Trudno wyobrazić sobie film, który
więcej zmieściłby w dziesięciominutowym metrażu, niż W
ciemnościach czasu (2002) Godarda. Jest to część nowelowego projektu
Dziesięć minut później..., w którym kilku reżyserów
zaproponowało własne refleksje na temat czasu. Wypowiedź Godarda
jest krótka i kilkukrotnie spuentowana. Jest tu poczucie zmierzchu,
zmęczenia, jest tu nostalgia za tym, co minęło i zarazem
przerażenie tym, co czas pozostawia za nami.
W tym krótkim filmie znajduje się
kilka scen alegorycznych jak rozmowa przy ognisku czy wyrzucanie
książek z przepełnionej biblioteki. Ale jest też katalog obrazów:
z filmów samego Godarda, z Pasoliniego, są też dokumentalne obrazy
niedawnych ludobójczych okropności.
Całość daleka jest od wypowiedzi
mędrca, który z wysokości autorytetu poucza nas na temat historii.
Więcej tu śladów żywego doświadczenia: zmęczenia i przerażenia
związanego z tym wszystkim, co w czasie przeminęło, ale nie
odeszło, co musimy nadal pamiętać. Że historia to ciąg cierpień
możemy przekonać się w tym filmie naocznie – w obrazach tak
strasznych, że chciałoby się, żeby nie były prawdziwe.