środa, 27 czerwca 2012

O Sztuce politycznego morderstwa


Dzisiaj dla odmiany coś o książce, która mogłaby być z powodzeniem sfilmowana (raczej jako dokument, niż fabuła)

Mowa o fascynującym reportażu Francisco Goldmana Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa. Jest to czterystustronicowa rekonstrukcja okoliczności zamordowania biskupa Juana Gerardiego, śledztwa dążącego do wykrycia sprawców, wreszcie procesu.

Wojna domowa w Gwatemali rozpoczęła się od wojskowego puczu, w wyniku którego od władzy odsunięto lewicowego prezydenta. Najwyższe stanowiska objęła elita prawicowych wojskowych, rozpoczęła się regularna czystka polityczna. Walki pomiędzy armią a lewicową partyzantką trwały ponad trzydzieści lat i pochłonęły dwieście tysięcy ofiar. Biskup Gerardi stał na czele kościelnej komisji, która miała zbadać czasy wojny, poprzez ustalenie prawdy tworząc podstawy nowego otwarcia w gwatemalskiej polityce. Dwa dni po opublikowaniu raportu, który miażdżącą większość ofiar przypisał stronie wojskowej, biskup został zamordowany.

Książka Goldmana daje z jednej strony zwięzły zbiór informacji potrzebnych dla zrekonstruowania kontekstu zbrodni, z drugiej strony – szczegółowo relacjonuje konkretne hipotezy, pojawiających się świadków, wszelkie zwroty akcji związane z prowadzonym śledztwem; trudno więc wydobywać z niej poszczególne elementy wywodu, ale kilka z nich uderzyło mnie jako szczególnie mocne i ciekawe.

Po pierwsze – opis "faz politycznego morderstwa" – zawsze trzech, czyli przygotowania (inwigilacja ofiary, tworzenie spisku), wykonania (zawsze angażującego wiele osób, choćby w biernej roli, dzięki czemu wszyscy mają jakiegoś haka), po którym następuje faza trzecia, trwająca najdłużej i być może najbardziej skomplikowana – faza dezinformacji, manipulowania, mylenia tropów, faza kampanii propagandowej w kontrolowanych i inspirowanych mediach, faza prawniczych obstrukcji, zastraszania świadków i prokuratorów, gróźb i kampanii oczerniających ofiary. Najważniejsze w trzeciej fazie jest wykorzystanie informacji jako broni – często informacji obliczonej jako "usterka", która skutecznie odwróci uwagę publiczności.

Inny element, może dość banalny, ale w tej książce uderzający, to waga najbardziej reprezentatywnych biografii. W książce Goldmana zwrócił on moją uwagę przy okazji rekonstrukcji biografii jednego z wojskowych, zamieszanych w sprawę. Historia życia jednego oficera, szkolonego w USA, biorącego udział w wojnie domowej, w czasach powojennej demokracji utrzymującego półoficjalne wpływy w wywiadzie i kołach wojskowych mówi bardzo wiele o politycznej historii całego kraju (a w jakimś sensie pewnie też jest reprezentatywna nie tylko dla Gwatemali). Przywodzi to na myśl sformułowania Antonia Gramsciego o poznawczej wartości biografii. Nie w sensie staroświeckiej opowieści o bohaterze, wielkiej postaci "uosabiającej epokę". Biografia jest wartościowa jako narzędzie intelektualne raczej w tym sensie, że w relacji o pojedynczym życiu odnajdujemy działanie pewnych mechanizmów sprowadzone do ich konkretnego wymiaru. Wielkie, globalne procesy zyskują wymiar bliski życiu.

Wreszcie kolejna rzecz - gradacja terroru. W Gwatemali, podobnie jak w Argentynie, powstał ruch kobiet, domagających się ujawnienia losu zaginionych (czyli ofiar politycznych czystek). W Argentynie była to ważna inicjatywa obywatelska, do dzisiaj traktowana jako najlepszy przykład, pokazujący możliwość upolitycznienia tradycyjnych ról kobiecych, wyjść ze sfery prywatnej, i korzystając z zaplecza kulturowego (silnie zakorzenionego szacunku dla tych ról), "humanitaryzować" politykę, twardo stojąc na gruncie prawa do poznania prawdy. W przypadku Gwatemali podobny ruch nie udał się z jednego powodu: został szybko rozbity; kluczowe postaci ruchu zostały zamordowane w bestialski sposób – nie tylko je wyeliminowano, ale dano tym samym sygnał innym, czym może skończyć się jakiekolwiek zaangażowanie. Strategia, która udała się w jakiejś mierze w Argentynie, w Gwatemali skończyła się jeszcze jedną tragedią.

Wreszcie to, co w całej książce najważniejsze, i od czego zacząłem moją wyliczankę – czyli sama kwestia zabójstwa politycznego.

Jeden z moich ulubionych filmów dokumentalnych, dwugodzinny Pasolini - ku pamięci przyszłych pokoleń (A futura memoria. Pier Paolo Pasolini, 1986, reż Ivo Barnabò Micheli) znakomicie pokazuje,w jaki sposób tragiczny finał życia może posłużyć jako koda dla całego życia ofiary (a może i sprawców...). Micheli nie skupia uwagi na spekulacjach dotyczących morderstwa (choć zestawia kilka stanowisk), akcentuje raczej, że Pasolini już za życia był wrogiem publicznym, gotowym kozłem ofiarnym. Zaplanowana polityczna zbrodnia, jaką mogła być jego śmierć (w czasie kręcenia filmu Micheliego wiedziano dużo mniej o okolicznościach), byłoby tylko zwieńczeniem pewnej drogi, nie tylko przygotowanej Pasoliniemu, ale takiej, którą sam też zgodził się obrać, definiując siebie jako "heretyka". Film Micheliego jest tylko próbą i z konieczności ograniczoną – sprawy Pasoliniego, o ile mi wiadomo dotąd nie wyjaśniono (choć pojawiły się nowe zeznania, trudne jednak do sprawdzenia).




Książka Goldmana jeszcze silniej uwydatnia tę wagę pojedynczego zdarzenia i prób jego rekonstrukcji. Ostatecznie chodzi nie tylko o wykrycie konkretnych sprawców morderstwa, ale o rozpoznanie całej politycznej kultury, powstałej na długoletniej bezkarności tych, którzy mają władzę.

sobota, 16 czerwca 2012

Sokurow o dwudziestym wieku




Kadr z filmu "Samotny głos człowieka"; źródło: 35mm.com.pl


Ukazał się niedawno box DVD z filmami Aleksandra Sokurowa, "następcy Tarkowskiego" wedle obiegowej krytycznej mądrości. Filmy autora Fausta są trudne w ocenie - każdy z osobna jest intrygujący, ale oglądane jeden po drugim pozostawiają w widzu chęć niezgody.
Moloch to zapewne jeden z lepszych filmów o dwudziestym wieku, jaki można zobaczyć. Rosyjska arka zapewne jest jednym z najważniejszych filmów o wschodnioeuropejskiej, półpreyferyjnej tożsamości. Jednak im bliżej przyglądać się projektowi Sokurowa, tym więcej pojawia się wątpliwości. W tekście na stronie Dwutygodnika staram się te wątpliwości opisać:



"Zeszłoroczną nagrodę dla „Fausta” na festiwalu w Wenecji komentowano zarazem z uznaniem, jak i sceptycznie: kiedy jedni pisali o genialnym, gęstym dziele, inni wskazywali na nużącą pozę i mętne sugerowanie sensu. Te dwie reakcje po jednym z największych sukcesów międzynarodowych Aleksandra Sokurowa nie są konwencjonalnym rozstrzałem opinii, pojawiającym się w przypadku reżyserów osobnych (albo: ekscentrycznych). Można je potraktować zupełnie poważnie, jako punkt wyjścia do refleksji nad innymi filmami reżysera.


Ułatwia ją box DVD, który niedawno pojawił się w sklepach. Na czterech płytach znajdziemy filmy trudniej dostępne, a już bardzo dla autora „Molocha” charakterystyczne. Debiut „Samotny głos człowieka” (1979), planowany jako dyplom na WGIK, czekał na premierę blisko dekadę. Groteska „Smutna obojętność”(1983) także nie od razu pojawiła się w kinach. Na lepszy czas trafiły „Dni zaćmienia” (1988), ekranizacja prozy braci Strugackich. Zestaw zamyka dzieło z dojrzałego okresu, czyli „Cielec” (2001) – drugi w tetralogii o ludziach władzy (otwartej przez wspomnianego „Molocha”, kontynuowanej „Słońcem” i zamykanej właśnie „Faustem”), czyli kluczowym cyklu rosyjskiego reżysera.


(...)


Gdyby spojrzeć na te cztery filmy i poszukać jednej spajającej je perspektywy, jakiejś dominanty oferowanego nam spojrzenia, to ujawnia się owa podwójność, którą przywołałem w początkach tekstu. Niewątpliwa biegłość Sokurowa i bogactwo jego filmów ostatecznie grzęźnie w niemożności. Wszystkie te filmy przywołują poczucie straty, które odsyła jedynie do bezwartościowych miraży, które pozostały po wielkiej katastrofie. Tą katastrofą był wiek XX, którego pierwszym aktem była nieprzytomna rzeźnia I wojny światowej, a żenującym finałem proces, który w języku socjologicznej analizy władzy nazywano „zwijaniem (sowieckiego) imperium”.


Co pozostało z tego wieku? Niezrozumienie świetnie działającego, ale bezsensownego mechanizmu niszczenia, pogrążającego całe narody w apatii („Smutna obojętność”), porażka projektów emancypacyjnych, które zamiast nadawać nową dynamikę, wyrzuciły część Europy poza nawias historycznego procesu (jak w „Samotnym głosie...”), nieczytelne mechanizmy biurokratycznej gry o władzę przedstawione w „Cielcu”. Ostatnim aktem XX-wiecznej historii, o którym opowiadają „Dni zaćmienia”, jest krępujące poczucie nieadekwatności i braku języka. Po całej historycznej grze pozostało przygnębiająco niewiele.


(...)


Cytaty z tekstu Historia, której nie było: projekt Sokurowa, Dwutygodnik, 2012 nr 84.
Całość można przeczytać tutaj.