuacją, w której pamięć o masakrze jest wciąż obecna jako
groźba, ale nieobecna jako narzędzie żałoby czy pojednania.
The Look of Silence jest w dużej
mierze kontynuacją tamtego filmu. Znów podejmuje temat ludobójstwa,
ale w inny sposób. Bohaterem filmu jest czterdziestoletni mężczyzna,
który próbuje dojść do prawdy o śmierci swojego brata. Od matki
wie, że brat został zamordowany, i że mordercy są znanymi i
szanowanymi ludźmi lokalnej społeczności. Ale sama znajomość
okoliczności nie wystarcza, dlatego mężczyzna próbuje
skonfrontować dawnych morderców ze swoim cierpieniem. Oficjalnej
wersji – o konieczności walki z komunistycznym sabotażem –
przeciwstawia własną, o cierpieniu ludzi, którzy nigdy nie
doczekali się choćby symbolicznego zadośćuczynienia za swoje
krzywdy.
Najnowszy film Oppenheimera potwierdza
słowa, którymi reżyser uzasadniał taki a nie inny kształt Sceny
zbrodni. Film o mordercach było nakręcić łatwiej, niż film o
ofiarach. „Gangsterzy” (tak nazywają się członkowie szwadronów
śmierci) lubią prezentować swoją pewność siebie, czują, że to
im historia przyznała rację. Ofiary są nadal zastraszone; o
masakrze wolą nie pamiętać. Jednymi z najbardziej wstrząsających
scen The Look of Silence są te, w których widzowie mogą
obserwować mechanizm tego zastraszenia: ilekroć bohater filmu mówi
o swoim cierpieniu i etycznym zadośćuczynieniu za masakrę, staje
się podejrzany, oskarża się go o „szuka kłopotów”, mieszanie
się do polityki. Jeden z dawnych morderców odtwarza propagandową
kliszę, zawierającą nieukrywaną groźbę: „najbardziej
niebezpieczni to nie jawni, ale ukryci komuniści. Może to, co
robisz teraz jest komunistycznym sabotażem, chociaż nawet o tym nie
wiesz?”
Nowy film Oppenheimera jest dużo
prostszy formalnie: ma bohatera, z którym może utożsamić się
publiczność; brak w nim elementów groteski, które dopełniały
portrety morderców w Scenie zbrodni. Opowieść nie traci
przez to siły wyrazu, ale znakomicie funkcjonuje jako dopełnienie
poprzedniego filmu: kiedy poprzedni był analizą zbiorowego
szaleństwa, ten jest próbą naszkicowania dróg wyjścia –
bohater filmu gotów jest zaryzykować swoje życie, żeby znaleźć
wyjście z impasu zatruwającego dusze jego i innych ofiar. Dlatego
rozmawia z mordercami i ich dziećmi, dlatego sprowadza ocalałego z
masakry mężczyznę do domu swojej matki. Dlatego przed dawnymi
oprawcami odsłania swoje cierpienie – domagając się, by uznali
swoją winę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz