Od jutra w polskich kinach
nowy film Michaela Winterbottoma The Look of Love (w polskiej
dystrybucji pod tytułem Prawdziwa historia króla skandali).
Jest to kolejna odsłona twórczej współpracy między twórcą Alei
snajperów i Steeve'm Cooganem.
Coogan jest znany z
szeregu ról komediowych; widzowie dawnego BBC Entertainment mogą
pamiętać go z bardzo zabawnego i ekscentrycznego zarazem serialu
I'm Allan Partridge. Humor tej produkcji przypominał nieco
inny hit brytyjskiej telewizji – słynny The Office; w obu
komizm polegał na kreacji groteskowych i niesympatycznych postaci,
choć Partridge mógł mimo wszystko skłaniać do minimalnej choćby
identyfikacji (w przypadku samokrytycznych widzów, oczywiście).
Styl Coogana świetnie
streszcza krótki epizod z Kawy i papierosów Jarmuscha,
zagrany razem z Alfredem Moliną. Postaci grane przez aktora rzadko
dają się lubić, ale za swoje dziwactwa (kto zdołałby ich
zupełnie uniknąć!) płacą cenę kompromitacji czy kpiny –
akurat tyle, żeby widz miał poczucie przywróconej sprawiedliwości
i nie stracił poczucia, że mógłby być na ich miejscu.
U Winterbottoma Coogan
zagrał bodaj swoje najlepsze role: szefa wytwórni Factory Records
(w znakomitym 24 Hours Party People), Tristrama Shandy'ego w
The Cock and Bull Story, wreszcie – samego siebie (w mocno
improwizowanym The Trip). Ostatni z wymienionych filmów
silnie ogrywał motyw aktora trapionego niespełnieniem. Coogan
przedstawił się w nim jako aktor syty sukcesu mierzonego w
najbardziej konwencjonalnych walutach (poziomu życia, erotycznego
powodzenia), ale wciąż czekający na wielką szansę roli
dramatycznej.
Postać Paula Raymonda,
bohatera The Look of Love wydaje się przynosić choć
połowiczne spełnienie potrzeby rozpoznania własnych możliwości w
historii bliższej dramatu niż komedii; to człowiek sukcesu,
wyrachowany gracz, artysta w zdominowanej przez siebie kategorii
erotycznego kiczu. I wreszcie – człowiek, który pod maską
wyrachowanego speca od rozrywki skrywa prawdziwe uczucia. Wszystko to
Coogan próbuje wygrywać na swój dyskretny sposób.
Moja recenzja filmu
Winterbottoma także w majowym numerze "Kina". Piszę w niej między innymi:
"The
Look of Love rozpoczyna się jako
cukierkowa opowieść o erotycznych konwencjach sprzed dekad (postać
Raymonda pojawia się już w czołówce, by osobiście zaprosić
widzów do swojego „świata erotyki”), następnie zdaje się
historią narodzin biznesowego giganta, wreszcie kończy się jako
przypowieść o tym, że najważniejszych rzeczy w życiu kupić nie
można. Całość nie jest ujęta w żadną wyrazistą ramę, bo
trudno za taką uznać dość pojawiające się od czasu do czasu
ujęcia starego Raymonda rozmyślającego nad swoim życiem. Jednak
jak wspomniałem na początku, nie musi to być wada i w przypadku
The Look of Love
owa wielość rozwiązań,kierunków narracyjnych i stylistyk (od
eleganckiej czerni i bieli w sekwencjach z lat pięćdziesiątych po
kolorystycznie coraz bardziej rozpustne kolejne dekady) dobrze się
broni. Trochę jest to zasługa Steeve'a Coogana, brytyjskiego
aktora, znanego głównie z kreacji komicznych, który postać
Raymonda gra bez satyrycznej przesady. Postać Raymonda byłaby
dobrym materiałem na kpinę z estetycznych nieporozumień rozmaitych
mód, z tandetności fałszywego blichtru erotyki w klubach dla
gentlemenów, wreszcie z prezentowanej przez niego archaicznej
męskości, dzisiaj robiącej wrażenie barbarzyńskiego przeżytku.
Do wyśmiania protagonisty jednak nie dochodzi, a im bliżej końca
filmu, tym więcej w portrecie „króla Soho” ciepła. W
interpretacji Coogana Raymond staje się postacią z galerii wielkich
self made menów, urokliwych przez zuchwałość,z jaką
zaciągających wobec życia wielki dług."
Cały tekst od piątku na stronieinternetowej czasopisma.