sobota, 30 kwietnia 2011

jak chcę gwizdać... realizm od nowa

jak chcę gwizdać, to gwiżdżę

 
Pełnometrażowy debiut Florina Şerbana był jednym z najlepszych filmów ostatniego sezonu - w Polsce pokazanym na festiwalach w Warszawie i Poznaniu.

Bohaterem jest Silviu, osadzony w poprawczaku. Do wyjścia na wolność zostały mu ostatnie tygodnie. Przez ten czas, co jest jasne, nie może popełnić żadnego nowego wykroczenia. Chłopak po wyjściu na wolność chce zająć się młodszym bratem, jednak zza krat nie może dopilnować, by malec nie wyjechał z matką do Włoch. Coraz trudniejsza sytuacja w domu, kolejne upokorzenia od innych osadzonych, wszystko to sprawia, że w Silviu wzmaga się pragnienie choćby chwilowej ucieczki.



Film Şerbana przypomina o projekcie filmowego realizmu. Jakby po latach, w których taka konwencja wydawała się martwa, niewystarczająca (chociażby wobec bardziej wyrafinowanych koncepcji autorskich), dało się na nowo odkryć realistyczny impuls i wykorzystać go, żeby opisać niedawne (jak w "Czterech miesiącach..." Mungiu) i obecne czasy. Film Şerbana mógłby zresztą rozgrywać się i kilkadziesiąt lat wcześniej. Problemy jego bohatera to przecież dobrze znane dramatyczne konflikty: gra o godność toczona w instytucji totalnej, próba niedopuszczenia, by powtórzyła się krzywda (Silviu chce obronić brata przed wpływem matki), wreszcie tęsknota za prostymi przyjemnościami, które dla jednych banalne, dla innych - nieosiągalne.

Filmowy realizm łączy przynajmniej dwa kluczowe elementy. Po pierwsze: przypomina o twardej rzeczywistości poza kinem. Choćby nie wiadomo jak opatrzone były ekranowe znaki tej rzeczywistości (zakład zamknięty, więzienie, szpital: to już nie tylko filmowe toposy, a raczej wyznaczniki osobnego gatunku; kamera podążająca za postacią czy cierpliwe zbliżenia), koniecznością realistycznej konwencji jest zacytować je lub wymyślić od nowa.

Przykładową sceną, która wywołuje ów efekt jest moment odczytywania nazwisk podczas apelu. W zbliżeniach widzimy twarze osadzonych, kiedy głos z offu wyczytuje kolejne nazwiska: jedno nazwisko - jedna osoba - to jakby wskazać każdą z osób, "przyszpilić ją". Podobny efekt ma niewiele późniejsza scena wspólnej pracy: pozornie nieznacząca, łącznikowa, jednak kluczowe jest poczucie towarzyszenia ekranowym postaciom.

Drugi składnik filmowego realizmu to ideologiczny akcent położony na godność i podmiotowość postaci. W debiucie Şerbana trudno tego nie zauważyć: cały film oparty jest właśnie na tych wielkich tematach, wygrywa je od nowa bardzo sprawnie. To komponent uniwersalny, który wiąże określony społecznie kontekst z jakimś wielkim konfliktem w rodzaju tych, kóre już wymieniałem (pragnienie wolności jest tu najbardizej podstawowym).



Zagadką jest, dlaczego "to nadal działa". Dlaczego klisza realistyczna, będąca kliszą przecież, nadal ma swoją siłę. Tak jakby realizm nigdy nie był spełnionym ani skończonym projektem, ale wciąż rekonstruowanym: na bazie tych samych tropów, tych samych motywów, tych samych środków. Właśnie to wieczne nieukończenie realistycznego projektu wydaje się być odpowiedzią.




piątek, 29 kwietnia 2011

kwiecień

W pierwszym poście wypada wytłumaczyć się z tytułu. Kwiecień - nazwa miesiąca, w którym rozpoczynam pisanie, ale nie tylko. Także film Nanniego Morettiego, który zapada w pamięć szczególnie dzięki jednej scenie - kiedy bohater siedzi na podłodze pośród morza porozrzucanych artykułów, numerów specjalnych gazet, itp. Bohater filmu - reżyser filmowy, inaczej: sam Moretti - próbuje ułożyć z tych fragmentów jedną opowieść o politycznej rzeczywistości Włoch; oczywiście mu się nie uda...  Ale na początek wystarczy zaangażowanie i dobre chęci.