Od niedawna w księgarniach
"Po ludobójstwie" – wybór esejów pióra Piera Paola
Pasoliniego, jednego z najważniejszych reżyserów dwudziestego
wieku.
Pasolini był jednym z
tych reżyserów, którzy chcieli nie tylko kino tworzyć, ale także
je przemyśleć. Autor "Dekameronu" nie był zwolennikiem
teorii natchnienia, które nagle opada twórcę filmowego; nie uważał
też, że film jest samooczywistym narzędziem. Dlatego poddaje kino
uporczywemu badaniu, wynaleźć słowa, które dobrze opiszą filmowe
zjawiska, ale nie zamkną ich w myślowym schemacie.
Jego ujęcie filmu jako
"języka pisanego rzeczywistości" nieraz sprawia
czytelnikowi kłopoty - jakby autor próbował zbyt dużo zmieścić
w ramy ówcześnie atrakcyjnej teorii semiotycznej. Pasolini upiera
się w swoich tekstach, by rozumieć kino jako język, ale zarazem
domagał się dla tego języka specjalnego statusu: znaki filmowe
miały nie być arbitralne (jak arbitralne są np. znaki mowy), ale
powiązane ściśle z rzeczywistością. "Znak" twórca
filmowy miał tworzyć z tego, co znalazło się w polu widzenia
kamery.
Bardziej lub mniej
przekonujące teoretyczne sformułowania nie są tu zresztą
najważniejsze, ale sam nacisk na potrzebę myślenia o kinie. Nie
tylko kinie jako takim, ale konkretnych filmowych zjawiskach: np.
nurcie, który Pasolini nazywał „kinem poezji”, i rekonstruował
jego opis z przykładów dzieł Godarda czy Bertolucciego.
Filmy stają się częścią
naszej wyobraźni, dlatego należy na nie uważać, i badać to, jak
kino na nas oddziałuje. "Po ludobójstwie" jest dokumentem
pozostawionym przez reżysera – intelektualistę: wyjątkowy
gatunek reżysera, zupełnie różny od twórcy – moralisty albo
filmowca – usługodawcy.
(Jeśli ktoś jest
zainteresowany dłuższym wprowadzeniem do lektury Pasoliniego,
zapraszam do odwiedzenia strony "Dwutygodnika".
Rekonstruuję tam szerszą narrację pozostawioną przez Pasoliniego
w jego tekstach – jego krytykę zjawiska, które nazywał
neokapitalizmem i "fałszywego wyzwolenia", które
ujednoliciło włoskie społeczeństwo; tekst tutaj).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz