niedziela, 16 grudnia 2012

Mistrz (2012)






Jutro (12 XII) po godzinie 14 w Tok FM będzie można posłuchać mojej rozmowy z Grzegorzem Chlastą na temat filmu Mistrz Paula Thomasa Andersona.

Przy okazji premiery Mistrza w "Dwutygodniku" ukazał się mój tekst o reżyserze ("Znane drogi Paula Thomasa Andersona", można przeczytać tutaj). Sylwetka reżysera jest ciekawa, jego filmy warte oglądania, ale dopiero ostatni jego film pokazuje możliwości Andersona.

Mistrz jest dla mnie filmem mijającego roku. Pokazuje wyjście z pewnego impasu, które od lat trapi kino. Z jednej strony mamy więc filmy wielce sprawne technicznie, ale ostatecznie błahe i puste – przykładem Prometeusz Scotta, film, o którym niewiele dobrego można powiedzieć. Z drugiej strony – kino wyrafinowane, ale karzące widza za to, że przyszedł do kina (patrz szereg zeszłorocznych premier, między innymi Alpy czy Poza szatanem – filmy bardzo ciekawe, ale stawiające widzom poprzeczkę wytrzymałości zbyt wysoko).

Film Andersona przypomina, że kino może pozostać popularne, to znaczy oparte na przyjemności, generowanej przez opowieść, w której odnajdujemy miejsce dla identyfikacji; ale z drugiej strony - to samo popularne kino nie musi powtarzać banałów. Środki, po które sięga Anderson, osadzone są w historycznym głównym nurcie kina. Zarazem jednak Mistrz stawia właściwe pytania i udziela na nie niejednoznacznych odpowiedzi.

Najważniejsze pytanie, wokół którego rozgrywa się film, zostało w nim wprost sformułowane – "czy można żyć bez mistrza?" Siła tego pytania nie bierze się stąd, że nikt wcześniej go nie stawiał. Ale Anderson stawia je właściwie, dobrze je przygotowuje: pokazując bohatera (w tej roli Joaquin Phoenix), który kolejno próbuje zamaskować się w normalności, później buntuje się w sposób samobójczy. Kiedy poddaje się władzy charyzmatycznego przywódcy sekty (Philip Seymour Hoffman), również nie odnajduje ukojenia. 

O dziwo, to dość ogólnie brzmiące pytanie dzisiaj wydaje się szczególnie aktualne. Nie dlatego, że pewne pytania są aktualne zawsze – choć to pewnie także. Trudno byłoby w kilku słowach odpowiedzieć na pytanie o przyczyny tej aktualności, ale im więcej myślę o tym filmie, tym owo poczucie aktualności staje się silniejsze.



Fot. materiały prasowe dystrybutora.

2 komentarze:

  1. Dokładnie tak. Mierząc się z tym filmem, miałem niemal identyczne odczucia, choć był też pewien niedosyt, czegoś mi zabrakło. Mimo wszystko Anderson stworzył jak do tej pory film roku. Wielu jeszcze nie oglądałem, ale wątpię, żeby ktoś jeszcze mógłby się z nim mierzyć w tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście "film roku" to umowna kategoria - ale z wszystkich filmów tego roku ten właśnie chcę zapamiętać i wracać do niego wiele razy. Nie brakowało w kinach ciekawych, ważnych, dobrych premier, ale tylko po tym filmie miałem wrażenie, że zobaczyć go raz to mało.

      Usuń