Hitler- film z Niemiec jest z
pewnością jednym z najtrudniejszych filmów, jakie powstały. Nie
tylko dlatego, że trwa ponad siedem godzin. Sam metraż da się wytrzymać, czego dowodem publiczność pokazu w Iluzjonie, która na
oglądaniu filmu Hansa Jürgena
Syberberga spędziła całe niedzielne popołudnie i większość
wieczoru (z trzema krótkimi przerwami na zaczerpnięcie oddechu na
zewnątrz kina).
Jest to film trudny przede wszystkim ze
względu na swoją osobliwą formę. Syberberg zrealizował go w
całości w studio, a złożył wyłącznie z monologów, często ustawiając aktorów na
tle ekranu, na który projektowane są zdjęcia i filmy z epoki. W
ciągu kolejnych godzin powracają wciąż te same
wizerunki i rekwizyty, od kiczowatych po turpistyczne. Na ścieżkę
dźwiękową często nałożone są przemówienia oficjeli trzeciej
Rzeszy, apele poległych, radiowe meldunki Wehrmachtu, wreszcie –
monotonny, wojskowy rytm werbli przełamywany od czasu do czasu
fragmentami Wagnera i Beethovena. Przez jedną
trzecią filmu na ekranie występują lalki przedstawiające wodzów
III Rzeszy, wypowiadające znane cytaty i rozwijające swoje
apologie.
Cały ten aparat obsesyjnie
powracających wątków i motywów uruchomiony jest po to, by na
ekranie wskrzesić świat nazizmu – nazywanego w filmie Syberberga
„wielkim tabu” polityki i historii. Świat wyobrażeń, myślowych
konstrukcji, nadziei, wyobrażenie dziejowej misji i wizję
wspólnoty, z których stworzona była III Rzesza. Jest on ukazany w
skrócie karykatury, w całej skandalicznej brzydocie, dzięki czemu
twórcy unikają niebezpieczeństwa patetycznego przedstawiania
nazizmu jako fascynującego zła. Odwzorowując kicz nazizmu w sposób
bezwstydny, unikają gorszego kiczu, będącego efektem uwznioślania
nazizmu (tę pokusę, dobrze znaną kinu, piętnował dawno temu Saul Friedländer).
Film Syberberga złożony jest w dużej
mierze z cytatów: przemówień, wspomnień kamerdynera czy operatora
prywatnego kina w rezydencji Hitlera, wreszcie z długich
rekonstrukcji kosmologicznych i historiozoficznych teorii, krążących
wśród nazistowskich elit. Resztę wypełnia odautorski monolog, w
którym powraca pytanie: jak zmierzyć się z tym fragmentem
historii.
A zmierzyć się z nim trzeba, co
dobrze oddają tytuły, pod którymi wyświetlany był film: po
pierwsze, jako film z Niemiec (w wersji niemieckiej,
francuskiej czy polskiej) czy jako nasz Hitler (w wersji
angielskiej). Syberberg wciąż podkreśla, że Niemcy w Hitlera
wierzyli (aż do końca, co z przerażeniem notował Victor Klemperer
w LTI), że jego pojawienie się nie było anomalią, ale
przeznaczeniem masowej polityki w tej części Europy, przeznaczeniem tej demokracji. Brzmi to niepokojąco, ale lepszy taki zmuszający do myślenia skandal, niż
miękki rewizjonizm Upadku, w którym roi się od Niemców,
którzy pod koniec wojny są nadal tak niewinni, jakby naziści nie byli u
władzy od dekady z okładem: główna bohaterka tego filmu robi wielkie oczy na rasistowskie uwagi, jakby nie słyszała ich codziennie. Popierający Führera
wiedzieli, czego naziści chcą i jaki jest ich program – w ścieżce
dźwiękowej filmu Syberberga dość jest na to archiwalnych dowodów.
Reżyser filmu konsekwentnie nie szuka "psychologicznej głębi" pokazywanych przez siebie postaci. Odwzorowuje manieryzmy Hitlera, Himmlera czy Goebbelsa, ale tylko po to, by tym silniej zrekonstruować teatralność ich gestów. Dlatego też używa lalek, jeszcze bardziej koncentrujących uwagę publiczności na tym, co zewnętrzne. Obsesją Syberberga jest jawność nazizmu, jego nachalność, oferowana przez niego wizja - wszechobecna, bo, jak podkreśla Syberberg wciąż od nowa, nazizm był w dużej mierze przedstawieniem. Jego składniki dobrze znamy: strzępy teorii doboru naturalnego, mieszanka wielkich bohaterów historii, wreszcie para-religijny żargon, wszystko to pośród pompatycznych dekoracji. Jednak w Hitlerze skądinąd znany materiał osiąga szczyty wizualnej intensyfikacji. Ta sama koncentracja na zewnętrzności,połączona z unikaniem klisz realizmu psychologicznego, pozwala jednak zachować widzom krytyczny dystans, co jest kluczową zaleta tego filmu.
Problem z dziełem Syberberga jest inny,
a polega na tym, że cały historyczny bagaż w siedmiogodzinnym
Hitlerze pozbawiony jest jednoznacznego komentarza. Nie o to
zresztą chodziło – widzom tego filmu darowane są edukacyjne
oczywistości; film Syberberga przeznaczony jest dla tych, którzy
już coś wiedzą, nikt inny zwyczajnie jego projekcji nie
wytrzyma. Nie zmienia to faktu, że zajęcie się tym tematem
właściwie wymaga jakiegoś stanowiska; bez niego całość
zawieszona jest w próżni – widz nie musi słuchać wykładu, ale
powinien mieć z czym dyskutować. I tu Syberberg niezbyt wiele
oferuje. Albo jego stanowisko jest na tyle nieprzekonujące, że i
tak pozostawia widza samemu sobie.
Pod koniec sobotniej projekcji Ludwiga,
otwierającej warszawski przegląd Syberberga, ze strony siedzącej
obok pary doszło mnie wypowiedziane teatralnym szeptem pytanie: ale
cóż z tego wszystkiego wynika? Z Hitlera wynika, że
największą tragedią Niemiec jest upadek niemieckiej kultury. Mało
powiedzieć, że Syberberg jest jej admiratorem: opłakuje ją, daje
się jej opętać, przywołuje ją w gestach kapłańskich, cytując
wciąż od nowa Goethego, Heinego, Wagnera i Manna. Nie ma w tym nic
złego, jak długo klejnot tej kultury nie przesłania mu całego
świata.
Kiedy pod koniec Hitlera Harry
Baer, medium autorskiego komentarza, oskarża Hitlera – kukłę, w
jego mowie prokuratorskiej wciąż powraca powojenny upadek kultury
Niemiec. Być może łatwiej wypowiedzieć tę skargę, niż
przywołać miliony ofiar, ale mizeria niemieckiej kinematografii i
rozplenienie się drobnomieszczańskiego gustu w RFN wydają się
drugorzędnymi konsekwencjami tej katastrofy, którą Syberberg tak
sprawnie rekonstruuje w ciągu siedmiu godzin swojego filmu. Ze
swoją niechęcią dla Hollywood i kultury masowej autor Ludwiga
brzmi jak uczeń szkoły frankfurckiej, ale ostatecznie oferuje niewiele więcej, niż zabarwiony nostalgicznie, wyblakły elitaryzm.
Zresztą może to i lepiej, że brak tu
przekonującej kody. Tym większa odpowiedzialność spoczywa na
widzu, który zechce skonfrontować się z analizowanym przez
Syberberga szaleństwem. Jest to ostatnie, największe źródło
trudności w odczytaniu tego filmu.
Film można zobaczyć na stronie internetowej reżysera.