poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Debiutanci (2010)


Debiutanci Mike'a Millsa (znanego np. ze współpracy z zespołem Air) to kameralny komediodramat skoncentrowany na rekonstrukcji pewnej prywatnej historii.



Bohaterem jest Oliver, rysownik po trzydziestce (Ewan McGregor). W pierwszych scenach oswaja się z pustym domem, który pozostawił jego niedawno zmarły ojciec. Na imprezie poznaje francuską aktorkę Annę (Mélanie Laurent); między parą nawiązuje się romans, kontynuowany przy okazji kolejnych wizyt często podróżującej dziewczyny.

Równolegle z historią miłosną, w serii retrospekcji obserwujemy umieranie ojca bohatera (Christopher Plummer). Mężczyzna dopiero grubo po siedemdziesiątce przyznał się synowi do trzymanego w tajemnicy homoseksualizmu. Kiedy zaczyna na dobre cieszyć się wolnością (orientację ukrywał aż do śmierci żony), dowiaduje się o śmiertelnej chorobie. To syn bierze na siebie odpowiedzialność za ojca, który o zbliżającej się śmierci nie chce powiedzieć nawet partnerowi.

Mike Mills pokazuje w filmie, którego jest również scenarzystą, nieprzeciętny talent do łagodnego opowiadania o swoich bohaterach. Delikatne są tu akcenty humorystyczne: choćby w scenach, w których leciwy ojciec bohatera rzuca się w wir tożsamościowej polityki, tłumacząc uśmiechniętemu pod nosem synowi nowoodkryty sekret znaczenia wielokolorowej flagi. W sposób dyskretny przedstawiają twórcy filmu emocje - cierpienie związane z chorobą, wreszcie moment śmierci ojca. Podobnie podana jest historia rodzinna - o trudnych wyborach swoich rodziców główny bohater i narrator filmu zarazem odpowiada z dystansem i bezpretensjonalnością prostego "tak wtedy było". Wreszcie w ten sam wyważony sposób przedstawiają twórcy Debiutantów miłosny problem bohatera, który nie może zaangażować się w poważny związek z powodu strachu przed zabijającą miłość rutyną. Strachu nabywanego od dzieciństwa spędzonego na obserwacji związku rodziców - pełnego szacunku i wzajemnego zrozumienia, ale pozbawionego miłosnego żaru.

Z początku wspomniana łagodność połączona z precyzją spojrzenia i dystansem mogą widza zachwycić. Z czasem jednak pojawia się pytanie, kiedy w filmie zobaczymy jakikolwiek konflikt. Bo samo niezdecydowanie bojącego się związku trzydziestoparoletniego chłopca przestaje wystarczać. I o ile opowieść o rodzicach daje Millsowi najwięcej okazji do celnych obserwacji, o tyle historia współczesna właściwie rozpływa się w szeregu coraz mniej istotnych scen. Oliver i Anna spotykają się i rozstają, rozmawiają i milczą, wreszcie rozchodzą się i schodzą, ale trudno znaleźć tu jakiś punkt zaczepienia dla zaangażowania widzów.

Brak konfliktu najlepiej wyjaśnia sam bohater filmu, który w pewnym momencie swojej narracji porównuje losy własnego pokolenia i pokolenia rodziców. Ci drudzy przeżyli wojnę, żyli w innym, groźnym świecie, w którym trzeba było wiele ukrywać z obawy o własne życie (matka bohatera ukrywała żydowską tożsamość, ojciec - miłość do mężczyzn w czasach, kiedy policja dokonywała rajdów na pikiety). Ich dzieci nie mają już tych problemów, a patrząc na ich życie w filmie Millsa - właściwie żadnych, prócz tych, które może rozwiązać terapia. Zaangażowanie polityczne bohaterów i jakiekolwiek odniesienie do współczesnej sytuacji pojawia się w scenie, gdy Oliver ze znajomym piszą antybushowski napis na ścianie. Oprócz tego prowadzą egzystencję beztroską, skoncentrowaną na pracy zbliżonej do przyjemności, na rozmowach, romansach i zabawie. Ryzykując patetyczny ton, można powiedzieć, że to tacy "ostatni ludzie" - o nic im nie chodzi, o nic nie walczą, nic im nie wadzi i oni nikomu nie przeszkadzają.

Oczywiście, kiedy Oliver mówi o swoim "pokoleniu", tak naprawdę ma na myśli siebie i swoich znajomych, których oglądamy w filmie. Społeczny "inny" pojawia się tylko raz, w postaci pracownicy toru wrotkowego, która nie pozwala bohaterom zostać z psem. Tu już Mills nie jest aż tak delikatny - przerysowuje tę kobietę, każe jej robić groźne miny i niegrzecznie nalegać, kiedy pies jest taki sympatyczny! Bohaterowie filmu nie rozumieją, dlaczego spotkali się z tak ostrą odprawą, więc wyśmiewają kobietę, a wrotki kradną, żeby nie pozbawić się przyjemności. Czyli ktoś "inny" istnieje - ale nie są to ludzie tak przyjemni, jak Debiutanci.

W historii Olivera ostatecznie wszystko dobrze się kończy, jego świat pozostaje pogodny, rozczarowania przeszłości zwalczone. Pozostaje pytanie, czy film Millsa jest aż tak niewinny, czy może kryje się w nim, w stanie uśpienia, coś w rodzaju manifestu. Ponieważ po projekcji deklaracje Olivera o pokoleniu, które może być "szczęśliwe" jak żadne inne w przeszłości, chyba najsilniej zapadają w pamięć.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz