tag:blogger.com,1999:blog-11713944462351349152024-03-05T05:39:13.435+01:00aprilenieregularny blog o filmieKrzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.comBlogger108125tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-51137561483045903992021-03-10T01:19:00.007+01:002021-03-10T01:59:49.300+01:00Poland Magnified - selekcja filmów polskich dla festiwalu Cinematik<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEignhPTaRmiBwtA-dxH0Bm843wNKnlRRTFxbmGT7lsTtZMSzh_rrEfDyTmd5JG1QtjX9rnmDjaJA1x-lT4apvb3g7TnXynLUcKxMubDvRVWeHW5l6jnHygvW_Vli4RtZ1yzMB9ty-X67Ww/s2048/ZABIJ+TO_9.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1146" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEignhPTaRmiBwtA-dxH0Bm843wNKnlRRTFxbmGT7lsTtZMSzh_rrEfDyTmd5JG1QtjX9rnmDjaJA1x-lT4apvb3g7TnXynLUcKxMubDvRVWeHW5l6jnHygvW_Vli4RtZ1yzMB9ty-X67Ww/s320/ZABIJ+TO_9.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><br /></div><p style="text-align: center;"><br /></p><p style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">W dziwnym roku pandemii zostałem poproszony o jedno z ciekawszych filmowych zadań - zaprzyjaźniony festiwal filmowy Cinematik ze Słowacji zaprosił mnie do selekcjonowania filmów dla specjalnej sekcji poświęconej polskiemu kinu, zatytułowanej Poland Magnified - "zbliżenie na Polskę". Dziewięć tytułów, które weszły na ekrany w ostatnich trzech latach. Miał to być jeden z dwóch głównych polskich akcentów tegorocznego festiwalu, obok retrospektywy Wojciecha Smarzowskiego. </span></p><p style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">W kwietniu wysłałem pierwszą listę, na której znalazło się dziewięć tytułów. Po kilku tygodniach okazało się, że niektóre filmy albo zostały niedawno wyświetlone na festiwalu (organizatorzy niechętnie pokazują dwa razy ten sam tytuł) lub kopie okazały się niemożliwe do zdobycia. Ostateczna wersja listy powstała w maju (alfabetycznie):</span></p><p style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><br /></span></p><ol style="text-align: left;">
<li><p class="western" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">7 uczuć / 7
Emotions (2018), reż. Marek Koterski</span></p>
</li><li><p class="western" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">Via Carpatia,
2018, dir. Klara Kochańska, Kasper Bajon</span></p></li><li><p class="western" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">Jak pies z
kotem / A Cat with a Dog (2018), reż. Janusz Kondratiuk</span></p>
</li><li><p class="western" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">Krew Boga /
The Mute (2018), reż. Bartek Konopka</span></p>
</li><li><p class="western" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">Ułaskawienie
/ Pardon (2018), reż. Jan Jakub Kolski</span></p>
</li><li><p class="western" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">Mowa ptaków /
Bird Talk (2019), reż. Xawery Żuławski</span></p>
</li><li><p class="western" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">Wiatr.
Thriller dokumentalny / The Wind. A Documentary Thriller (2019), reż. Michał Bielawski</span></p>
</li><li><p class="western" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">Wilkołak /
Werewolf (2018), reż. Adrian Panek</span></p>
</li><li><p class="western" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><span>Zabij
to i wyjedź z tego miasta / Kill It and Leave This Town (2020), reż. Mariusz Wilczyński</span><span> </span></span></p>
</li></ol>
<p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><br /></span></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">Na liście nie znalazły się dwa tytuły, z którymi wiążą się być może największe sukcesy polskiej kinematografii ostatnich lat, <i>Boże Ciało</i> i <i>Zimna wojna</i> - oba ciekawe i warte pokazania, ale wyświetlane na festiwalu przy innych okazjach. Niestety nie udało się pokazać także <i>Fugi</i> Agnieszki Smoczyńskiej.</span><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><br /></span></span></p><p style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">Podczas selekcji zależało mi na pokazaniu filmów różnorodnych, istotnych, ale niekoniecznie tych najbardziej kasowych czy głośnych. W towarzyszącym selekcji krótkim wstępie, który napisałem dla festiwalu, akcentowałem dwie cechy najnowszego polskiego kina: nie próbuje kopiować Hollywood (choć dużo odważniej, niż kiedyś, sięga po formuły gatunkowe) i uwalnia się od własnej przeszłości, szuka nowych ścieżek. Kiedy wybierałem filmy i oglądałem polskie filmy jeden po drugim, kilka w ciągu wieczoru, uderzyła mnie świeżość polskiej kinematografii ostatnich lat, wyzwolenie od automatyzmów w doborze tematów i portretowaniu bohaterów, jakiś moment otwarcia, który zobaczyłem w tych filmach. </span></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: large;"><br /></span></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;">Układając listę próbowałem także zaakcentować pewną grę ciągłości i zerwania: w <i>Mowie ptaków</i> Żuławski-syn cytuje kino własnego ojca, ale zarazem - żegna się z tym kinem i z samym ojcem, portretowanym jako jedna z postaci, z czułością. Adrian Panek w <i>Wilkołaku</i> podejmuje jeden z klasycznych tematów polskiej kinematografii - potworności wojny - ale opowiada o nim w formule gatunkowej. Film Marka Koterskiego jest w pewnym sensie podsumowaniem wątków, które można znaleźć w jego wcześniejszych filmach, ale w innej formule i skali, jakby na nieco większym płótnie - rozpisany na większą liczbę głosów, niż zazwyczaj, bardziej "cielesny", nieco wyraźniej skoncentrowany na aktorach, nie słowach przez nich wypowiadanych. <i>Via Carpatia</i> to rzadki w polskim kinie udany przykład kina interwencyjnego, choć z racji na ascetyczną formę opowiadający swoją historię raczej do tych "już przekonanych", którzy już wiedzą i współczują. <i>Wiatr</i> - jedyny dokument w sekcji - również wydał mi się i zaczepiony o tradycję polskiego dokumentu (humanistyczną, współczującą), i nietypowy - bo wychwalający, nieco populistycznie (w dobrym sensie tego słowa), twardość ludzi żyjących blisko natury. <i>Krew Boga</i> Konopki spodobał mi się jako propozycja kina totalnego, projektu, w którym wszystko stawia się na jedną kartę - praca kamery i quasi-antropologiczna tematyka przypomniały bardzo mój ulubiony <i>Na srebrnym globie</i> - znów nawiązując do Żuławskiego, wielkiego nieobecnego ostatnich lat. Wreszcie, dosłownie na kilka dni przed domknięciem listy, udało mi się zobaczyć <i>Zabij to i wyjedź z tego miasta</i> - filmowy poemat Wilczyńskiego, który można pokochać za wiele rzeczy - oniryczny nastrój, bezwstydną koncentrację na sobie i konsekwencję, z którą z kilku scen, motywów, słów, postaci buduje się świat, który wydaje się kompletny, nawet jeśli nieco klaustrofobiczny. </div></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: large;"><br /></span></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;">Poniżej zamieszczam angielską wersję wstępu, który napisałem jako wstęp do sekcji. Tekst i plan pokazów na stronie festiwalu, z krótkimi opisami poszczególnych filmów, można zobaczyć <a href="https://www.cinematik.sk/en/sekcia/poland-magnified/" target="_blank">tutaj</a>. Żałuję, że nie mogłem pojechać do Piešťan na festiwal - byłem bardzo ciekawy reakcji słowackiej publiczności na niektóre z filmów, choćby aluzyjny film Kondratiuka, który pewnie mocno traci poza polskim kontekstem (ale być może ujawnia też inne zalety) czy mocno osadzony w polszczyźnie film Koterskiego.</div></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: large;"><br /></span></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;">*</div><span><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Poland Magnified</div></span></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><br /></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;"><br /></div></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">The films selected for the Cinematik section Poland Magnified are characterized by a daring artistic vision and are far from mediocre commercial production. As a set, they show various strategies of vibrant new European cinema that dares to free itself from the formulas of Hollywood film- making as well as from the grandeur of the auteur cinema of the past.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><br /></span></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;">Polish cinema has great traditions and has endured serious hardships. After the Second World War, Polish cinema achieved its heights thanks to the work of several great directors who worked in state sponsored film groups (Andrzej Wajda, Wojciech Jerzy Has, Andrzej Żuławski and Krzysztof Kieślowski among oth- ers). After 1989 and the collapse of state socialism, Polish cinema had to adjust to a new situation and yesterday’s successes were not enough to secure a smooth transition to the new, market based order. During those years, several new filmmakers emerged and they often struggled to find the new ways of successful commercial communication with audiences, both artistically and sound. During the 2010s, the new forms of film funding were put to work and, slowly, new space that enabled certain older and young filmmakers to offer more daring visions emerged.</div></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: large;"><br /></span></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;">Section Poland Magnified documents the last three years of Polish cinematography. It gathers both titles oriented toward international audiences and more idio- matic projects that were popular domestically. The first category is repre- sented by Via Carpatia—a low-key, realistic drama about a couple that sets on a journey frequented by refugees to find a trace of their relative trapped somewhere on the fenced borders of Europe. An exemplary movie of the sec- ond type is an instant cult classic 7 Emotions by the veteran of grotesque and at the same time lyric portrayal of the everyday, Marek Koterski. In his newest movie, the most renowned and popular Polish actors are cast as children in a hilarious and bitter tale of the traumas of growing up. One of the most important movements of the recent Polish film production is historical drama, represented in the section by two titles. Pardon by Jan Jakub Kolski conveys the complexity of Polish contemporary history in the moving tale of a couple struggling to provide a proper burial for their child—a young partisan killed right after the war by communist forces. A different view of the war, but also from the perspective of the victims of history, is provided by a younger filmmaker, Adrian Panek, in his second feature called Werewolf. The story of children—concentration camp survivors—trapped by SS-trained dogs in a remote castle has the characteristics of parable and classic thriller.</div></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: large;"><br /></span></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;">This last picture also marks the new boldness, with which Polish filmmakers take on genres and themes less established in the history of art-house Polish cinema. The Mute by Bartosz Konopka presents a story of a medieval bishop on a mission to Christianize one of the last “pagan” tribes of the Baltic Sea coast. It’s highly ambivalent in its portrayal of religion as both a great transform- ing force and a tool in the hands of the powerful. The stylized, frenetic form of the last title shows similarities to the most known “extremist” of Polish cinema, Andrzej Żuławski, and his partly forgotten sci-fi classic On the Silver Globe.</div></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: large;"><br /></span></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;">The spirit of late Andrzej Żuławski is strongly present also in another film of the section, Bird Talk, based on his script and directed by his son, Xawery. Bird Talk is as energetic as the best films of Żuławski the father, with dialogues and tempo clearly in the style of the director of Mad Love. Xawery added a lighter touch with his music-video inspired direction to a rather apocalyptic portrayal of the contemporary Polish reality from the father‘s script. The motives of loss are strongly present also in A Cat With a Dog by Janusz Kondratiuk—a per- sonal story of the director’s and his wife’s struggle with the terminal illness of his brother, Andrzej Kondratiuk. Both veterans of cinema—well-known to Polish au- diences—but of radically different temper, they have been keeping distance from each other throughout their adult lives. When Andrzej’s life gets closer to its end, Janusz has to forget about their past differences. Kondratiuk’s movie is program- matically “modest” in terms of form and narrative but achieves the rarely seen levels of emotional sincerity.</div></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: large;"><br /></span></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;">Finally, Kill It and Leave This Town, the only animation in the selection, is a case of a radical vision alien to any artistic compromise. Fourteen years in the mak- ing, the feature by Mariusz Wilczyński is set in the imaginary space of his memory and past experiences. The film moves between the personal fantasy and the grim portrayal of reality and is populated by tender, fragile and obsessive characters, including Wilczyński who is no less important than the others. The selection is sealed with a classic documentary, Wind – A Documentary Thriller. The film is set in the mountain region of Poland and tells the story of three characters, all of them struggling with the phenomenon of strong wind (called „halny”) that causes not only material but also psychological strain in the highland communities. The film is exceptional in its humanist tone and the way it portrays everyday people as larger-than-life characters who are able to struggle face to face with the forces of nature.</div></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: large;"><br /></span></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;">Every set of a few titles that would attempt to portray as varied cinematography as the Polish one will be inevitably subjective. This selection is also the case—it was made deliberately, away from the simple criteria of cinematographic success, such as box office and festival awards. The films selected for the Cinematik section Poland Magnified are characterized by a daring artistic vision and are far from mediocre commercial production. As a set, they show various strategies of vibrant new European cinema that dares to free itself from the formulas of Hollywood film- making as well as from the grandeur of the auteur cinema of the past. </div><span><div style="text-align: left;"><br /></div></span></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><div style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: large;">*</span></div><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><div style="text-align: left;"><br /></div></span><p></p><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;">Ilustracja: kadr z filmu <i>Zabij to i wyjedź z tego miasta</i>, materiały dystrybutora.</span></p><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"><p style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"></p><p style="text-align: left;"><span style="font-family: trebuchet; font-size: medium;"><br /></span></p><p></p></div>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-66636689731432378582017-09-13T18:48:00.003+02:002017-09-13T18:48:48.545+02:00Wielki sen Davida Lyncha - o nowym Twin Peaks<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh13s15Oc9UrtD0xgSehyY2-o-cse57favm2jWwAA0c3KrzGQKAzPj2kVcZSMa98eOKCDHpfCuoACfHcJ4XhL-HU3Rkhc0ivWHo64xRSl0U1GwXiK7STlUjTwkGNSSt66kHFOgvXM6pLYs/s1600/Twin_Peaks_2017_Poster.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="340" data-original-width="251" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh13s15Oc9UrtD0xgSehyY2-o-cse57favm2jWwAA0c3KrzGQKAzPj2kVcZSMa98eOKCDHpfCuoACfHcJ4XhL-HU3Rkhc0ivWHo64xRSl0U1GwXiK7STlUjTwkGNSSt66kHFOgvXM6pLYs/s320/Twin_Peaks_2017_Poster.jpg" width="235" /></a></div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="color: #660000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Na stronie dwutygodnik.com ukazał się dziś mój esej o nowej serii Twin Peaks. Nie siliłem się, żeby zmieścić w tym tekście wszystko, co godne odnotowania. Chciałem przede wszystkim uchwycić klimat nowej serii, tak różnej od poprzedniej.</span><br />
<span style="color: #660000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="color: #660000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Tekst ukazał się w <a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/7349-wielki-sen-o-zlych-czasach.html">219 numerze Dwutygodnika</a></span><br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><b>Wielki sen o złych czasach</b></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">„Twin Peaks” w moim pokoleniu znali
niemal wszyscy, w polskiej telewizji emitowano go dość regularnie,
ale dużo ważniejsze od oglądania samego serialu było mentalne
powracanie do wykreowanego w nim świata. Szczególnie przydatna była
krążąca na kasetach magnetofonowych ścieżka dźwiękowa, którą
określić można jednym słowem, pojawiającym się zresztą w
serialu: „marzycielska” („dreamy”). Dla wrażliwej młodzieży
o zacięciu kontrkulturowym „Twin Peaks” było znakiem
rozpoznawczym i podzielanym estetycznym kodem.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Było więc czymś dużo więcej niż
serialem – raczej fenomenem kulturowym, a oddanie jego fanów
niewątpliwie przekraczało wymiar przygodnej mody. Moda jako
zjawisko zresztą i tak nic nie tłumaczy, zawsze raczej domaga się
wyjaśnienia. Mam oczywiście swoją hipotezę, częściową,
nietłumaczącą wszystkiego. Przyciągająca siła tego serialu
polegała na tym, że zaczarowywał on najbardziej banalne sfery
codziennego życia. Taki zabieg stosowany był wcześniej przez
Lyncha, choćby w „Blue Velvet”, w którym zaprasza się widzów
do eksploracji ciemnej strony małego amerykańskiego miasteczka.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W „Twin Peaks” jest podobnie –
tytułowe miejsce akcji jest właściwie kwintesencją
prowincjonalności, leśną osadą, zamieszkaną w większości przez
drwali, kierowców ciężarówek i cieniutką warstwę miejscowej
klasy średniej. To, co w innych filmach jest tłem, synonimem nudy i
przeciętności, w serialu odkrywało swoje niezwykłe oblicza.
Momentami przewrotny romantyzm odwoływał się tu do tego trudnego
do opisania „przeczucia niezwykłości”, które większość
dorosłych pamięta z dzieciństwa. Opierają się na tym przeczuciu
filmy grozy, kiedy pokazują opuszczone domy, ciemne zagajniki,
strychy, do których zagląda się przez dziurkę od klucza. W „Twin
Peaks” wszystko było właśnie takie – tajemnicze, niesamowite.
Ale przy tym skąpane w nostalgii, która ówcześnie, w okresie
kręcenia pierwszych dwóch serii, była czymś w rodzaju
obowiązkowego idiomu ambitniejszych telewizyjnych produkcji, takich
jak „Crime Story”, „Cudowne lata” czy „Przystanek Alaska”.
Świat „Twin Peaks” był niesamowity, ale nie przerażał, małe
miasteczko przedstawione w serialu było tyleż tajemnicze, co
zapraszające. Miało swoje dwie strony, oprócz tej mrocznej również
tę tworzoną przez uczciwych i prostolinijnych ludzi, dalekich od
wielkomiejskiego zepsucia. Serial w przedziwny sposób na powrót
czynił atrakcyjną zwykłą przyzwoitość, a nawet poczciwość
prowincji.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Realizacja pierwszego „Twin Peaks”
została zatrzymana po dwóch seriach. Zagadka zabójstwa Laury
Palmer została rozwiązana, ale ostatnim fabularnym akcentem była
sugestia, że główny bohater, agent Cooper, został opanowany przez
zło, przeciw któremu tak dzielnie walczył. Ten wątek jest
kontynuowany w trzeciej serii, zrealizowanej po ćwierć wieku,
której amerykańska emisja miała swój finał w początkach
września.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: 13pt;">Niemożliwy
powrót</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Pierwsze, czego dowiaduje się widz
nowej serii, to to, że do Twin Peaks nie ma powrotu. Ktoś, kto
spodziewał się nostalgicznej powtórki z pierwszych sezonów,
musiał być zawiedziony. Zniknął urok i pewna przytulność
oryginału. Nowa seria jest znacznie bliższa ostatnim filmom Lyncha
niż serialowi sprzed lat. Zamiast korowodu sympatycznych dziwaków
znajdziemy w niej dużo więcej osób zwyczajnie nieszczęśliwych,
groteskowych i szalonych, w sposób nie „uroczy”, a niepokojący.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Fabularnym punktem wyjścia serii jest
rozdwojenie Coopera: znany z poprzednich odcinków cnotliwy stróż
prawa zostaje uwięziony w świecie „po tamtej stronie” (jeszcze
bardziej rozbudowanej, labiryntowej), „po tej” zaś, w świecie
zamieszkiwanym przez inne postaci, działa jego zły sobowtór. Kiedy
Cooper, w wyniku magicznych manipulacji, trafia z powrotem do
„właściwego” wymiaru, jest uśpiony – nie tylko nie zna
swojej tożsamości, ale jest pozbawiony wszelkich sił rozumowania,
pozostały mu tylko uczucia i intuicja. Co gorsza, inni biorą go za
bliźniaczo podobnego agenta ubezpieczeniowego, Douglasa „Dougiego”
Jonesa, mieszkającego w Las Vegas ze swoją żoną i dzieckiem.
Przez większość trzeciej serii widzowie czekają, aż Cooper się
obudzi, a w tym czasie „zły Cooper” prowadzi własną krucjatę,
poszukując wskazówek, które pozwolą mu raz na zawsze pozbyć się
swojego dobrego bliźniaka.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Jeśli ten opis wydaje się czytelnikom
enigmatyczny, to nie jest tak z mojej winy – inaczej nie da się
opowiedzieć głównego wątku nowej serii. Już to krótkie
wprowadzenie pokazuje odwrócenie proporcji. W pierwszym „Twin
Peaks” opowieści o tajemnicach małego prowincjonalnego miasteczka
towarzyszyły elementy grozy, w trzeciej serii niesamowitość jest
punktem wyjścia i to klasyczne wątki występują tu na prawach
wyjątku. Elementy fabularne nie łączą się ze sobą w spójną
całość, przypominają fragmenty bardzo skomplikowanej układanki,
do której nie ma klucza. Pojawiają się oczywiście powracające
motywy, enigmatyczne wskazówki – powtarzane tu i ówdzie frazy,
jakieś strzępy wyjaśnień wskazujących, kto w jaki sposób
zmienił tożsamość, kto kiedy zginął, kto z kim jest powiązany.
Jednak błędem byłoby sądzić, że poza tymi wskazówkami znajdują
się wyjaśnienia. Te rozmaite sugestie pozwalają jedynie utrzymać
maszynę opowiadania w działaniu. Maszyna ta zaś jest wehikułem
szeregu filmowych konwencji, których Lynch używa: komedii z
elementami slapsticku, thrillera, a nawet horroru z elementami gore
(czego w pierwszych seriach niemal nie było). Dwa odcinki są niemal
pozbawione dialogów i konwencjonalnej narracji, przypominają raczej
halucynacyjne podróże w czasie i przestrzeni. Używane środki są
imponujące, nie ma natomiast żadnego „sekretu historii”. Jeśli
więc nie ma „rozwiązania”, a odsyłające do niego wskazówki
nie są istotne, to co jest?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: 13pt;">Wielki
sen</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W pierwszym „Twin Peaks”, a także
w rozgrywającym się w świecie serialu filmie kinowym „Ogniu
krocz za mną”, kluczowe były motywy zła, grzechu i odkupienia.
Laurę Palmer, ofiarę morderstwa, poznajemy z relacji znających ją
osób jako dumę lokalnej społeczności, typ królowej balu,
wzorowej uczennicy: pięknej, inteligentnej, zaangażowanej w życie
miasteczka. Stopniowo na jaw wychodzą jej sekrety: narkotyki,
uwikłanie w znajomości z półświatka, prostytucja. Ale prawdziwym
sekretem sytuacji nie jest „schodzenie na złą drogę” młodej
dziewczyny, ale przeżywane przez nią w samotności cierpienie –
lata molestowania, do których nie mogła przyznać się nikomu. W
świecie „Twin Peaks” zło, które spotyka dziewczynę, ma postać
osobowej siły, i centralne pytanie dotyczy tego, czy zostanie ona
pokonana. Film kinowy jeszcze silniej wprowadza wymiar relacji między
złem i niezasłużonym cierpieniem – kluczowe sceny rozgrywają
się w „innym wymiarze”, do którego trafia Laura i gdzie
znajduje szansę odkupienia.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc-P0c2SlEeJho3eV6-dnYJs_sE-Eg1zQuVyGp7aILMtsI1RgunDNsAjv2To_c7yqe44GE-T0tTjFPYRDxV_p7tRhsyEzevU5dCxrCzFL2_REP_ox0E0lMFZza46YQkFNuH7PV9yipr9I/s1600/twin+peaks+fire+1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="588" data-original-width="748" height="251" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc-P0c2SlEeJho3eV6-dnYJs_sE-Eg1zQuVyGp7aILMtsI1RgunDNsAjv2To_c7yqe44GE-T0tTjFPYRDxV_p7tRhsyEzevU5dCxrCzFL2_REP_ox0E0lMFZza46YQkFNuH7PV9yipr9I/s320/twin+peaks+fire+1.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W nowej serii centralny wątek jest
inny – to sen Coopera, jego uwięzienie w postaci Dougiego Jonesa,
a także we wspomnianym „innym wymiarze”. Ów sen jest zresztą
najważniejszym źródłem komizmu: choć Cooper jest niemal w
śpiączce, nie potrafi samodzielnie się poruszać ani powiedzieć
niczego, co nie byłoby bezsensownym powtarzaniem dopiero co
usłyszanych od kogo innego słów, jest w stanie wypełniać swoją
społeczną rolę niemal bezbłędnie. Nikt nie zauważa, że jest
uśpiony, bo nikt nie spodziewa się po nim niczego innego niż
mechanicznego wypełniania obowiązków. Żona karmi go i odwozi do
pracy, współpracownicy podsuwają pod nos papiery, które Dougie
wypełnia, nawet ich nie czytając... Ten żart Lyncha rozciąga się
na kilkanaście odcinków, bywa więc nużący, ale świetnie
komponuje się ze światem przedstawionym serialu, w którym niemal
wszyscy zachowują się, jakby byli w transie.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W filmach Lyncha zawsze pojawiały się
postacie groteskowe, które doprowadzały do absurdalnych wybuchów
przemocy, ale w nowym „Twin Peaks” ich nagromadzenie jest
wyniesione na nowy, jakościowo różny poziom. Akcja nowej serii
dzieje się w różnych miejscach: zarówno w tytułowym miasteczku,
jak w Las Vegas czy w Teksasie, a przemoc jest dominantą
przedstawienia wszystkich tych miejsc. W osiemnastu odcinkach
dosłownie roi się od portretów ludzi chorych od przemocy,
skupionych tylko na agresywnej walce o obrany przypadkowo, wąsko
pojęty cel.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Lynch jest krytyczny wobec
współczesności, ale nie szuka rozwiązania w teoriach spiskowych.
Takie tropy rozsiane były w drugiej serii, w której pojawia się
wątek trzymanej w tajemnicy jednostki wojskowej, badającej długą
historię wydarzeń związanych z Twin Peaks i jego okolicami. Wątek
ten w filmie kinowym zostaje przeniesiony do FBI, gdzie Gordon Cole,
przełożony Coopera, okazuje się zaangażowany w rozwiązywanie
specjalnej kategorii spraw, nazywanych „sprawami błękitnej róży”.
W serii trzeciej Cole (tak jak poprzednio grany przez samego Davida
Lyncha) i inny agent, Albert Rosenfield (w tej roli zmarły niedawno
Miguel Ferrer), obaj urastający do rangi pierwszoplanowych postaci,
okazują się agentami osobnej jednostki, od wielu lat tropiącej
ślady niesamowitych zdarzeń na terenie całych Stanów. Cała ta
konstrukcja nie jest jednak decydująca – to element rusztowania,
które pozwala narracji serialu nie rozpaść się ostatecznie na
serię luźno związanych epizodów, ale nie należy szukać tutaj
klucza do świata przedstawionego. Przede wszystkim dlatego, że nie
jest to żaden „specjalny świat”, ale nasz własny, pokazany
jednak ze specyficznej perspektywy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Sen, pełen absurdu i przemocy, jest
naszym snem, ale żadna teoria spiskowa nie dostarczy do niego
klucza. Bardzo ważny w tym kontekście jest los jednej z
drugoplanowych postaci serialu, Lawrence'a Jacoby'ego. Psychiatra,
terapeuta Laury i nowator w sferze leczenia, Jacoby był jednym z
barwnych oryginałów pojawiających się w oryginalnym „Twin
Peaks”. W trzeciej serii nie jest już lekarzem: zamieszkuje
przyczepę kempingową w środku lasu i nagrywa regularnie podcasty,
pełne teorii na temat korporacyjnych spisków, zatrutego jedzenia i
konieczności „wydobycia się z gówna”, w którym wszyscy
rzekomo tkwią. Jego najbardziej oddaną słuchaczką jest
wcześniejsza pacjentka, Nadine, znana fanom serialu ze swojej
obsesji na punkcie idealnie cichych zasłon. Po dwudziestu pięciu
latach od wydarzeń z oryginalnych serii nadal żyjąca w świecie
urojeń, Nadine prowadzi ekskluzywny salon bezszmerowych zasłon (jej
produkt najwyraźniej zaspokaja paląca potrzebę), a wieczorami
zasiada przed komputerem, chłonąc każde słowo internetowego guru
jako czystą prawdę. Znana fraza, wedle której owi internetowi
objaśniacze „mówią, jak jest” (przypadkowo jest to najlepszy
polski odpowiednik angielskiego „tell it like it is”), pojawia
się w nowym „Twin Peaks”, ale nigdy bez ironicznego wydźwięku.
Nawiasem mówiąc, wątek Jacobiego jest też o tyle ważny, że w
pierwszej serii owa postać jest figurą kontrkulturowych
amerykańskich tradycji. W trzeciej serii z kontrkultury pozostaje
internetowa subkultura paranoików, którzy zamiast marzeń o zmianie
świata snują domysły na temat mrocznych sił czyhających na ich
zdrowie i życie – i tę zmianę także wyróżniłbym jako jeden z
ważniejszych rysów, za pomocą których Lynch opisuje
współczesność. Mimo kokietowania tajnymi misjami służb, reżyser
nie staje po tej stronie – teorie spiskowe są częścią problemu,
jeszcze jednym (wariackim) snem.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: 13pt;">Nowe
czasy</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Oryginalne „Twin Peaks”, choć
mroczne, powstawało w świecie mimo wszystko pełnym optymizmu. W
świecie, w którym właśnie skończyła się zimna wojna i można
było odczuwać ulgę. Ostatnia seria wyraźnie odzwierciedla także
pewien społeczny klimat – pojawiający się w nowym stuleciu,
zainspirowany innymi wydarzeniami. Próba jego charakterystyki,
wyjąwszy wymienienie pewnych haseł, w krótkim tekście byłaby
skazana na porażkę, lepiej więc zobaczyć serial Lyncha i poszukać
jego śladów na własną rękę. Bo też ostatecznie są to tylko
ślady, przybliżenia z bardzo specyficznej perspektywy. Do idiomu
Lyncha, jego sposobu prowadzenia narracji, miejscami dziwacznego,
nieraz pełnego przestojów i pustych, niewykorzystanych wątków,
trzeba się przyzwyczaić. Jednak całość, osiemnaście godzin jego
ostatniego filmu, daje poczucie, że w przedziwny sposób Lynchowi
udaje się sportretować ów klimat, to współczesne przekonanie, że
wydarza się coś złego, a gorsze jeszcze przed nami. Trzecią serię
„Twin Peaks”, wizyjną, miejscami na granicy niejasności, dla
której Lynch wycyzelował język kina tworzonego w epoce cyfrowej,
już teraz bez przesady można określić jako jedno z najciekawszych
filmowych osiągnięć ostatnich lat. I jest taka także ze względu
na sposób potraktowania współczesności.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W przypadku drugiej serii „Twin
Peaks” Lynch uległ namowom telewizyjnych producentów i dostarczył
odpowiedź na słynne, powtarzane w prasie, rozmowach widzów i w
ulicznym graffiti, pytanie „Kto zabił Laurę Palmer?”. Po
trzeciej serii widać wyraźnie, że reżyser miał wolną rękę i
ta swoboda przełożyła się na piorunujący, choć miejscami
wywołujący dezorientację widza, efekt. Jeszcze długo będzie się
te kilkanaście godzin oglądać, komentować, szukać w nich –
oczywiście szukać czegoś innego niż odpowiedzi na pytanie „Kto
zabił?”. Co więcej, w pierwszych dwóch seriach „Twin Peaks”
bardzo ważną rolę odgrywały figury tradycyjnej mądrości – co
bardziej niepokojące wydarzenia były wyjaśniane i komentowane bądź
przez zafascynowanego filozofią wschodu agenta Coopera, bądź przez
rdzennego Amerykanina – Hawka. To także był znak czasów, kiedy w
dobrym tonie było zaznaczyć swój dystans do zabieganej
codzienności przez seanse medytacji i kurs jogi. W nowej serii nie
ma żadnej mądrości, choćby najstarszej czy najbardziej
egzotycznej, która mogłaby dostarczyć kojącego wyjaśnienia tego,
co dzieje się na ekranie. Brak owych gotowych sensów, w które
dałoby się zapakować niepokojące wydarzenia, brak reakcji, które
te wydarzenia mogłyby wpisać w jakąś ramę. Najważniejszym
dźwiękiem, z którym zostają widzowie serialu, nie są kojące
słowa mądrości, ale krzyk kogoś przerażonego tym, co właśnie
sobie uświadomił.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: x-small;">zdjęcia: 1) plakat do nowej serii <i>Twin Peaks</i>, 2) materiały promocyjne filmu <i>Twin Peaks. Ogniu, krocz za mną</i> (1992)</span></div>
Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com352tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-69241721493488551972017-06-07T12:29:00.001+02:002017-06-07T12:29:38.383+02:00Mój anioł (2016)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://www.imaginefilm.be/images/Promo_MonAnge_FR.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="360" data-original-width="720" height="160" src="https://www.imaginefilm.be/images/Promo_MonAnge_FR.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="color: #20124d;"><br /></span>
<span style="color: #20124d;"><br /></span>
<span style="color: #20124d;">Przez polskie ekrany przemknął niewielki, ale ciekawy film <i><b>Mój anioł</b></i> - opowieść niepozbawiona uroku, ale o zmarnowanym potencjale, o czym piszę na łamach miesięcznika <a href="http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2737&Itemid=1">"Kino"</a>:</span><br />
<br />
<br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Film wyreżyserowany przez Harry’ego Clevena to pouczający przypadek opowieści, która startuje z bardzo przekonującego punktu wyjścia, ale zatraca swoje walory w toku projekcji. Tytułowym aniołem jest syn Louise, kobiety zamkniętej w szpitalu psychiatrycznym. W początkowych scenach kobieta opowiada dziecku historię jego narodzin. Zaczęło się od wielkiej miłości do sztukmistrza.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Niestety, specjalnością mężczyzny było znikanie – i pewnego dnia zniknął nie na niby, ale na dobre. Kobieta została sama, a parę miesięcy później urodziła dziecko, które jest pamiątką po utraconej miłości. Dziecko wyjątkowe, bo niewidzialne. Chłopiec, nazwany przez Louise Ange (Anioł), ma być jej pociechą. Kobietę martwi jednak jego przyszły los – co stanie się z dzieckiem po jej śmierci? Jak jej tajemnica ma przeżyć ją samą? Jak w świecie, w którym wszystko musi być widoczne, odnajdzie się niewidzialny człowiek?</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Ange jest świadom niebezpieczeństwa, ale się nie boi. Pewnego dnia z czystej ciekawości wymyka się z pokoju matki i za ogrodzenie ośrodka. Poznaje tam małą dziewczynkę. Dotychczas obserwował ją z okna szpitala. Z bliska rozpoznaje, że dziewczynka jest niewidoma. I pewnie dlatego od razu wyczuwa jego obecność.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Słyszy i czuje chłopca dokładnie tak, jakby widziała go oczyma wyobraźni. Nawiązuje się między nimi nić sympatii, potem miłości. Jednak pewnego dnia dziewczynka wyrusza w długą podróż – dzięki eksperymentalnej operacji ma szansę odzyskać wzrok. Czy jednak nie straci wtedy innego wzroku – tego wewnętrznego, którym mogła zobaczyć niewidzialnego chłopca?</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">„Mój anioł” to przykład bardzo prostego filmu, opartego na jednej mocnej metaforze. Metaforą jest oczywiście tytułowe dziecko – ktoś, kto ma uosabiać stratę. Potoczna mądrość powiada, że dziecko często wypełnia pustkę w życiu rodziców. To łatwy stereotyp, ale jego potwierdzenie można znaleźć w dużo bardziej wysublimowanych refleksjach. Na przykład takiej, wedle której dziecko jest uosobieniem kobiecego pragnienia. Pragnienie to realizuje się poprzez wydanie na świat kogoś, kto sam staje się żywym pragnieniem miłości (opieki, troski). I dokładnie to pokazuje film Harry’ego Clevena. Ożywioną pustkę, pragnienie, które widać tylko po śladach, jakie zostawia, np. po odcisku na pościeli i rękach kobiety.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Chłopiec jest niewidoczny także dlatego, że jest znakiem głęboko ukrytej rany. Szpital psychiatryczny również dokłada się do centralnej metafory, będąc obrazem zamknięcia, śmierci za życia. Nie jest to szpital pełen niezwykłych typów ludzkich i głosów. Tutaj panuje cisza, pielęgniarki i lekarze poruszają się bezszelestnie, chorzy zamknięci są w izolatkach – żaden z nich, oprócz Louise, nie pojawia się na ekranie.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Ten cichy szpital daje widzom do zrozumienia, że utrata miłości była dla Louise zbyt wielka, żeby kobieta potrafiła ją wyrazić. Nie znajdując odpowiednich słów, bohaterka nie umiała odczarować, uporać się z nią i pozostała do niej przywiązana – tak silnie, jak można być przywiązanym do dziecka. I w efekcie, dosłownie, straciła kontakt ze światem zewnętrznym.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Kiedy Ange wymyka się ze szpitala i poznaje przyjaciółkę, do głównej metafory zostaje dodane kolejne piętro. Dziewczynka wyczuwa chłopca dlatego, że sama doświadczyła straty w życiu. Kiedy widzimy ją w filmie po raz pierwszy, jest sama w ogrodzie rodziców i buja się na huśtawce. Kiedy huśtawka się wychyla, na dziewczynkę pada światło słońca, kiedy huśtawka wraca, dziewczynka znajduje się w cieniu.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Dziecko powtarza do siebie „słońce – cień”, „ciepło – zimno”, tak jakby upewniało się, że wyczuwa połączenie między tymi pojęciami. Kiedy poznaje chłopca, prosi, żeby został jej przyjacielem, bo jak dotąd nie miała żadnego. Niewidoma samotna dziewczynka może więc rozpoznać stratę Louise, potrafi też rozpoznać się w jej cierpieniu. Jest więc tak, jakby przez niewidzialnego chłopca poznawały się nawzajem dwie straty, dwie samotności.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">„Mój anioł” na poziomie historii pozostaje konsekwentnie filmem o miłości – centralna relacja matki i dziecka zostaje z wolna zastąpiona przez historię miłosną mężczyzny i kobiety. Twórcy odwołują się do konwencji baśniowej, co widać wyraźnie już od pierwszych scen, choćby wyboru zajęcia nieobecnego ojca. Równocześnie jednak w historii zostają zachowane pewne rysy rzeczywistości – zamek, w którym zamknięci są Louise i Anioł, jest jednak szpitalem, a odległa kraina, do której wyrusza dziewczynka, żeby odzyskać wzrok, nazywa się Nowy Jork.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">„Mój anioł” zatrzymuje się więc gdzieś w połowie drogi między baśnią a filmem, który traktowałby centralną metaforę jako narzędzie służące temu, by na modłę surrealistyczną pokazać niesamowite aspekty rzeczywistości. I w tym aspekcie film zawodzi – jest nie dość konsekwentny, by w całości być baśniowo zaczarowany lub surrealistyczny właśnie.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Innym poważnym niedociągnięciem staje się niezdolność realizatorów do dopełnienia historii jakimś cieniem. A mroku potrzebuje zarówno baśń, jak i niesamowitość. „Mój anioł” wbrew pewnym elementom historii (szpital psychiatryczny, samotność dziewczynki) pozostaje filmem pastelowym aż do znudzenia.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Zmarnowano emocjonalny oddźwięk historii; opowieść robi się coraz bardziej sentymentalna. Stopniowo znika nuta cierpienia i straty, a całość zamienia się w celebrację rozwijającej się konwencjonalnie historii miłosnej. W końcu niewidzialność Anioła staje się zaledwie problemem technicznym, z którym można sobie poradzić na szereg sposobów – zarzucając na jego sylwetkę prześcieradło, polewając wodą czy pokrywając twarz pudrem. Słowem to, co było subtelną metaforą, zmienia się w chwyt znany z tanich komedii.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Zresztą, to nawet nie rozwój fabularny historii a właśnie wspomniana pastelowa maniera irytuje najbardziej. „Mój anioł” zbliża się do pewnego typu filmowego kiczu, w którym celują produkcje amatorów cyfrowych lustrzanek. Pełno takich dzieł w Internecie – widzimy w nich drobiny kurzu w świetle słońca, kroplę deszczu na szybie lub spadającą z liścia w zwolnionym tempie... Każdy współczesny filmowiec powinien obowiązkowo obejrzeć przynajmniej kilka godzin takiego materiału, żeby wiedzieć, czego się wystrzegać w swojej pracy.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Prostota filmu i pewien rodzaj dezynwoltury, z jaką traktuje się logikę historii, są więc z początku ujmujące, ale im bliżej do końca projekcji, tym coraz bardziej irytują. Wyjściowa metafora pozostaje jednak wartością dzieła i być może niewiele zabrakło, żeby nieco lepiej wykorzystać oferowane przez nią możliwości.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #20124d; font-family: "trebuchet ms" , sans-serif; font-size: x-small;"><b>Źródło:</b></span><br />
<span style="color: #20124d; font-family: "trebuchet ms" , sans-serif; font-size: x-small;"><b>Krzysztof Świrek, Mój anioł, „Kino" 2017, nr 5, s. 71-72</b></span><br />
<br />Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-57756444082852280092017-01-05T19:15:00.000+01:002017-01-05T19:15:01.047+01:00„10” 2016<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEii6PDK7429lFL2jDgj-2SM6PVOhHNygH6DuEvFdjsCsUNBTN7_PrMppQWL10gME4rhungDsYqZ4iLQckj5sqmTUTpHZWc8WfM06JYhXeUda0_dD8iEojqK6DBXYjike_vzTI-icFXK9Pg/s1600/tysiac+i+jedna+noc.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEii6PDK7429lFL2jDgj-2SM6PVOhHNygH6DuEvFdjsCsUNBTN7_PrMppQWL10gME4rhungDsYqZ4iLQckj5sqmTUTpHZWc8WfM06JYhXeUda0_dD8iEojqK6DBXYjike_vzTI-icFXK9Pg/s320/tysiac+i+jedna+noc.png" width="222" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„<b>10” 2016</b></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Od kilku lat uczestniczę w zabawie
organizowanej przez miesięcznik „Kino”, czyli w głosowaniu na
najlepsze kinowe filmy minionego roku. W papierowym wydaniu można znaleźć listę po
zliczeniu wszystkich głosów, a poniżej wklejam swoją dziesiątkę
z komentarzami:</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol>
<li><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Tysiąc i jedna noc (trylogia)</b>, As
Mil e Uma Noites, reż. Miguel Gomes. Portugalia, Francja, Niemcy,
Szwajcaria 2015.</span></div>
</li>
</ol>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Reżyser dokonał rzeczy niemal
niemożłiwej: stworzył aktualny komentarz do wydarzeń politycznych
ostatnich lat i równocześnie film odwołujący się do wzorców
uniwersalnych opowieści o ludzkich namiętnościach, bólu i
marzeniach. Na ekranie widzimy go, jak w panice ucieka przed ekipą
swojego filmu, pewien, że nie podoła zadaniu. A jednka się
udało...</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Jest to najlepszy film o kryzysie
finansowym, jaki zdarzyło mi się oglądać. Bardzo ważny także
dla zrozumienia współczesnej Europy i jej kryzysu. A przy tym film
zajmujący, zabawny, poruszający.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Film Gomesa składa się z trzech
pełnometrażowych części, które w Polsce wchodziły do kin w
rytmie kolejnych miesięcy. Jeśli miałbym je uszeregować, to za
najlepszą uznałbym część drugą, z niezrównaną sekwencją o
sędzi, która z rosnącą bezsilnością i rozpaczą odkyrwa kolejne
kręgi głupoty, korupcji i zła. Wszystkie trzy filmy razem składają
się na wydarzenie bez precedensu w kinie ostatnich lat.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="2">
<li><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Scena ciszy</b>, The Look of Silence,
reż. Joshua Oppenheimer. Dania, Indonezja, Finlandia, Norwegia,
Wielka Brytania, Izrael, Francja, USA, Niemcy, Holandia 2014. 103’.</span></div>
</li>
</ol>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Widziałem film Oppenheimera ponad dwa lata temu w Wenecji, pisałem o nim na <a href="http://krzysztofswirek.blogspot.com/2014/09/wenecja-look-of-silence.html">blogu</a>, wstrząsające dopełnienie równie
mocnej <i>Sceny zbrodni</i>.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="3">
<li><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Dzieciństwo wodza</b>, The Childhood
of a Leader, reż. Brady Corbet. Wielka Brytania, Węgry, Francja
2015. 115’.</span></div>
</li>
</ol>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Recenzję pisałem dla <a href="http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2606&Itemid=1754">Kina</a> –
fascynujący, zagadkowy film.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<ol start="4">
<li><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Major</b>, Mayor, reż. Jurij Bykow.
Rosja 2013. 99’.</span></div>
</li>
</ol>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><i>Dureń</i> Bykowa był na liście z
poprzedniego roku (moja recenzja dla "Kina"<a href="http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2209&Itemid=1413"> tutaj</a>), na tę trafia <i>Major</i> – film przemknął
przez polskie kina (pokazywany bodaj na jednym ekranie...) ale warto
do niego dotrzeć. To świetnie zrealizowany, trzymający w napięciu
thriller, w tle – tak samo jak w przypadku <i>Durnia</i> –
głęboka i smutna refleksja o współczesnej Rosji , a może i o korupcji każdej
władzy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="5">
<li><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Nieznajoma dziewczyna</b>, La fille
inconnue, reż. Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne. Belgia, Francja
2016. 113’.</span></div>
</li>
</ol>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W grudniowym numerze „Kina”
ukazał się mój esej o kinie braci Dardenne. Staram się w nim
pokazać, że ich filmy najlepiej analizować nie przez pryzmat pojęć
realizmu czy „kina społecznego”, ale przez formułę moralitetu.
O <i>Nieznajomej dziewczynie</i> pisze tam tak:</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Najnowszy film
Dardenne'ów ma strukturę sądu nad jego bohaterami. Określa się
przewinienia, bohaterowie podają swoje usprawiedliwienie, wyjaśniają
motywy. Osąd dla jednych może być bardziej łaskawy, niż dla
innych, ale wszyscy poddani są bezlitosnemu spojrzeniu kamery.
Spojrzenie to skierowane jest niby na tych, którzy znaleźli się na
ekranie, ale widzowie nieraz poczują je na sobie. Stąd oglądanie
najnowszego filmu Dardenne'ów nie należy do doświadczeń
przyjemnych: raczej pozwala odczuć ciężar użytej tu formuły
przypowieści, sprawiającej, że historia wydaje się każdemu
słuchającemu opowieścią o nim samym.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Całość tekstu w papierowym wydaniu "Kina".
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<ol start="6">
<li><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Spotlight</b>, reż. Tom Mccarthy. USA
2015. 128’.</span></div>
</li>
</ol>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="7">
<li><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Miara człowieka</b>, Le Loi du
marché, reż. Stéphane Brizé. Francja 2015. 93’.</span></div>
</li>
</ol>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Miejsca szóste i siódme to dwa filmy
realizujące klasyczne wzorce – jeden to trzymający w napięciu film „dziennikarski”
na wzór <i>Wszystkich ludzi prezydenta</i>, drugi to udany
przykład zastosowania formuły realistycznej. Oba
warte uwagi. W przypadku <i>Spotlight</i> zdarzyła się zresztą rzecz
skądinąd rzadko spotykana – film jest zarówno udany, jak i
nagrodzony Oscarem najważniejszej kategorii...</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="8">
<li><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Kosmos</b>, Cosmos, reż. Andrzej
Żuławski. Francja, Portugalia 2015. 103’.</span></div>
</li>
</ol>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Ostatni film Andrzeja Żuławskiego to
fascynująca, karkołomna próba zmierzenia się z pisarstwem Gombrowicza, właściwie niemożliwym do przeniesienia na ekran. Jak zwykle w
przypadku tego reżysera film pełen fascynujących rozwiązań. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="9">
<li><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Pasolini</b>, reż. Abel Ferrara.
Francja, Belgia, Włochy 2015. 84’.</span></div>
</li>
</ol>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W filmie Ferrary najbardziej spodobała
mi się pokora, z jaką twórca <i>Złego porucznika</i> potraktował swój temat. Nie przepadam za
kinem biograficznym, wytwarzane w nim poczucie realizmu wydaje mi się
zawsze skłamane. Nie cenię sposobu, w jaki aktorzy, choćby
wybitni, naśladują drobiazgowo zachowania swoich „modeli”. Sam
trailer <i>Żelaznej damy</i> z Meryl Streep wykrzywiającą twarz w
groteskowych minach przyprawiał mnie o dreszcze zażenowania.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Film Ferrary jest inny – tutaj
Pasolini to nie tyle konkretna jednostka, co figura, wehikuł pewnych
myśli wypowiadanych z ekranu. Podstawowym zadaniem Willema Dafoe nie
było „stać się Pasolinim”, ale przekonująco podawać kolejne
cytaty z wypowiedzi reżysera. Na ile znam te wypowiedzi, na przykład
ze wspaniałego, ostatniego wywiadu udzielonego przez Pasoliniego na
krótko przed śmiercią, Ferrara jest wierny literze. Swoim filmem
natomiast nie próbuje naśladować dzieł autora <i>Włóczykija</i>
– i dobrze.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #4c1130;">O filmie Ferrary pisałem już na
<a href="http://krzysztofswirek.blogspot.com/2016/04/pasolini-ferrary.html">blogu</a>. W notce link do dyskusji w Programie Drugim Polskiego Radia.</span></div>
<ol start="10">
<li><div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>High-Rise</b>, reż. Ben Wheatley.
Wielka Brytania 2015. 119’.</span></div>
</li>
</ol>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><i>High-Rise</i> Wheatleya to alegoryczna opowieść
o podziałach klasowych. Film wystylizowany nieraz do granic
autoparodii, przypomina magazyn wypchany pomysłami różnej jakości.
Jeśli polubiłem go na tyle, żeby trafił na listę, to dzięki
nieoczywistej konstrukcji głównego bohatera, który jest w tej
historii bardziej świadkiem, niż protagonistą. To dobra formuła,
a rzadko wykorzystywana w kinie. Podobne cechy miał bohater <i>Crash</i>
Davida Cronenberga, innego filmu opartego na prozie J. G. Ballarda. Film Cronenberga udał się nieporównanie bardziej, ale
próba Wheatleya też jest dość ciekawa, by poświęcić na nią wieczór.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Na liście z rozmysłem nie umieściłem
<i>Syna Szawła</i>. Wspominam o tym, bo na zbiorczej liście „10”
„Kina” to numer jeden. Film wydaje mi się problematyczny z wielu
powodów, ale tu raczej nie miejsce i pora na ich roztrząsanie. </span></div>
Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-71092641693058657982016-12-14T00:01:00.000+01:002016-12-14T00:01:09.448+01:00Dzieciństwo wodza, zaległości i zapowiedź<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhK6DCBUa9DwslINEnJeO77znjwwb5vRmrhyphenhyphennAk_trxgLKMAS4CJOJa-hWb_GvZJYG_eAdoi9yuy7h6fVHRhgntim3FDvzyjbGrJMobVcD2hLjNeXvrkTVvjfO0AcJPvmydGOZIdBvFClc/s1600/mv5bmtq3ntu5odmznv5bml5banbnxk.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhK6DCBUa9DwslINEnJeO77znjwwb5vRmrhyphenhyphennAk_trxgLKMAS4CJOJa-hWb_GvZJYG_eAdoi9yuy7h6fVHRhgntim3FDvzyjbGrJMobVcD2hLjNeXvrkTVvjfO0AcJPvmydGOZIdBvFClc/s320/mv5bmtq3ntu5odmznv5bml5banbnxk.jpg" width="215" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="color: #351c75;">Poniżej recenzja <b>Dzieciństwa wodza</b> ze <a href="http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2606&Itemid=1754">strony miesięcznika Kino</a>. Ten post to odrobienie zaległości z listopadowej premiery, ale zarazem zapowiedź listy najważniejszych (i najciekawszych) filmów 2016 roku, którą opublikuję w Kinie (a niedługo potem na blogu).</span><br />
<br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Debiut reżyserski aktora Brady’ego Corbeta to fascynująca i niejednoznaczna zmyślona biografia. Bohaterem jest dziesięcioletni chłopiec, Prescott, który wyraźnie zapowiada się na kogoś: władczego, egocentrycznego, demonicznego w swojej woli panowania nad innymi. Film reklamowany jest jako opowieść o „genezie faszyzmu” i być może tak właśnie należy go odczytać – pod warunkiem, że rozumiemy genezę jako złożone impulsy, gdzieś na przecięciu wielkiej polityki i historii intymnej poszczególnych osób.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„Dzieciństwo wodza” można uznać za ciekawą odpowiedź na „Białą wstążkę”. Film Hanekego, opowiadający o dzieciach, które odpowiadają na opresję i przemoc tradycyjnych układów społecznych przemocą własną, traktowano również jako film o źródłach totalitarnego (w domyśle: nazistowskiego) społeczeństwa. Film okrzyknięto arcydziełem i, rzeczywiście, był zrealizowany perfekcyjnie.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Mógł jednak drażnić pompatyczny i profesorski ton, którego Haneke używał, żeby przedstawić w gruncie rzeczy dość banalne równanie, sprowadzające się do mechanicznego modelu „akcja – reakcja”. Wedle tego równania przemoc ze strony represyjnych rodziców prowadzi do poczucia krzywdy i frustracji, a w końcu do żądzy rewanżu; skumulowana przez lata agresja szuka ujścia i znajduje je w aktach okrucieństwa wobec przypadkowo wybranych ofiar.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Już sama prostota tego rozwiązania wydaje się podejrzana, a wyjaśnienie szybko okazuje się pozorne; przecież wiadomo, że niemal każde dziecko jest karcone. I nawet jeśli nie jest bezpośrednio krzywdzone (w jakimkolwiek sensie tego słowa), to tak się czuje. Nie każde zranione uczucie czyni z nas jednak materiał na zaczadzonego przemocą faszystę. Odważyłbym się powiedzieć, że „Biała wstążka” podobała się tak bardzo nie dlatego, że fantastycznie wyjaśniała nazizm, ale raczej dlatego, że potwierdzała obiegowe mądrości na temat wychowywania dzieci.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Szczęśliwie sytuacja w „Dzieciństwie wodza” nie jest tak prosta. Rodzice mają z Prescottem nie lada problem – chłopak zaznacza swoją odrębność i nie przebiera w środkach. W pierwszych scenach filmu pojawia się jako anioł w parafialnych jasełkach. Po chwili – z ukrycia rzuca kamieniami w ludzi wychodzących z kościoła, a po tym wyczynie napięcie już tylko rośnie. Dziecko nie chce się pokajać, domaga się uznania swojego prawa do przemocy, pragnie wyznaczać granice i samo ustalać, co jest właściwe.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Wybuchy złości są jakoś ugruntowane w jego doświadczeniach – przede wszystkim w impulsach seksualnych, tłumionych przez dorosłych – ale nie są z pewnością jedynie reakcją na postępowanie innych. Można powiedzieć, że dzieciństwo Prescotta, nawet jeśli nie jest szczęśliwe (co to miałoby w ogóle znaczyć?), nie staje się bynajmniej koszmarem przemocy. Ojciec chłopca próbuje dominować nad żoną, wobec dziecka zachowuje się dość oschle, w domu przebywa rzadko z powodu ważnej pracy, którą wykonuje (jest doradcą w amerykańskiej misji, negocjującej warunki pokoju wersalskiego).</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Matka Prescotta czuje się nieszczęśliwa, jednak w sposób, chciałoby się rzec, typowy dla kobiety o ówczesnej pozycji społecznej. Ponadprzeciętnie wykształcona, miała własne plany, ale wybrała bezpieczne życie u boku bogatego i ustosunkowanego mężczyzny, który był dość zdeterminowany, żeby doprowadzić ją przed ołtarz. Stosunki między małżonkami są poprawne, chociaż czuć grożący związkowi kryzys, który może nastąpić, kiedy tama pozorów pęknie.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Prescott znajduje się w pułapce sprzecznych sygnałów. Rodzice powinni się przecież kochać, ale najwyraźniej się nie kochają. Pozycja społeczna ojca jest wysoka, ale nie na tyle, żeby nie musiał znosić upokorzeń ze strony współpracowników. Wielka Wojna się skończyła, ale ten koniec nie przynosi wielkiej radości. Prescott, bystry i niezależny, po omacku nawiguje wśród tych impulsów. Dobrym symbolem są jego długie włosy, które sprawiają, że nieznajomi często zwracają się do niego jak do dziewczynki. Chłopak odreagowuje to przy pierwszej nadarzającej się okazji paradując przy gościach nago, lecz włosy pozostają na swoim miejscu. Matka nie chce mu ich ściąć.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Cały ten mieszczański balet nie miałby właściwego dopełnienia, gdyby do rodzinnej posiadłości nie docierały echa historii. Docierają na różne sposoby: w rozmowach ojca z przyjacielem rodziny, młodym dziennikarzem, w odpryskach debat, prowadzonych przy negocjacyjnych stołach, wreszcie podczas przyjęcia, które ojciec Prescotta wydaje na cześć dyplomatów.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">To, co słyszą widzowie, jest niepokojące – tym bardziej, że znają finał. Osoby, które potrafią przewidywać kilka ruchów do przodu – jak młody ekonomista rozumiejący, że warunki trwałego pokoju nie powinny rzucać Niemiec na kolana – zostają szybko uciszone. Dziwny koniec wojny – ni to sukces, ni porażka – współgra ze splątaniem rodzinnych relacji, a całość układa się w obraz zagubienia, z którego nie może wyniknąć nic dobrego.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Styl „Dzieciństwa wodza” także miesza różne rejestry, znane z historii kina: pompatyczny (w najlepszym guście), złowrogi ton „Zmierzchu bogów” Viscontiego, zimne, precyzyjne obrazy z życia rodzinnego, wreszcie wplecione tu i ówdzie fragmentaryczne sceny z francuskiej prowincji utrzymane w stylu realizmu poetyckiego. Te rozmaite stylistyczne formaty wyraźnie osadzają „Dzieciństwo wodza” w tradycji europejskiego kina, ale nie ułatwiają zrozumienia opowiadanej historii.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Bo też realizatorzy „Dzieciństwa...” nie dają wyjaśnienia żadnej zagadki. Raczej tę zagadkę zarysowują, pokazują różne możliwości i tropy, a następnie się wycofują; w centrum fabuły pozostawiają lukę, nie oferują przesłania, które mogłoby wszystko uładzić i uprościć. Tym bardziej sugestywna staje się całość, jakby zatrzymana w pół kroku przed powiedzeniem czegoś decydującego.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Źródło: "Kino", 2016 nr 11.</span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-37495890412877726802016-09-20T19:02:00.001+02:002016-09-20T19:05:41.947+02:00O "Lo i stało się" Herzoga<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8AQaGzw6Jh_SszE0KGc7RQoe75zzM3wkN35DCvr-aybhktsUTsshvMdSCRy9kygyB7whoJFcJYPPDl2HRM9I78gCksSj_lfxFWWyBTI3nIz9vZ3GR_DdnddvZD0jiHf8ynkRp8RN3r2Q/s1600/Herzog4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8AQaGzw6Jh_SszE0KGc7RQoe75zzM3wkN35DCvr-aybhktsUTsshvMdSCRy9kygyB7whoJFcJYPPDl2HRM9I78gCksSj_lfxFWWyBTI3nIz9vZ3GR_DdnddvZD0jiHf8ynkRp8RN3r2Q/s320/Herzog4.jpg" width="217" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<span style="color: #741b47; font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #741b47; font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">O sile i słabościach nowego filmu dokumentalnego Wernera Herzoga napisałem dla <b><a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/6724-zycie-po-internecie.html">Dwutygodnika:</a></b></span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">"Najnowszy film Wernera Herzoga to opowieść o internecie. Sam temat może być tyleż zachętą, co skłaniać do sceptycyzmu. Poczują się zachęceni ci, którzy rozumieją Herzoga jako reżysera, który zadaje od lat jedno i to samo pytanie – o granice człowieczeństwa. Zadawał je w kontekście katastrof politycznych i technologicznych, w kontekście współczesnej i tradycyjnej religijności, sportu, kontaktów człowieka z naturą, wyobrażonych początków ludzkiej cywilizacji, hipotez dotyczących granic świata, który zamieszkujemy.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Parafrazując tytuł jednego z bardziej znanych dokumentów Herzoga, ludzkość w jego filmach okazuje się zawsze żyć „pod wulkanem”, w cieniu ledwo przeczuwanej katastrofy. Twórcę „Dzwonów z głębi” interesuje to, co skrajne, być może także dlatego, że dla codzienności zachodnich społeczeństw nie ma ciepłych uczuć. Kiedy w swoim najnowszym filmie spotyka przedsiębiorcę, który planuje rozwój pasażerskich lotów na Marsa, szybko rzuca, że chętnie poleciałby w pierwszych, eksperymentalnych startach. Można odczytać to na dwa sposoby: albo Herzog chce wzmocnić swój ekranowy wizerunek nieustraszonego poszukiwacza przygód, albo zdradza, jak niewiele trzyma go przy obecnym życiu. Być może to jest rys, który najsilniej łączy Herzoga z resztą jego pokolenia. Mniej rozgorączkowany politycznie niż rówieśnicy, podobnie jak oni niewiele ma cierpliwości dla tego, co jest normalnym biegiem społecznych spraw. Dlatego jego filmy dokumentalne tak często przypominają galerię fascynujących dziwaków. Herzog poszukuje współczesnych świętych i szalonych, bo wszystkich innych trudno znieść.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Z tego punktu widzenia internet to dla Herzoga wymarzony temat, który niemal w całości da się rozwinąć za pomocą przeciwieństw: dzieło naukowców, operujących na wysokim poziomie abstrakcji, z drugiej strony – narzędzie władzy, część państwowej i wojskowej infrastruktury. Przestrzeń wolności i źródło uzależnienia zarazem. Aparat, który upłynnia bieg codziennych spraw, ale także – stanie się źródłem niewyobrażalnego chaosu, kiedy katastrofa naturalna przerwie jego funkcjonowanie. Widziane więc z tej perspektywy, „Lo i stało się” nie rozczarowuje (i nie zaskakuje). Herzog wykazuje się tym samym uwielbieniem dla paradoksu, co zazwyczaj. Internet jest w jego filmie najpiękniejszym snem i najgorszym koszmarem. Pozwala nam przeczuć czające się za rogiem kolejne skoki w przyszłość, technologiczne przełomy, które prowadzą do coraz bardziej „inteligentnego” życia, w którym wiedza rozwiązuje nasze kolejne problemy. Koszmarem jest wszystko inne – coraz bardziej wyprany z emocji, przewidywalny i zimny świat. Skupiony na „użytkowniku” i jego potrzebach, ale też coraz bardziej zamknięty wokół niego, jak szczelna bańka, chroniąca przed wszystkim, co nieoczekiwane – i ekscytujące.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Jest też drugi sposób rozumienia filmów Herzoga. Spora część ich uroku zawarta jest w tym, że Herzog znajduje sposoby, żeby zabrać swoją publiczność tam, gdzie jeszcze nigdy nie była. Na przykład na dwór politycznego despoty albo do siedziby słynnego teleewangelisty. Niekoniecznie oznacza to egzotyczne lokacje, czy przestrzenie zamknięte przed wzrokiem innych, chociaż to także. Dużo częściej jest to świat niezwykłego doświadczenia ludzi, którzy czują, myślą lub rozumują inaczej niż wszyscy – jak było choćby w pięknej „Krainie ciszy i ciemności”, dokumencie opowiadającym o życiu osób pozbawionych wzroku i słuchu.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Z oddania temu, co niezwykłe często wynika też wieloznaczność filmów Herzoga, ich ostateczne niedookreślenie. Trudno byłoby z nich odczytać najgłębsze, polityczne czy społeczne przekonania reżysera. Czy Herzog wierzy w ludzką zdolność do tworzenia i zmiany, czy raczej bliższe jest mu konserwatywne przekonanie, że ludzie pozostają określeni głównie przez ograniczenia? Czy jest po stronie słabych i odmiennych, czy po stronie samotnego geniusza, który jest zdolny stwarzać okoliczności dla innych raczej, niż poddawać się jakimkolwiek samemu? W jego filmach zazwyczaj brak odpowiedzi. Trudno nawet określić ich ton – momenty niezwykle patetyczne przeplatają się z komediowymi, nawet w chwilach najgłębszej powagi Herzog lubi podkreślić to, co groteskowe w sytuacji czy portretowanej postaci.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Wszystko to znajduje się także w ostatnim filmie, ale znacznie osłabione przez naturę tematu. Otóż jest on zbyt rozpoznany i banalny, by wywoływać ów efekt zaskoczenia, niezwykłego spotkania, do którego Herzog przyzwyczajał w poprzednich filmach. W „Lo i stało się” jest skądinąd mnóstwo ciekawych tematów, ale wszystkie stłoczone są w taki sposób, że trudno o którymkolwiek z nich dowiedzieć się czegoś nowego. O technologicznych początkach sieci, o ryzyku dla użytkowników, związanym z lukami w bezpieczeństwie, o jasnych i ciemnych stronach komputeryzacji „wszystkiego” mówi się na co dzień dużo. Także o upokarzającym uzależnieniu od sieci i związanych z nią atrakcji, także o nowych horyzontach myślenia i działania, umożliwianych przez połączenie milionów ludzi w jeden komunikacyjny przepływ. Wszystko to gdzieś już było. Oczywiście Herzog opowiada o technologii inaczej, niż robi się to w standardowym filmie dokumentalnym wyprodukowanym przez tę czy inną telewizję kablową. Mniej w jego perspektywie naiwnej fascynacji tym, co nowe. Ale punkty widzenia i bohaterowie wybrani z jego najnowszego filmu mimo wszystko nie są dość specyficzni, by widza zadziwić, zamykają się w serii standardowych ujęć, do których dyskusje na temat internetu i nowoczesnych technologii zdążyły już widzów przyzwyczaić.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Być może jeden z ciekawszych i bardziej prowokacyjnych efektów daje sam pomysł Herzoga, by internetowi poświęcić tylko jeden i to dość krótki (niecałe sto minut) film. Herzog pamięta świat bez internetu, sieć nie jest dla niego całym życiem. Dlatego też poświęca mu tyle samo czasu, co innym fenomenom – ciekawym, ale ostatecznie przemijającym i ograniczonym, jak wszystko, co dzieje się w ludzkiej historii. Sieć jest ważna, ale jej także, zdaje się mówić Herzog, nie należy przeceniać."</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="background-color: white;"><span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span></span>
<span style="background-color: white;"><span style="color: #741b47; font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Tekst ukazał się oryginalnie w numerze <b>194/2016</b></span></span><br />
<br />
<span style="color: #741b47; font-family: "trebuchet ms" , sans-serif; font-size: x-small;"><b><br /></b></span>
<span style="color: #741b47; font-family: "trebuchet ms" , sans-serif; font-size: x-small;"><b>foto: Werner Herzog w 1991 roku, autor: <a href="https://commons.wikimedia.org/wiki/User:Gorupdebesanez" style="background: none rgb(249, 249, 249);" title="User:Gorupdebesanez">Gorup de Besanez</a></b></span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-32181477375421153212016-08-24T18:21:00.001+02:002016-08-24T18:21:14.475+02:00O "Człowieku" Yanna Arthusa-Bertranda<br />
<span style="color: #4c1130;">Na ekrany polskich kin wszedł film dokumentalny "Człowiek", bardzo zajmujący przez całe trzy godziny projekcji. Jednak w recenzji dla miesięcznika "Kino" dzielę się głównie wątpliwościami:</span><br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">"Trzygodzinny dokument „Człowiek” Yanna Arthusa-Bertranda to projekt o wielkim rozmachu i ambicjach, bardzo wartościowy w jednym wymiarze i bardzo rozczarowujący w innych. Ekipa dziennikarzy i filmowców kręciła materiał w ponad stu miejscach na świecie, przeprowadzono wywiady z ponad dwoma tysiącami ludzi. Z powstałego materiału zmontowano trzygodzinny film dokumentalny do pokazywania w kinach, wersję dostępną za darmo w sieci i serię telewizyjną.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„Człowiek” wyraźnie chce być czymś więcej niż jeszcze jednym filmem dokumentalnym: skonstruowany jak kolekcja głosów z wszystkich zakątków świata, ma zdawać sprawę z całości doświadczenia ludzkiego, mówić o tym, co znaczy być człowiekiem. Wśród zarejestrowanych wypowiedzi są często relacje bezcenne, ale całość wywołuje wątpliwości z powodu pychy i braku wyczucia realizatorów.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„Człowieka” zmontowano z dwóch typów materiału filmowego. Pierwszym są nagrania rozmów przeprowadzonych z ludźmi najróżniejszych kultur i narodowości. Każdy odpowiadał na kilkadziesiąt pytań, ale do filmu najczęściej trafia jedna, dwie wypowiedzi. Czasem jest to historia, która przydarzyła się danej osobie, czasem jej szczególne doświadczenie, emocja, którą odczuwa, innym razem ogólniejsza refleksja na temat własnego życia czy świata wokół.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Drugim typem materiału są kręcone z powietrza ujęcia miejsc zamieszkanych przez ludzi, bowiem Bertrand jest przede wszystkim fotografem wyspecjalizowanym w dokumentowaniu krajobrazów. Jego poprzednie projekty skupiały się na różnorodności samej natury, teraz chce zwrócić uwagę na miejsce człowieka w jego otoczeniu.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Ludzie sadzani przed kamerą nie mają żadnego wspólnego mianownika. Niektórzy pochodzą z krajów dostatnich, inni z krajów rozwijających się. Niektórzy doświadczyli alienacji w wielkim mieście, inni musieli uciekać z miejsc, w których trwa wojna. Mówią w najróżniejszych językach. Wyjęci z kontekstu, bez nazwisk, kraju pochodzenia, mają być wyróżnieni tylko przez to, co chcą powiedzieć.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Czasami jest to opowieść o zadawaniu cierpienia, innym razem to refleksje na temat wagi miłości w życiu, problem akceptacji odmienności, za chwilę – stosunki pracy. Bieda i dostatek są kolejnym tematem, następne osoby opowiadają o najszczęśliwszych chwilach w swoim życiu i tak dalej. Bohaterowie odkrywają przed nami własne doświadczenia, często intymne.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Wielkie wrażenie musi zrobić już pierwsza sekwencja filmu. Złożyły się na nią wypowiedzi tych, którzy w różnych konfliktach odbierali innym życie. Jeden z żołnierzy (może Amerykanin) mówi, że zabijanie drugiego człowieka wywołuje wrażenia, które są nieporównywalne z niczym. Przyznaje, że po powrocie z wojny trzyma w domu broń i ma nadzieję, że ktoś wreszcie włamie się do środka, by mógł jej użyć i znowu to poczuć. Na drugim biegunie są relacje ofiar.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Choćby dzieci, z których jedno wyznaje, że pewnej rzeczy nie może przebaczyć swojej matce. „Sprzedanie mnie nie było dobrym pomysłem” – mówi. Jest takich historii więcej, za dużo nawet, żeby je spamiętać. Mają wielką wartość, bowiem odkrywają obszary cierpienia, do których wielu z widzów nie ma (szczęśliwie) dostępu.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Tym większa odpowiedzialność spoczywa na twórcach, którzy w swoim filmie „zużywają” te opowieści. Niestety, decyzje Bertranda i jego ekipy są więcej niż wątpliwe. Po pierwsze, każda partia relacji przedzielona została wspomnianymi ujęciami z powietrza. Zarzut estetyzacji cierpienia jest banalny, ale w tym przypadku jak najbardziej uzasadniony. Nie pomaga ścieżka dźwiękowa, miks nastrojowych brzmień muzyki świata z rzewnymi wokalizami. Anachroniczny sentymentalizm tych sekwencji przykro kontrastuje z nierzadko wstrząsającą rzeczowością wypowiedzi kolejnych osób pojawiających się przed kamerą.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Widzom zaoferowano punkt widzenia wyznaczany przez współczucie. Wydawałoby się, że to świetne rozwiązanie – pokazać człowieka w uchodźcy, bezdomnym, członku bojówki, więźniu skazanym na morderstwo. Ująć bliźniego empatycznie, a nie osądzać. Problem polega na tym, że empatia pozostaje powierzchowna, bo widz nie dostaje szansy, by zrozumieć więcej, poznać kontekst doświadczeń danej osoby.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Twórcy filmu umożliwiają nam dostęp do wielkich cierpień i dramatycznych zmagań, po czym ten dostęp unieważniają, wyłączają jego znaczenie, uniemożliwiają wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków, prócz najbardziej ogólnych i banalnych klisz.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Zestawienie obok siebie relacji o nieludzkim cierpieniu czy biedzie z wynurzeniami w rodzaju „najważniejsza jest miłość” czy „dzieci są największym szczęściem” jest kolejnym problemem, bezpośrednio związanym z poprzednimi. Jesteśmy już o krok od letniej wody humanistycznych banałów. Niby nic w tym złego, kto bowiem nie chce być kochany lub nie lubi dzieci? Ale zestawienie działa fatalnie – to tak, jakby do relacji o Zagładzie europejskich Żydów lub o ludobójstwie w Rwandzie dodać komentarze guru od rozwoju duchowego. W pewnym kontekście poczciwy banał razi jako coś z gruntu nieetycznego. Twórcy filmu nie wypowiadają tych banałów sami, zostawiają to osobom udzielającym wywiadów. Ale to oni wybierają i montują wypowiedzi, a w przypadku takiego projektu wybór i układ relacji jest decydujący.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Kolejny problem wiąże się z tym, że łączenie świadectw o bardzo konkretnych rodzajach politycznego i ekonomicznego zła, takich jak wojny, tortury, skrajna bieda, pozbawianie podstawowych praw z ogólnikowymi refleksjami, że życie bywa piękne, ma pewne konsekwencje: odbiera tym pierwszym świadectwom siłę i wagę. W efekcie otrzymujemy film usypiający – widz, załóżmy, że zachodni, dostaje pakiet wrażeń: coś go wzruszy, coś przerazi, ale też coś napełni optymizmem. Zobaczy również parę pięknych ujęć lotniczych w jakości HD, realizowanych przy pomocy najbardziej zaawansowanych technologii.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Kiedy poczytamy, co twórcy piszą o filmie, poczucie nieetyczności jeszcze się zwiększa. W promocji aktywnie uczestniczy niejaki Google Cultural Institute, sam film opisywany jest – oczywiście – nie jako film, ale jako projekt i ruch w konwencji aktywizmu sieciowego i mętnego nawoływania do wielce nieokreślonej „społecznej odpowiedzialności”. W ten sposób dostatni ludzie mogą po raz kolejny celebrować swoją wrażliwość, odbywa się to jednak kosztem tych, którzy otworzyli się przed kamerą realizatorów.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„Człowiek” to film, który trzeba zobaczyć, bo trzeba usłyszeć pewne historie i umieścić własne bolączki w kontekście cierpień rzesz innych ludzi. Warto jednak uzbroić się w cierpliwość wobec licznych zabiegów twórców, którzy zrobili wiele, żeby zaprzepaścić wartość tworzących film wypowiedzi."</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #4c1130; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Human: reż.</span><span style="color: #4c1130; font-family: "Trebuchet MS", sans-serif;"> Yann Arthus-Bertrand, Francja 2015. </span><br />
<span style="color: #4c1130; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #4c1130; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Tekst ukazał się oryginalnie w: „Kino" 2016, nr 08</span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-33924790454441602832016-04-09T15:07:00.003+02:002016-04-09T15:07:29.630+02:00Pasolini Ferrary<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnlX3Dx5lLm816lHO4rVw-Kfb7sD5D-AU3zNkCJFTZPTp7u9At5OsHR8Ef_Pr6euLHw4po8dNjcxEYtG_TX395yJrWDIaTV3L25WRYqoM67uB7_fxf6AT9CyULQvNYFxH0e7QV-yefsDg/s1600/pasolini-poster.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnlX3Dx5lLm816lHO4rVw-Kfb7sD5D-AU3zNkCJFTZPTp7u9At5OsHR8Ef_Pr6euLHw4po8dNjcxEYtG_TX395yJrWDIaTV3L25WRYqoM67uB7_fxf6AT9CyULQvNYFxH0e7QV-yefsDg/s320/pasolini-poster.jpg" width="225" /></a></div>
<br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Na ekranach pojawił się film Abla Ferrary <i>Pasolini</i>, utrzymana w duchu poprzednich filmów autora <i>Złego porucznika</i> wariacja na temat ostatniej doby życia Pasoliniego. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Bohater filmu, grany z taktem przez Willema Dafoe, wraca z podróży do Sztokholmu. Umawia się na wywiad z dziennikarzem Furio Colombo (ostatni wywiad, jak się okaże...), spotyka się z przyjaciółmi, wymienia czułości z rodziną. Z Ninetto Davoli rozmawia o projekcie następnego filmu, polityczno-religijnej alegorii. W okolicach stacji Termini spotyka się ze swoim kochankiem, młodym mechanikiem samochodowym. I jedzie na spotkanie ze śmiercią.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Ferrara chce odtworzyć życie codzienne Pasoliniego, ukazać go jako osobę bliską. W dialogi wplótł masę cytatów z jego pism, zrealizował ilustracje do nieukończonych projektów, między innymi monumentalnej powieści <i>Petrolio</i>, nad której interpretacją do dziś pracują adepci filologii i nauki o literaturze. I stworzył wyrazisty, melancholijny obraz Pasoliniego - człowieka w zagadkowy sposób równocześnie silnego i kruchego. Willem Dafoe znakomicie spełnia swoje zadanie, nie tylko dlatego,że jest fizycznie podobny do swojego bohatera. Przede wszystkim można uwierzyć w jego wrażliwość, skupienie, w uwagę, jaką obdarza innych, a to rzecz kluczowa. Pasoliniego nie mogłaby grac żadna "gwiazdka" kina, potrzeba człowieka, który w pewnym sensie sam jest na drodze artystycznego ryzyka.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"> </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Z początku wydało mi się dziwne, że Ferrara zdecydował się na realizację filmu o Pasolinim. Przede wszystkim sam nie jest reżyserem-intelektualistą, można było się spodziewać, że niełatwo będzie mu unieść temat właśnie od tej strony. Po seansie nie mam już tych wątpliwości. Przede wszystkim Ferrara nie próbował udawanej kontynuacji kina Pasoliniego, która musiałaby stać się bladym echem realizacji twórcy <i>Opowieści kanterberyjskich</i>. Zamiast tego oparł swój film na sprawdzonych już tropach. Przede wszystkim zawierzył kilku wyrazistym sytuacjom, kilku spotkaniom, które tworzą ramę dla opowieści. Ramę, a nie wyrazistą strukturę. Poszczególne sceny, jak w serii alegorii, komentują pewne skądinąd znane cechy Pasoliniego. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Choćby takie, jak czułość wobec przyjaciół i witalizm włoskiego reżysera. W jednej ze scen wizytę Pasoliniemu składa jego wieloletnia przyjaciółka Laura Betti. Właśnie wróciła z podróży do Jugosławii, przywiozła mu płytę z tradycyjną muzyką ludową. Rozbrzmiewają dźwięki tej płyty i one stanowią pomost pomiędzy tą sceną, a następną, w której Pasolini pokazany jest na boisku piłkarskim. zaaferowany grą tak samo, jak mógłby być zaaferowany pracą. Wszystko w tych kilku minutach filmu jest oparte na relacjach i dokumentach. Nawet Pasolini grający w futbol został uwieczniony na serii pełnych dynamizmu zdjęć. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Film Ferrary nie jest widowiskowy, ale daje się czytać własnie jako skromna i ładnie "zaszyfrowana" opowieść o podziwianym człowieku. O jego postawie politycznej, pracy i wrażliwości. Wszystko to jest w tym filmie ledwie zasugerowane, ale to dobry sposób podejmowania tego akurat tematu - o Pasolinim lepiej dziś powiedzieć za mało, niż za dużo.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">P.s.: Pod tym <a href="http://www.polskieradio.pl/8/4795/Artykul/1604292,Pasolini-Potwor-ktory-jest-jednoczesnie-ofiara"><b>linkiem</b></a> można znaleźć audycję o Pasolinim, która kilka dni temu wyemitowała radiowa Dwójka. Rozmowę o nowym filmie Ferrary, o micie i myśli Pasoliniego przeprowadził Jacek Wakar, uczestniczę w niej obok Anny Osmólskiej-Mętrak i Mateusza Wernera. </span> <br />
<br />Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-43971768041070060402016-02-25T14:25:00.004+01:002017-01-09T22:46:01.645+01:00O Andrzeju Żuławskim dla Dwutygodnika<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvXpoALKumFD9Lp9Zs3XFndQmJoGB2yhezM0fwEfIUN60Z911HGhbXMTtYFYtDi9fSG7VqN9fJFQkyaaqxUAvqjKXAOuLjxmajJQt2O4jlPyjDKU27x5Jkj6FKQUPePjkBE5f4rs-vtUc/s1600/824full-andrzej-zulawski.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvXpoALKumFD9Lp9Zs3XFndQmJoGB2yhezM0fwEfIUN60Z911HGhbXMTtYFYtDi9fSG7VqN9fJFQkyaaqxUAvqjKXAOuLjxmajJQt2O4jlPyjDKU27x5Jkj6FKQUPePjkBE5f4rs-vtUc/s320/824full-andrzej-zulawski.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="color: #351c75;"><br /></span>
<span style="color: #351c75;"><br /></span>
<span style="color: #351c75;">Dla czasopisma dwutygodnik.com napisałem tekst o Andrzeju Żuławskim. Oryginalne wydanie można znaleźć <a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/6409-cos-wyjatkowego.html">tutaj</a>.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif; font-size: large;">Coś wyjątkowego</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><b>Andrzej Żuławski był
jednym z nielicznych polskich twórców filmowych, którzy potrafili
stworzyć sugestywną intelektualnie i artystycznie wizję
współczesności. Trzeźwą politycznie, pokazującą, co się
dzieje z naszą duchowością.</b></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Miał szczególną wizję
kina, które łączyć miało intelektualną przenikliwość i
wyrazistość środków. Słynął z bezkompromisowości w pracy z
aktorami. Nie znosił tego, co letnie, co zaledwie poprawne, chciał
w swojej pracy docierać dalej niż inni. Przez większość filmowej
kariery pracował z operatorem Andrzejem Jaroszewiczem, którego
fantastyczne umiejętności pozwoliły zsubiektywizować punkt
widzenia kamery. Do tego stopnia, że w niektórych sekwencjach
„Opętania” czy „Na srebrnym globie” obraz dosłownie zasysa
widza. Żuławski nie był purystą formalnym, śmieszył go
minimalizm. Wiedział, że kino ma być widowiskiem, nie godził się
jednak na mierną, sentymentalną treść. Jego polityka autorska, za
którą nieraz płacił wysoką cenę, po latach przynosi rezultaty.
Jego filmy żyją, są poszukiwane, oglądane w internecie, wydawane
na nośnikach. Szczególną popularność zdobywają wśród osób
uzależnionych od kina, których nadal jest wiele. I które oglądały
tyle tytułów, że chcą czegoś więcej. Filmy Żuławskiego im to
dają.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">W powieściach Żuławski
stworzył szczególną postać bohatera i narratora zarazem.
Skrajnego w opiniach na temat innych, ale mówiącego ściszonym
głosem. Człowieka społecznej elity, a zarazem outsidera.
Utożsamianie tej postaci z autorem nie jest dobrym sposobem
czytania, bo w powieściach Żuławskiego nigdy nie chodziło o
dosłowność plotki, o tę czy inną anegdotę. Z łatwością
dostrzegą to czytelnicy „Litego boru”, niegdyś odbieranego
przez pryzmat środowiskowych niedyskrecji. Czytana dzisiaj, powieść
ta nie ma w sobie posmaku skandalu. Została uderzająca szczerością
rozprawa z polskimi postawami, medytacja o złu,które toczyło
polską kulturę w dwudziestym wieku.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Z tą kulturą właśnie
łączyły Żuławskiego głębokie więzi. Krytyczny wobec wielu
sposobów myślenia i odczuwania, wobec wielu symboli, nie popadał w
cyniczny dystans. Miał zbyt wiele odwagi, by na tym poprzestać.
Bywał apodyktyczny w sądach, ale nie ustawiał się na pozycji
wiedzącego lepiej. Mówił z pełnym przekonaniem, dlatego że
walczył o pewne rozumienie świata. Tyleż w filmach i powieściach,
co w felietonach czy programie telewizyjnym, który prowadził w
latach dziewięćdziesiątych. Nie dał się pokonać nawet temu
ostatniemu gatunkowi, nie dał się „uśrednić”.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Wszystkie filmy, które
Żuławski nakręcił w Polsce, są filmami apokaliptycznymi. Nie
trzeba tego tłumaczyć w przypadku debiutu Żuławskiego, „Trzeciej
części nocy”, rozgrywającej się w czasie drugiej wojny
światowej, opowieści utrzymanej w cieniu wojennych losów brutalnie
eksterminowanej kulturowej elity. Podobnie już sam moment
historyczny, w którym rozgrywa się „Diabeł”, to okres końca,
rozbiorów kraju. Metafizyka okazuje się w tym filmie słabo
maskowanym interesem, interesem policyjnego szpicla, a szaleństwo –
formą cnoty, jedyną dostępną w złym czasie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">„Na srebrnym globie”
od apokalipsy się zaczyna i pokazuje, co dzieje się po niej – w
jaki sposób kulturowy porządek odtwarza się w sposób nieuchronny.
Ten rozdwojony film jest równocześnie historyczną krytyką
religii, pokazuje, że religia „bierze się” z życia, że jej
korzeniem jest materialny proces jego odtwarzania, a ona sama zasadza
się jedynie na jakimś zakłóceniu w tym procesie. Ale zarazem jest
to film o nieuchronności religii, o tym że ludzkie życie musi
wyprodukować swój religijny dublet. Znów, jak w przypadku
„Diabła”, w apokaliptycznym kostiumie przemycona zostaje mowa na
temat władzy. „Diabeł” został „jedynie” zatrzymany przez
cenzurę, za to „Na srebrnym globie” Żuławskiemu nie dane
będzie dokończyć.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Nawet „Szamanka”,
chociaż rozgrywa się w czasach transformacji, o których opowiadano
raczej w tonacji farsy niż tragedii, ma w sobie znany z innych
filmów ton. Widać w tym filmie fascynację energią, która wyzwala
się w warunkach kompletnego rozkładu starego świata. Nie ma w
„Szamance” przerażenia upadkiem kulturowych hierarchii, jest to
film poza i ponad snobizmem; znalazł się tam za to portret
sytuacji, w której tryumfuje „nierozum”, kiedy to, co duchowe i
intelektualne usuwa się w cień, ze zmęczenia</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">i bezsilności.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Nieznośna nieraz
intensywność filmów Żuławskiego miała podwójne dno: brała się
tyleż z doświadczenia tragizmu polskich losów, co z chęci
przebicia się na drugą stronę zaklętego kręgu powracających
problemów. Polskość była w filmach Żuławskiego kręgiem
wtajemniczenia w bardziej uniwersalne tematy, ale kręgiem
niezbędnym. Bez polskiego kontekstu nie można zrozumieć jego kina,
także wielu filmów nakręconych przez niego we Francji.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Kino Żuławskiego oparte
jest na dwóch zasadach. Jedną jest zasada siły, fizyczności,
ruchu. Zasada energetyczna, wyrażająca się poprzez ekspresję
aktorów. Druga to zasada dyskursywna. Obecna jest w filmach
Żuławskiego przez długie, zbudowane na obsesyjnych pętlach
monologi. Raz błyskotliwe, zbudowane na dysonansach i rymach, jak w
przypadku „wierszowanego” melodramatu „Moje noce są
piękniejsze niż wasze dni”. Innym razem ciągnące się niemal w
nieskończoność, raczej wykrzykiwane niż wypowiadane przez
aktorów, jak w niektórych sekwencjach „Na srebrnym globie”.
Obie zasady niesprowadzalne jedna do drugiej, trzymające się w
szachu, z których żadna nie może wygrać, obie mają swoje impasy.
Siła przerywa zapętlenia rozgadanego umysłu, ale spala się
pozbawiona formy. Dyskurs pozwala sile nadać kierunek i znaczenie,
ale w którymś momencie okazuje się zafiksowany na sobie,
samobójczy. Nie ma pomiędzy tymi zasadami harmonii i przyległości,
podstawową figurą kina Żuławskiego jest w końcu zmaganie się z
innymi i z samym sobą.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Wielkim tematem
Żuławskiego była miłość, którą przedstawiał od jej mrocznej
strony – mężczyźni w jego filmach kochali zaborczym, nieraz
krwawym uczuciem. Kobiety zaś nie były nigdy biernymi obiektami
adoracji: to w nich zachodziła największa przemiana i to one
przechodziły wiele „wcieleń”. Co uderzające, w polskich
filmach męskie postaci są tak samo spazmatyczne, jak postaci
kobiece. W „Diable” Leszek Teleszyński i Małgorzata Braunek na
przemian i niemal po równo wykazują mediumiczne zdolności. Wyżyny
kondycyjnego zaangażowania w rolę osiągał Andrzej Seweryn w „Na
srebrnym globie”. Tymczasem w filmach „zachodnich”, choćby
postaci Jacques'a Dutronc z „Moich nocy...” i „Najważniejsze
to kochać” są wyraźnie opozycyjne wobec emocjonalnej temperatury
ról kobiecych – granych odpowiednio przez Sophie Marceau i Romy
Schneider. Podobnie jest w „Opętaniu”, w którym zdradzany mąż,
obdarzony łagodną fizjonomią Sama Neilla staje się na własne
życzenie świadkiem, a w końcu wspólnikiem szaleństwa swojej
żony.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">„Zasada energetyczna”
tego kina wyrażała się także w dynamicznej inscenizacji i
montażu, w wypełnianiu szerokiego planu zorkiestrowanym ruchem
wielu postaci. W wywiadach Żuławski mawiał, że prawdziwym
sprawdzianem dla reżysera jest wystawienie opery. I w swojej pracy
wypełniał kadry nieraz bardzo złożoną geometrią ruchów, póz i
gestów. Niedościgła w tym gatunku wydaje się wspaniała sekwencja
napadu na bank, otwierająca „Narwaną miłość”. W pierwszym
ujęciu gangsterzy pokazani są podczas ćwiczeń fizycznych, jak
aktorzy lub sportowcy rozgrzewający się przed występem. I napad
przeprowadzają „koncertowo”, ubrani zresztą w gumowe maski
rodem z „Zabójstwa” Stanleya Kubricka. Po latach uderzająco
podobnie skok na bank zainscenizuje Christopher Nolan w „Mrocznym
rycerzu”. Przy czym ewentualne zapożyczenia są nawet mniej ważne
niż fakt, że sama dynamika filmu Żuławskiego, powstałego w końcu
w połowie lat osiemdziesiątych, jest uderzająco podobna. Choćby
więc w tempie montażu i sposobie podawania dialogu, Żuławski
wyprzedzał swój czas o dekady.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">W jednym z ostatnich
wywiadów Żuławski tłumaczył swoje piętnastoletnie wycofanie z
robienia filmów na dwa sposoby. Po pierwsze, zniechęceniem do kina,
które wedle autora „Wierności” w pierwszej dekadzie lat
dwutysięcznych stało się nudne. Po drugie, czas niezaangażowania
w świat filmowy miał wykorzystać Żuławski na lekturę i pisanie.
Autor „Zaułka pokory” był erudytą, namiętnie czytał
literaturę klasyczną, dwudziestowieczne powieści, mistyczne
traktaty. Pokomplikowanym losom mesjanizmu poświęcił „Moliwdę”,
w „Cnocie” cytował Laozi, wiele stron wypełniał refleksjami
nad historią, także własnej rodziny. Nie po to, by podpierać się
autorytetem tego, co było, a tym bardziej, żeby swoje własne sądy
przyozdabiać. Raczej, żeby jeszcze intensywniej przepuszczać cały
ten kulturowy materiał przez siebie, przez własne doświadczenia.
Punktem odniesienia jego twórczości była biografia – ale
przekształcona, jako jednostkowy pryzmat, w którym ukazują się
wielkie problemy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br />
</span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Żuławski był
gnostykiem, znawcą filozofii, człowiekiem zafascynowanym
duchowością i nieufnym wobec religii. Nawet jeśli przesadzone są
plotki o jego praktykowaniu szamanizmu, to pozostawił po sobie
więcej niż tuzin filmów, które dla widza są hipnotycznym
przeżyciem. To właśnie w kinie jego filmy zyskują właściwą moc
i trudno właściwie je ocenić, jeśli nie zobaczyło się ich na
dużym ekranie. Byłoby dobrze, gdyby polscy widzowie otrzymali
ponownie taką szansę. Filmy Żuławskiego nie starzeją się i
domagają się poważnego odczytania. Zarówno w kinie, jak w
literaturze, dopiero co zmarły twórca zaproponował coś
wyjątkowego.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><b>Krzysztof Świrek, Coś wyjątkowego, dwutygodnik.com, 2016 nr 179 luty.</b></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><b><br /></b></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif; font-size: x-small;">ilustracja: kadr z filmu "Na srebrnym globie"</span></div>
Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-33433403326808438942016-02-18T00:14:00.000+01:002016-02-18T00:18:48.831+01:00Andrzej Żuławski<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJAEQq_DnZKh434_bP3OtQQxCPPNUQAyxIbTZpes7aRoGJjUT7mJ50LRX7krkRugPrtqFtkX2G8cg3rxb-OjdtqXpsmhRUYF-SllyMznY2ZScaKnwCUgOku20Z4d8QwBDkiwWgrmv7b7U/s1600/tumblr_n6a9kcCkWw1qb1zb6o1_500.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="236" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJAEQq_DnZKh434_bP3OtQQxCPPNUQAyxIbTZpes7aRoGJjUT7mJ50LRX7krkRugPrtqFtkX2G8cg3rxb-OjdtqXpsmhRUYF-SllyMznY2ZScaKnwCUgOku20Z4d8QwBDkiwWgrmv7b7U/s320/tumblr_n6a9kcCkWw1qb1zb6o1_500.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Odszedł Andrzej Żuławski, wybitny polski reżyser filmowy, pisarz, intelektualista.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">W radiu RDC opowiadałem o jego pracy, o tematach, które były dla niego ważne, a które poruszał w "Trzeciej części nocy", "Diable", "Opętaniu", "Najważniejsze to kochać". Rozmowę można odsłuchać <a href="http://www.rdc.pl/informacje/nie-zyje-andrzej-zulawski-ten-rezyser-zawsze-budzil-skrajne-reakcje-posluchaj/">tutaj</a>.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Online, legalnie i za darmo można zobaczyć jeden z ciekawszych filmów Żuławskiego, nakręcony pod koniec lat 80-tych dramat "Moje noce są piękniejsze, niż wasze dni". Historia miłości pomiędzy umierającym mężczyzną i naiwną, ale pełną uczuć dziewczyną, fascynująca między innymi dzięki rytmicznym, arabeskowym dialogom, napisanym oczywiście przez Żuławskiego. Jeden z tych filmów reżysera, którym warto poświęcić trochę czasu i odkryć na nowo po latach od premiery. Film można zobaczyć<a href="http://vod.pl/filmy/moje-noce-sa-piekniejsze-niz-wasze-dni/zf9bf#0"> tutaj</a>.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Jakiś czas temu, przy okazji pełnej retrospektywy reżysera na Nowych Horyzontach we Wrocławiu i ważnego wywiadu-rzeki wydanego przez Krytykę Polityczną, napisałem tekst, będący krótkim wprowadzeniem do filmów Żuławskiego, można go znaleźć <a href="http://stopklatka.pl/news/niepokoj-jako-styl-kino-andrzeja-zulawskiego">tutaj</a>.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #0b5394; font-family: "trebuchet ms" , sans-serif; font-size: x-small;">Zdjęcie: Andrzej Żuławski z Romy Schneider na planie "Najważniejsze, to kochać".</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-11293334097769769212015-10-22T19:15:00.003+02:002015-10-22T19:15:43.468+02:00O "Demonie" <br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #0b5394; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">O polityce estetycznej "Demona" Marcina Wrony piszę w recenzji dla miesięcznika "Kino".</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Film Marcina Wrony należy do podgatunku polskiego kina, który można nazwać „historycznym dreszczowcem” – filmy te dzieją się co prawda współcześnie, ale to, co jest w nich właściwym źródłem strachu, pochodzi z przeszłości. W „Zabić bobra” Jana Jakuba Kolskiego tą przeszłością są niedawne wojny, które prowadziła Ameryka z pomocą polskich żołnierzy. W „Pokłosiu” Pasikowskiego i „Ziarnie prawdy” Lankosza tą przeszłością jest Zagłada i jej, jak ujął to kiedyś profesor Feliks Tych, „długi cień”. W każdym z tych filmów duchy przeszłości nawiedzają współczesnych, dopominają się o konsekwencje tamtych wydarzeń.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Opowieści te powstają z niewątpliwie szlachetnych intencji: idzie w nich o wymierzenie sprawiedliwości, o niezgodę na to, żeby krzywda została zapomniana, a sprawcy mieli czyste sumienia. Ostrze krytyki zostaje skierowane nie przeciwko wrogowi z zewnątrz, lecz w stronę mroków polskiego sumienia. Jeśli „Idzie” Pawła Pawlikowskiego niektórzy publicyści zarzucali zbytnią koncyliacyjność, to ten zarzut nie może być postawiony wymienionym filmom. Nie mają one rozdzielać racji, ale podkreślić winę. Ich wymowę osłabia być może tylko forma gatunkowa, w którą ubiera się opowiadaną historię – zmowa milczenia czy istnienie „brudnej wspólnoty” należą przecież do typowych chwytów fabularnych stosowanych w dreszczowcach.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W tym też tkwi cała trudność tych historii: mają działać zarazem jako rozliczenie z przeszłością i jako zajmujący film gatunkowy. W kinie to nic nowego, ale wymienione filmy nieraz boleśnie pokazują jak trudna jest to sztuka. Władysław Pasikowski w „Pokłosiu” wyostrzył efekty do maksimum, finał filmu ocierając o groteskę: tak zdemonizował wiejską społeczność, że przeniósł swój film nieomal w rejony fantazji. Kolskiemu nie udało się starannie opowiedzieć historii i przekonująco podać centralnego dla fabuły romansu między byłym komandosem a przypadkowo poznaną dziewczyną.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W dużo bardziej udanym narracyjnie „Ziarnie prawdy”, podobnie jak w „Pokłosiu”, zawiodło wyczucie środków i w efekcie zamiast rozliczenia z przeszłością wyszło straszenie „czarnym ludem” – zderzenie mentalności warszawskiego prokuratora i sandomierskich katolików zostało opowiedziane niemal jako antropologiczna wyprawa do jądra ciemności. Nie inaczej, niestety, jest w „Demonie” Marcina Wrony: filmie nie dość precyzyjnym, by działał jako thriller i nie dość subtelnym, jak na trudną materię, której dotyka.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Piotr (Itay Tiran), Polak, który wychował się w Anglii, przyjeżdża do Polski na swój ślub. Został niemal wyswatany: dziewczynę (Agnieszka Żulewska) poznał przez jej brata, młodzi zakochali się przez kilka rozmów wideo, więc dopiero teraz poznają się lepiej. Wszystko zresztą jest dla Piotra nowe: mała mieścina, do której można dostać się tylko promem czy jowialny teść (Andrzej Grabowski), twardą ręką zarządzający rodzinnym biznesem. Chłopak jest jednak pełen zapału i w przeddzień ślubu zabiera się do porządkowania podwórka przed starym, opuszczonym domem, w którym ma zamieszkać ze swoją żoną po ślubie. I tutaj czeka go pierwszy wstrząs: pod jednym z drzew przypadkowo odkrywa zakopany ludzki szkielet. Postanawia nie niepokoić tym swojej narzeczonej, ale szybko przekonuje się, że także nikt z jej rodziny nie chce rozmawiać o znalezisku. A same kości też znikają, jakby ktoś próbował zacierać ślady.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Następnego dnia odbywa się ślub, ale podczas wesela z panem młodym zaczynają dziać się dziwne rzeczy: nie przestaje myśleć o kościach odnalezionych (i zagubionych) w ogrodzie i coraz wyraźniej odczuwa obecność tych, którzy z tajemniczym zmarłym mieli coś wspólnego.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Zarys historii brzmi obiecująco, wszystko jednak rozbija się o wykonanie. Opowieści brak precyzji, która powinna być obowiązkowa w każdym filmie mającym trzymać w napięciu: informacji nie może być za dużo albo za mało, a rozwój historii powinien przebiegać w zgodzie z pewną logiką. W „Demonie” problemy uwidoczniają się w szeregu miejsc: począwszy od szczegółów, w rodzaju ksywki Piotra (zwanego Pytonem, obowiązkowo w angielskiej wymowie), która nie ma żadnej funkcji i wyjaśnienia w charakterystyce postaci, aż po tak gigantyczne znaki zapytania, jak sam punkt wyjścia całej historii: dlaczego ktoś, kto mieszka w Londynie, miałby poznawać żonę przez komunikator internetowy? Dlaczego bajecznie bogaty teść każe narzeczonemu córki spędzać ostatnią noc przed ślubem w rozpadającym się domu, gdzie z sufitu woda kapie na głowę? Dlaczego naraża Piotra na dokonanie strasznego odkrycia? Szczegóły tego rodzaju nie powinny odciągać uwagi widzów od przebiegu akcji, a tak właśnie dzieje się w „Demonie”, w którym kolejne elementy opowieści rzadko do siebie pasują.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Na innym, bardziej podstawowym poziomie, sytuują się problemy z tonacją filmu: jakby Wrona nie mógł się zdecydować, czy chce uderzać w nutę tragiczną czy w nutę groteski. Sceny weselne są właściwie orgią pomieszanych konwencji: od sentymentalizmów w rodzaju zbiorowego wykonywania ludowych przyśpiewek, których ucho nie słyszało na żadnej polskiej wsi od pięćdziesięciu lat, po zwyczajowe w polskim kinie podkreślanie brzydoty i rozpasania pijanych weselników w stylu „Wesela” Smarzowskiego.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Jak w soczewce skupia te problemy postać teścia, którą Andrzej Grabowski odgrywa przez jedną scenę na wzorzec wzbudzającego postrach „ojca chrzestnego”, by po chwili rozpuszczać ją w komediowych środkach rodem z kabaretu lub sitcomu. Najciekawiej wypadają sceny wizyjne, w których pojawiają się duchy przeszłości: po prostu tutaj rzecz trzeba było wymyślić „od nowa”, nie było gotowego schematu, w który twórcy mogliby popaść.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Być może na przykładzie filmu Wrony dałoby się rozpoznać jakiś głębszy problem, który wymienieni filmowcy mają z portretowaniem polskiego społeczeństwa (chyba z wyjątkiem Kolskiego, któremu przydarzył się wypadek przy pracy). Jest coś uderzającego w tym, że odwołują się przeważnie do groteskowych klisz, które nie ukazują już żadnych istotnych treści, a kiedy chcą powiedzieć coś ważnego, sięgają po środki zbyt mocne.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W efekcie polska prowincja, czyli znakomita większość kraju, nie ma szansy, by trafić w rejestr dramatu. Filmowcy tacy jak Wrona widzą w niej albo materiał na groteskę i obraz mentalnej nędzy, albo krainę przerażających postaci, zapijających wspomnienie krwi na rękach. Popadając z jednej skrajności w drugą ani nikogo nie przestraszą, ani nie zmuszą do myślenia. W efekcie zostaje bowiem tylko wrażenie zmarnowanej szansy, strzału, który chybił celu.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Źródło: "Kino", październik 2015, s. 70-71.</span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-47259976148373389462015-08-30T23:42:00.003+02:002015-08-30T23:42:55.865+02:00W RDC o Anderssonie i Andersonie<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwD0uHHDeurtU2aWJK1FDrA9pJWImYm5ebrllAiQTF4iBnntn-IWdhu1uZzoffcbbGbK7wVcZgF__TtB_V4XvgN98Z8VDgtiZhtPe6ZVizO4EY_QnS5Bav9MBYsRYjU5zNu5KOpb9EIZ8/s1600/header-1280.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="146" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwD0uHHDeurtU2aWJK1FDrA9pJWImYm5ebrllAiQTF4iBnntn-IWdhu1uZzoffcbbGbK7wVcZgF__TtB_V4XvgN98Z8VDgtiZhtPe6ZVizO4EY_QnS5Bav9MBYsRYjU5zNu5KOpb9EIZ8/s320/header-1280.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Tydzień temu w radiu RDC opowiadałem o kilku wartych uwagi filmach. Na początek - o zwycięzcy ubiegłorocznego festiwalu w Wenecji, najnowszym filmie Roya Anderssona. Długi tytuł - <i><b>Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu</b></i> - jest równie zagadkowy jak cały film. Obraz Anderssona to ciąg nieoczywistych metafor, które zamiast tematu przewodniego spaja surrealistyczne poczucie humoru, które zgodnie z tytułem niepozbawione jest refleksyjnych tonów.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/rprX9aYWCRg/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/rprX9aYWCRg?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b><i>Wadę ukrytą</i></b> czyli<b><i> Inherent Vice</i></b> Paula Thomasa Andersona wydano niedawno na DVD. Dobrze, że można zobaczyć ten film chociaż w tej formie, skoro mowa o jednej z najciekawszych amerykańskich premier tego roku. Anderson zekranizował powieść Thomasa Pynchona i w procesie dołożył niemal obsesyjnych starań, żeby przełożyć książkę na język kina. Do główniej roli reżyser ponownie zatrudnił Joaquina Phoenix, gwiazdę świetnego <b><i>Mistrza</i></b>. <b><i>Wada ukryta</i></b> zaczyna się jak pastisz kina noir: mamy detektywa, femme fatale i skomplikowaną intrygę z wielkimi pieniędzmi w tle. I jak w najlepszych filmach noir, kolejne fabularne zdarzenia są pretekstem do myślenia o rozmaitych pułapkach społecznych relacji, w które wciągnięty jest główny bohater. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Na koniec opowiadam o Andrzeju Żuławskim, który tydzień temu otrzymał nagrodę za reżyserię na festiwalu w Locarno. Twórca <i><b>Opętania</b></i> jak zwykle dużo ryzykuje - <i><b>Kosmos</b></i> to ekranizacja niezwykle złożonej i subtelnej powieści Witolda Gombrowicza. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Całość niemal godzinnej rozmowy można znaleźć <a href="http://rdc.pl/publikacja/strefa-kultury-filmy/">na stronie radia RDC</a>.</span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-13081069626385799652015-07-25T16:38:00.000+02:002015-07-25T16:38:02.561+02:00Konwicki i widma<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsXBHWqbTrqi68JKris1hQ1w7D73fpJENcZVXPwR-B3RE1WpcI1BmQofc-vLnCukMuITMZDucTGroEYa27gEwJMcozKPIXgD59f1vh_ES5rhJRK6U1hOmwWLwhbFIqCA8RDwkDd82TFvM/s1600/g-16.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="230" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsXBHWqbTrqi68JKris1hQ1w7D73fpJENcZVXPwR-B3RE1WpcI1BmQofc-vLnCukMuITMZDucTGroEYa27gEwJMcozKPIXgD59f1vh_ES5rhJRK6U1hOmwWLwhbFIqCA8RDwkDd82TFvM/s320/g-16.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="background-color: white; color: #741b47; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="background-color: white; color: #741b47; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Na tegorocznych Nowych Horyzontach
można przypomnieć sobie najlepsze filmy Tadeusza Konwickiego,
niezwykłej postaci powojennej polskiej kultury, silnie obecnej
zarówno w literaturze, jak w kinie tamtego okresu.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W marcu tego roku „Kino”
opublikowało mój esej o autorze <i>Jak daleko stąd, jak blisko</i>.
Piszę w nim o Konwickim jako autorze oddanym jednemu tematowi:
układaniu relacji z umarłymi. A u Konwickiego umarły to nie postać z
sentymentalnej fotografii, ale raczej widmo, które trzeba obdarować,
czasami nawet oszukać, by można było żyć dalej.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W filmach Konwickiego umarli byli blisko
– tak blisko, że ich wizerunek, wspomnienie po nich, nie zdążyło
się jeszcze nostalgicznie osłodzić. Byli obecni przede wszystkim jako osoby, z którymi ma się
niezamknięte rachunki, które nadal kocha się i równocześnie nienawidzi za
sprzeczności, których nie można było zrozumieć za ich życia.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Bohater <i>Jak daleko stąd, jak
blisko</i>, spotykając duchy swojej przeszłości wciąż wikła się
w te same dylematy, które po latach nie tracą na sile. Tych
dylematów śmierć nie rozwiązuje, dlatego potrzeba sprytu by nie
dać się nimi przytłoczyć. To niebezpieczeństwo przytłoczenia,
zamknięcia w wewnętrznym powtarzaniu przeszłych smutków ciąży
też nad bohaterami <i>Zaduszek</i>. Przedstawiona w filmie para
oddaje się seansom wspominania, by przekonać się, czy w ogóle
potrafi jeszcze rozpocząć swoje życie od nowa.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEix8JQOJHrsPVeR6pvGFZAbytEgCcQAFbSBLHWXRmEMIiFUZsNKcg8M-EgQnhGL3QPVAO0eMZrkZP2muRfRcs8RDRecVRXpelIx53SpAJuuzSu9xXQ4u2qpMkwW01Ei75AAXjI_7fFE57Y/s1600/plakat_10b08e7829f9f22.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEix8JQOJHrsPVeR6pvGFZAbytEgCcQAFbSBLHWXRmEMIiFUZsNKcg8M-EgQnhGL3QPVAO0eMZrkZP2muRfRcs8RDRecVRXpelIx53SpAJuuzSu9xXQ4u2qpMkwW01Ei75AAXjI_7fFE57Y/s320/plakat_10b08e7829f9f22.jpg" width="222" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Pozostaje pytanie czy język
Konwickiego jest dzisiaj w ogóle zrozumiały? Czy centralny problem jego
filmów zachowuje dzisiaj swoją siłę? Jest w końcu na antypodach
kina historycznego – to ostatnie bowiem często wystawia przeszłość
jako spektakl – w heroicznej narracji, nawet pośród krwi i
cierpienia, trudno o sprzeczności. Kto odważyłby się dzisiaj
przedstawić „drogich zmarłych” polskiej historii jako widma, z
którymi trzeba się targować?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #990000; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Więcej w tekście <i>Życie
z umarłymi</i>, Kino, nr 3 2015.</span></div>
Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-45839463274083231412015-06-19T16:02:00.000+02:002015-06-19T16:02:19.571+02:00W ciemnościach czasu Godarda<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZbdRbYuLz-P30xF5hi4ogL-xgAXlcuw1rNtLPFNicVyCHh3iL9Z9MzZSybAkq_ZPlSDHIAAnfOXZVwPW-rw2uM-i1Hv8jsxQv919PJracCS23FSPKtJ72_vsZeGYewxc9d42OnDZbY8U/s1600/B2.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="226" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZbdRbYuLz-P30xF5hi4ogL-xgAXlcuw1rNtLPFNicVyCHh3iL9Z9MzZSybAkq_ZPlSDHIAAnfOXZVwPW-rw2uM-i1Hv8jsxQv919PJracCS23FSPKtJ72_vsZeGYewxc9d42OnDZbY8U/s320/B2.png" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Trudno wyobrazić sobie film, który
więcej zmieściłby w dziesięciominutowym metrażu, niż <i>W
ciemnościach czasu</i> (2002) Godarda. Jest to część nowelowego projektu
<i>Dziesięć minut później</i>..., w którym kilku reżyserów
zaproponowało własne refleksje na temat czasu. Wypowiedź Godarda
jest krótka i kilkukrotnie spuentowana. Jest tu poczucie zmierzchu,
zmęczenia, jest tu nostalgia za tym, co minęło i zarazem
przerażenie tym, co czas pozostawia za nami.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W tym krótkim filmie znajduje się
kilka scen alegorycznych jak rozmowa przy ognisku czy wyrzucanie
książek z przepełnionej biblioteki. Ale jest też katalog obrazów:
z filmów samego Godarda, z Pasoliniego, są też dokumentalne obrazy
niedawnych ludobójczych okropności.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Całość daleka jest od wypowiedzi
mędrca, który z wysokości autorytetu poucza nas na temat historii.
Więcej tu śladów żywego doświadczenia: zmęczenia i przerażenia
związanego z tym wszystkim, co w czasie przeminęło, ale nie
odeszło, co musimy nadal pamiętać. Że historia to ciąg cierpień
możemy przekonać się w tym filmie naocznie – w obrazach tak
strasznych, że chciałoby się, żeby nie były prawdziwe.
</span></div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/Wx37fO25k-4/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/Wx37fO25k-4?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-36851714673024552092015-05-22T14:12:00.000+02:002015-05-22T14:12:18.325+02:00O "Durniu" Jurija Bykowa<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeCngmDUqPFt9M404JPDei6cMk0FS2llE3lpejS7X3Io9mQQWnP2n9f9ipFdRA-ykc-twX3vOaT87ABLUQXScL9ZG7FcH7o8m_Mn8oeW0pWn6QdhGvpq3XAIav4VzIW8svk3fUjRul27Q/s1600/film_10275_original_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeCngmDUqPFt9M404JPDei6cMk0FS2llE3lpejS7X3Io9mQQWnP2n9f9ipFdRA-ykc-twX3vOaT87ABLUQXScL9ZG7FcH7o8m_Mn8oeW0pWn6QdhGvpq3XAIav4VzIW8svk3fUjRul27Q/s320/film_10275_original_1.jpg" width="225" /></a></div>
<br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #741b47; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Od dziś na polskich ekranach świetny film Jurija Bykowa Dureń, opowieść o mentalności ludzi, którzy nie znają niczego poza własnym interesem. Film o współczesnej Rosji, ale wybrzmiewający tonami znanymi dla każdego społeczestwa na dorobku.</span><br />
<span style="color: #741b47; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Moja recenzja z tego filmu na papierze ukaże się w czerwcowym "Kinie", ale już teraz można przeczytać ją w sieci <a href="http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2209&Itemid=1">na stronie miesięcznika</a>. Cytuję poniżej:</span><br />
<br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Film Jurija Bykowa był jednym z wydarzeń ostatniego festiwalu Sputnik – zdobył II nagrodę jury, ale przede wszystkim nagrodę publiczności. Oglądając go, trudno się dziwić sympatiom widzów: Bykow, jeden z najzdolniejszych twórców młodego pokolenia w Rosji, wyreżyserował film precyzyjny w konstrukcji i doborze środków, o wielkiej sile oddziaływania.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Dima (Artiom Bystrow), młody hydraulik wieczorami studiujący budownictwo, zostaje wezwany do awarii w jednym z bloków biedniejszej dzielnicy miasta. Na miejscu okazuje się, że pękające rury to pomniejszy problem, gorzej, że przez dwie ściany nośne budynku biegną pęknięcia od góry do dołu. Zgodnie z wszelkimi parametrami, budynek powinien runąć w ciągu najbliższej doby. Blok zamieszkuje ośmiuset ludzi, którym należałoby natychmiast znaleźć nowe mieszkania. Dima postanawia zawiadomić miejską administrację. Szczęśliwie, miejscy notable bawią się w jednej z restauracji, młody mężczyzna dociera więc do wszystkich naraz. Pozostaje tylko przekonać ich do działania, co okaże się niezwykle trudne.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W filmie Bykowa „durniem” zwie się każdego, kto próbuje być uczciwy. W rodzinie Dimy jest to przypadłość, którą dziedziczą kolejne pokolenia. Ojciec Dimy nie chciał kraść w pracy, syn nie chce trzymać języka za zębami. Tymczasem żeby się czegoś dorobić, trzeba zostać jednym ze „swoich ludzi”, to znaczy tych, którzy kradną i nie wsadzają nosa w nie swoje sprawy, czyli nie interesują się za bardzo tak zwanym dobrem wspólnym. Kto nie jest swój, ten w najlepszym razie zostaje właśnie durniem, w najgorszym – staje się człowiekiem niebezpiecznym.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Ten sam sposób myślenia przenika całą społeczność, od dołu do góry. Jest najbardziej oczywistym wspólnym mianownikiem, zarówno dla podrostków, którzy palą skręty na klatce schodowej, przez bezrobotnych, kolegów z pracy Dimy i jego ojca, aż po tych na górze, lokalnych bonzów polityki i biznesu. Niektórzy mają dużo, inni nie mają nic, ale wszystkie grupy świetnie porozumiewają się w obrębie jednego zbioru wyobrażeń, jednego sposobu rozumienia świata. Kto w tych warunkach się wyłamie, ten może mieć wewnętrzną satysfakcję moralną, ale niewiele więcej: można ujawnić tę lub inną aferę, ale jak zdemaskować sposób myślenia, który jest powszechny?</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Nie potrzeba chyba zbytnio przekonywać, że „Dureń” nie jest w warunkach polskich filmem egzotycznym. Bez sensu byłoby zobaczyć w nim tylko obrazek z życia Rosji – przecież podobną mentalność można znaleźć także w Polsce, w Słowacji, na Ukrainie. Trwająca wojna skłania do myślenia w kategoriach opozycji, do odcinania się od wszystkiego, co na wschód od granic Unii Europejskiej. Ale wojna się skończy, oby jak najszybciej, a wtedy znowu łatwiej będzie dostrzec pewne wspólne problemy. Publiczność, która nagrodziła film Bykowa, pewnie już to wie – przypuszczam, że do sporej części „Dureń” przemówił jako film o świetnie znanych problemach.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Mówi o nich zresztą znakomicie, bo już dawno nie widziałem filmu równie trzeźwego i przekonującego w portretowaniu zbiorowych form myślenia. Amoralny indywidualizm bohaterów Bykowa ma swoją logikę, ma swoje racje. Jest w pewnym sensie zrozumiały w warunkach społeczeństwa na dorobku. Tyle że twórcy filmu przypominają widzom raz za razem, że ten „dorobek” dotyczy nielicznych. Jakaś grupa zostanie wciągnięta do gry, załapie się na resztki za cenę milczenia. Wszyscy inni – jak ośmiuset mieszkańców bloku, którego remonty przeprowadzano za duże pieniądze, ale tylko na papierze – zapłacą rachunek.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W „Durniu” nie idealizuje się tych, którzy nic nie mają, tylko z tej racji, że są biedni. Film Bykowa zaczyna się od sceny rodzinnej bijatyki, ale drastyczne środki nie służą do ukazania folkloru biedy. Film nie rozmywa także swojej diagnozy w taniej metafizyce, wedle której dusze wszystkich są tak samo zepsute. Każdy ma coś na sumieniu, to jasne, ale za czyny jednego płaci tylko on sam (i jego najbliżsi), nieuczciwość drugiego będzie kosztować wielu. Dzięki temu rozpoznaniu twórcy nie wpadają w moralizatorstwo.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Wszystko to, razem ze znakomitą, klasyczną dramaturgią o mocno zarysowanych punktach kulminacyjnych, posłużyło do zbudowania filmu, który ma w sobie siłę jasno sformułowanego przesłania. Równocześnie historia opowiadana w „Durniu” nie jest pozbawiona znaków zapytania. Kwestii, które zostają z widzem po zakończeniu projekcji, jak choćby ta: co na sytuację pokazaną w filmie można poradzić?</span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-52440857307963587242015-05-16T15:51:00.000+02:002015-05-16T15:51:44.060+02:00Shin'ya Tsukamoto i Ognie w polu<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEig-v8rSxAXHeUL_-gRfNkSO__yeESbKClNNxsmQ7nDOtZgN3fqDQIf645ikt6R4VwE4WroW5ueyPZ_wjoOHZG1Vwf1NGBdRxIO7znnKR903qGkDf5zFhKq2lM_o5-EtTNIiXAUxdzXYdA/s1600/nobi.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="178" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEig-v8rSxAXHeUL_-gRfNkSO__yeESbKClNNxsmQ7nDOtZgN3fqDQIf645ikt6R4VwE4WroW5ueyPZ_wjoOHZG1Vwf1NGBdRxIO7znnKR903qGkDf5zFhKq2lM_o5-EtTNIiXAUxdzXYdA/s320/nobi.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #741b47; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W kinach <i>Ognie w polu</i>, najnowszy film Shin'yego Tsuakmoto, autora trylogii <i>Tetsuo</i> i kilkunastu innych filmów. O najważniejszych motywach, konsekwencjach i różnorodności filmografii reżysera napisałem dla <a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/5907-z-powrotem-w-ciele-shinya-tsukamoto.html"><b>Dwutygodnika</b></a>. Poniżej cytuję tekst ze strony pisma. O <i>Tetsuo</i>, w trochę innym kontekście, pisałem też na łamach Dt jakiś czas temu w tekście <i><a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/4631-konflikt-technologii-wczesny-cyberpunk.html">Konflikt technologii - wczesny cyberpunk</a></i>.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Z powrotem w ciele - Shin'ya Tsukamoto</span></i></b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W „Ichim Zabójcy” Takashiego Miike
jest pewna krótka scena, która niczym w kapsule uchwyciła ducha
całego dwugodzinnego filmu. Jeden z bohaterów (grany przez Tadanobu
Asano), wyjątkowo krwawy i pokręcony gangster, leży martwy na
ziemi. Jego twarz wyraża spokój, a nawet błogość – w
morderczej rozgrywce dostał to, czego chciał, spełnił oba
impulsy, które miotały nim do tej pory – ten sadystyczny i ten
masochistyczny. Widzimy, jak pochyla się nad nim inna postać,
uśmiechając się tajemniczo. Jest to uśmiech pełen odcieni,
bardziej pasujący do ekranizacji subtelnej dziewiętnastowiecznej
powieści niż krwawej opowieści o psychopatach. Można znaleźć w
nim zarówno pełną empatii radość, rodzaj rozczulenia, a nawet
cień ojcowskiej litości, ale przede wszystkim – zrozumienie dla
kogoś, kto dla spełnienia swoich pragnień postawił na szali
własne życie. Aktor, który tak wiele potrafił odmalować tym
jednym wyrazem twarzy, to Shin'ya Tsukamoto. Niezależny japoński
filmowiec, kultowy reżyser ponad dwudziestu filmów, nieprzypadkowo
pojawia się w kluczowej scenie Takashiego Miike – tą samą
ambiwalencją, mieszaniną litości i podziwu, napełnił swoje
najlepsze obrazy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEuydAiB69u8-TahJ0SjoCje1q0I3fSgZ04zs69fqyUeGI2rvGSojat7VcPbjeEndrjzHAZ8rnR0HjNNPfePa8UKaREjhWH-Ab0-Q5AaGe0V2GyWzCwxho-34ZOi9pN2RUn4nQiuHSkXY/s1600/ichi-the-killer.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEuydAiB69u8-TahJ0SjoCje1q0I3fSgZ04zs69fqyUeGI2rvGSojat7VcPbjeEndrjzHAZ8rnR0HjNNPfePa8UKaREjhWH-Ab0-Q5AaGe0V2GyWzCwxho-34ZOi9pN2RUn4nQiuHSkXY/s320/ichi-the-killer.jpg" width="228" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„Tetsuo”, który dał sławę
Tsukamoto – zrazu większą w obiegu przegrywanych po wielekroć
kaset wideo niż festiwalowym – przypomina niemal we wszystkim kino
eksploatacji. Opowieść o młodym człowieku, który pod wpływem
traumatycznych przeżyć zamienia się w maszynę, obywa się niemal
bez dialogów i tradycyjnej akcji. Jeśli obraz Tsukamoto nie zginął
w powodzi filmów gatunkowych zalewających wtedy rynek, to dzięki
świetnemu opanowaniu warsztatu, bliskiego kinu konceptualnemu
(raczej rozwijanym przez lata artystycznym projektom niż taśmowej
produkcji filmów klasy B), ale także wieloznaczności, która nie
przestała być intrygująca po latach od premiery. Nie sposób
przyłapać Tsukamoto na standardowym dla kina gatunków rozdzielaniu
ról. Bohater, chociaż z początku wydaje się ofiarą własnej
tajemniczej transformacji, ostatecznie rozpływa się w niej,
przyjmuje swoją nową postać jako obietnicę przeczuwanej jedynie
rozkoszy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W najnowszym filmie Tsukamoto,
antywojennych „Ogniach w polu” pokazywanych na zeszłorocznym
festiwalu w Wenecji, znaleźć można ślady podobnych
wieloznaczności. Militarny wróg (Amerykanie) jest tutaj gdzieś
daleko, daje o sobie znać ogniem artylerii i karabinów maszynowych.
Dużo częściej bohater filmu, nieszczęsny piechur zagubiony w
filipińskiej dżungli (w tej roli sam reżyser), musi walczyć z
towarzyszami broni. W tej walce ciągle przegrywa, daje się swoim
raz za razem oszukać. Kiedy znajduje się na progu śmierci, jego
ogląd świata ulega przemianie – Tsukamoto potrafi odpowiednio to
uchwycić w serii wizyjnych sekwencji. Zarówno dżungla, jak i
nieprzyjacielski ogień, stają się częścią widowiska, które
bohater zmuszony jest oglądać. Krytyka porównywała ten zabieg do
efektów wykorzystywanych przez Terrence'a Malicka, ale u Amerykanina
piękno „Bożego świata” stanowi kontrapunkt wobec szaleństwa i
osamotnienia ludzi. Rama filmów autora „Cienkiej czerwonej linii”,
przynajmniej w jego późnych filmach, jest religijna.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">U Tsukamoto jest inaczej: jego dzieła
są konsekwentnie materialistyczne. Duch w jego świecie to co
najwyżej inna nazwa dla skomplikowanych operacji psyche, na dobre i
na złe uwięzionej w ciele. Cała wzniosłość tych filmów zaczyna
się od tego, że bohaterowie dostają najpierw ciężkie lanie. I
wtedy właśnie, na granicy życia i śmierci, zazwyczaj pojawia się
nagroda, jakby na chwilę przywrócona łączność z rzeczywistością
– nie duchowe uniesienie, ale jeszcze głębsze osadzenie w tu i
teraz.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigXrJyxvZ-Q78LUoh-Gu-wpaFY4ad6ufggdmaNGygQQX06j8zbR-eQ8nKeLwQgoAWb2cOmlUqzbShtiuloYmrtl9Lu2Gia_qwyIOuOLy7AjrUvYKKJLjNmOXZ3ag5LLBASDvld6Ig_3BE/s1600/41TsNA1F0YL._SX300_.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigXrJyxvZ-Q78LUoh-Gu-wpaFY4ad6ufggdmaNGygQQX06j8zbR-eQ8nKeLwQgoAWb2cOmlUqzbShtiuloYmrtl9Lu2Gia_qwyIOuOLy7AjrUvYKKJLjNmOXZ3ag5LLBASDvld6Ig_3BE/s1600/41TsNA1F0YL._SX300_.jpg" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Dokładnie taki proces przebudzenia
serwuje sobie znów grany przez Tsukamoto bohater „Tokyo Fist”.
Historia trójkąta miłosnego, który połączy wyobcowaną parę z
klasy średniej i młodego boksera, wydaje się jedynie okazją do
kontynuowania ulubionego w tamtym czasie tematu Japończyka, czyli
cielesnych deformacji. Dziwaczną maszynerię z „Tetsuo” zastąpił
tutaj dużo prostszy element: rękawica bokserska, ale efekt jest
równie spektakularny, jak w przypadku jego poprzednich filmów
cyberpunkowych. Masakrowanie i bycie masakrowanym ma tu siłę
transformującą, która pozwala bohaterom przekroczyć samych
siebie. W ten sposób konfrontują się ze swoim lękiem, by po
chwili przekonać się, jak mało mają do stracenia. Wygrywa to
Tsukamoto głównie za pomocą sekwencji, w których celebruje rytm,
szybkość i mechanikę bokserskiego treningu. Ale, co już ciekawsze
i trudniejsze zarazem, podobny chwyt stosuje w dialogu: postaci
skandują do siebie kwestie, często powtarzając te same zdania
wiele razy. Ten prosty zabieg mówi coś ważnego o komunikacji,
czego nie przyznają rozgadane owoce psychologicznego realizmu: nawet
wyznaniem miłości można kogoś „okładać”. Nie sposób tego
uchwycić, jeśli za dobrą monetę bierze się dosłowną treść
wypowiedzianych słów.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtnZOiKwI5ptpx3TBBbPxtlReTi371DyWljidlfgKNFyoN0TrQIqbm7MJDdLS0Gl5bDmBByyDBM02L6Gjc4jfGZdL9-pjGXbcFqSeye1cZorlq-IzHKkb3FtwfHOWOZei1ecbckDLqxsI/s1600/41RvrtWCN+L._SX300_.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtnZOiKwI5ptpx3TBBbPxtlReTi371DyWljidlfgKNFyoN0TrQIqbm7MJDdLS0Gl5bDmBByyDBM02L6Gjc4jfGZdL9-pjGXbcFqSeye1cZorlq-IzHKkb3FtwfHOWOZei1ecbckDLqxsI/s1600/41RvrtWCN+L._SX300_.jpg" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Ta rzeczywistość ciała, źródła
bólu i przyjemności, jest zarazem punktem nadziei, jak i
przekleństwem bohaterów jego filmów. Dzięki fizycznemu cierpieniu
zostają wyrwani ze stagnacji, przynosi więc ono ulgę w cierpieniu
innym, cichszym, ale trwającym ciągle i od lat. Wizualnym symbolem
tego rozpoznania u Tsukamoto jest obraz współczesnego miasta, które
swoim chłodem i symetrią linii przypomina wielkie więzienie
bohaterów. Ulubieni protagoniści Tsukamoto to żałosne,
wyalienowane figury, które dopiero dzięki jakiejś formie
sadystycznej gry odzyskują poczucie życia. W wersji pastiszowej
proces ten można oglądać w serii „Tetsuo” (np. w zabawnie
przestylizowanym „Body Hammer”, czy w „Bullet Ballet”). W
wersji serio w „Czerwcowym wężu”, najbardziej chyba udanej
filmowej realizacji Tsukamoto.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Prosta historia znów oparta jest na
miłosnym trójkącie. Żyjące w dostatku i nudzie małżeństwo
staje się celem dla tajemniczego szantażysty. Podstawy szantażu są
nadzwyczaj marne, ale para zaskakująco szybko daje się wciągnąć
w grę. Pracująca w telefonie zaufania Rinko Tatsumi kieruje się
przede wszystkim tym, żeby czynić dobro. W efekcie jej małżeństwo
także zaczyna przypominać serię samarytańskich aktów. Mąż
ułatwia im wspólne życie, bez przerwy czyszcząc mieszkanie, za co
ona odwdzięcza mu się, rytualnie przykrywając go śpiącego w
fotelu. Jak w każdym filmie Tsuakmoto, tak i tutaj kamera
precyzyjnie śledzi kolejne elementy codziennego rytuału, bo w nim
też zawiera się całe znużenie i nędza postaci. Kiedy do Rinko
zadzwoni szantażysta, przypomni jej, że w swoim wzorowym życiu
zapomniała o jednej wielkiej sprawie – o własnych pragnieniach,
które pozwoliłyby jej cokolwiek poczuć. Jak w innych filmach, tak
i tutaj, przemiana bohaterki jest także zakodowana w świecie
zewnętrznym: odpowiada jej niekończąca się ulewa, zapowiadająca
czas przesilenia.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2QFQK0jGxgXydBrL_3dUQf0FRQIzj2hTOcV3ChqaZ64cm-9M_Wtu6dk7i74jQSvk1S0UFYY8HyfIFiKcCzjrARCeBjG6k8u6HIH1rSzbDkGNQWUYzA1IrGq9VG3iTtdyZYFlvokuF8Q0/s1600/220px-ASnakeOfJune2002Poster.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2QFQK0jGxgXydBrL_3dUQf0FRQIzj2hTOcV3ChqaZ64cm-9M_Wtu6dk7i74jQSvk1S0UFYY8HyfIFiKcCzjrARCeBjG6k8u6HIH1rSzbDkGNQWUYzA1IrGq9VG3iTtdyZYFlvokuF8Q0/s1600/220px-ASnakeOfJune2002Poster.jpg" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Reżyser „Czerwcowego węża”
należy do tych twórców filmowych, którzy rozciągają dyktatorską
władzę nad swoimi produkcjami: sam pisze scenariusze, jest
operatorem, montażystą i autorem scenografii niemal wszystkich
tytułów, które podpisał. Duch kina niezależnego spotyka się w
tym przypadku z ambicją autora, który ma własne tematy, sposoby
opowiadania i obrazowania. Na dobre i na złe: w przypadku jednych
filmów konsekwencja uspójnia środki i narrację, w przypadku
innych historia zaczyna przypominać żonglerkę kilkoma tematami i
motywami, które zostały już dobrze rozpoznane. Tak jest chociażby
w „Vital” (2004), ambitnym projekcie, w którym Tsukamoto
obsadził pamiętnego masochistę z „Ichiego Zabójcy”, Tadanobu
Asano. Jednak historia studenta medycyny, który w mozole odzyskuje
pamięć po wypadku samochodowym, wydaje się być jedynie zbiorem
wątków użytych w nowej konfiguracji i bardziej eleganckiej ramie
fabularnej. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Groteskowe sceny deformacji ciała w bijatykach i
strzelaninach zostały zastąpione przez operacje ambitnego studenta
przy stole prosektoryjnym. Co więcej, sceny sekcji Tsukamoto
nakręcił z niezwykłą jak na swoje standardy dyskrecją – efekty
gore, nieraz dość umowne, jak przystało na filmowca niezależnego,
zastąpiły eleganckie symbole, jak podnoszenie całunów, z których
studenci wydobywają badane ciała. Nie pomaga to, brakuje znanej z
innych opowieści Tsukamoto wyrazistości – garści świetnych
pomysłów, które jak punkty orientacyjne prowadzą widza raczej do
zaplanowanego przez twórców wrażenia niż do przesłania. Próba
wysublimowania własnego estetycznego programu nie powiodła się
więc reżyserowi dziesięć lat temu, wypadła natomiast dużo
lepiej w przypadku ostatniego filmu.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„Ognie w polu” to obraz daleki od
sentymentalizmu, pełen wizualnych pomysłów, prowadzących do
precyzyjnie wyznaczonych celów. Jak w innych produkcjach Tsukamoto,
punktem dojścia jest tu poczucie osadzenia w ciele i wrażeniach,
które ono przynosi. Tyle, że we wcześniejszych filmach fizyczność
ratowała przed poczuciem wyobcowania. W „Ogniach w polu” jest
ona tylko drogą do ujrzenia wojny w całym jej bezwstydzie,
bezsensownym doświadczeniem, którego nic nie może naprawić.</span></div>
<br />
<span style="color: #741b47; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b style="background-color: white;"><br /></b></span>
<span style="color: #741b47; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b style="background-color: white;">Źródło: "Dwutygodnik" nr 159, V 2015</b></span><br />
<br />Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-73507001174344260482015-04-25T14:53:00.002+02:002015-04-25T14:53:48.407+02:00System (Child 44)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhWaJ4Zi2bWi5ayLhxLlBhWIlwi8jcqxcT2wWrxRztrW3S7fXIZ_a_nt6IuygOwiIKgiLBro4utlRu9qMVmuDlbGj8bk1qCEqSXYRegnqqUugiX6cvKh-dcOynFq3bYUrMFYjJ8hT3qAI/s1600/System_poster_328.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhWaJ4Zi2bWi5ayLhxLlBhWIlwi8jcqxcT2wWrxRztrW3S7fXIZ_a_nt6IuygOwiIKgiLBro4utlRu9qMVmuDlbGj8bk1qCEqSXYRegnqqUugiX6cvKh-dcOynFq3bYUrMFYjJ8hT3qAI/s1600/System_poster_328.jpg" height="320" width="215" /></a></div>
<br />
<br />
<span style="color: #990000; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Na ekranach od wczoraj <i>System</i>. Ten zrealizowany z namaszczeniem film jest niestety dowodem na to, że z czasem coraz trudniej zrozumieć, co wydarzyło się w XX wieku. Moja recenzja na papierze w majowym numerze "Kina", a tymczasem na<a href="http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2191&Itemid=1"> kino.org.pl</a>. </span><br />
<br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Amerykańska ekranizacja bestsellera „Ofiara 44” Toma Roba Smitha rozgrywa się w ZSRR czasów Stalina. I pierwsze, co uderza w odbiorze filmu, to zaskakujący pomysł, by wszyscy aktorzy mówili po angielsku z rosyjskim akcentem. W międzynarodowej obsadzie znaleźli się m.in. Tom Hardy, Noomi Rapace, Vincent Cassel, Agnieszka Grochowska. Nie wszyscy byliby w stanie wypowiadać się po rosyjsku, a widz w USA podobno nie lubi czytać napisów, więc zrozumiałe, że dialogi zostały napisane w języku Szekspira. Jest to zresztą popularna praktyka w kinie amerykańskim: każdy mówi po angielsku, a widz wyobraża sobie, że słyszy inny język.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Widzowie przywykli do tego na tyle, że nie jest problemem nawet sytuacja, kiedy dwie postaci posługujące się perfekcyjną angielszczyzną nie rozumieją się, bo w świecie filmu mówią innymi językami. W „Systemie” jest niby podobnie, choć inaczej – aktorzy nie mówią ani po angielsku, ani po rosyjsku, tylko „pośrodku”, łamaną angielszczyzną z twardymi, wschodnimi akcentami. Nie podejrzewam twórców o ironiczne nawiązania do kina popularnego czasów zimnej wojny, „System” jest filmem śmiertelnie poważnym. Inne przypuszczenie podpowiada, że intencją mogło być, niestety, wzmocnienie realizmu historii.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Autorzy przypominają więc ludzi, którzy, spotykając cudzoziemca, mówią do niego głośniej i wolniej: w „Systemie” jest tak samo, tylko w odwróceniu – Rosjanie mówią po angielsku, ale wolniej i z akcentem imigranta. I stąd od pierwszych minut oglądania dominuje poczucie nieporozumienia – mundury są odpowiednie, czasy stalinowskie odmalowane w realistycznie ponurych barwach, ale całość realizacji nieporadna.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Życie Lwa Demidowa (Tom Hardy) toczy się na dobre i na złe w cieniu stalinizmu. Jest sierotą z ukraińskiego Wielkiego Głodu, bohatersko zdobywał Berlin, a po wojnie robi karierę w Ministerstwie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jako oddany śledczy okrutnymi metodami wyciskający zeznania od nieszczęśników podejrzewanych o zdradę. Jednak ustrój wymaga coraz większych ofiar – Demidow ma rozpocząć śledztwo w sprawie własnej żony.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Jego problemy pogłębia jeszcze okrutna śmierć dziecka jednego z przyjaciół. Góra chce zatuszować sprawę i Demidow kolejny raz wypełnia swoje zadanie, ale o grasującym na wolności mordercy nie przestaje myśleć. Za lojalność wobec żony oficer zostaje karnie zesłany na odległą prowincję, gdzie dochodzi do podobnej śmierci miejscowego dziecka. I nie jest to jedyny przypadek. Demidow decyduje, że nie będzie narzędziem politycznym i jest gotów zaryzykować wszystko dla wyjaśnienia tych zbrodni.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„System” nie jest filmem, który pozwalałby zrozumieć coś ze stalinizmu. Pierwszy dowód stanowi już główny koncept fabularny: bezwzględny oficer bezpieczeństwa przechodzi „na drugą stronę” (tylko jaką? w tamtej epoce?), ponieważ chce być lojalny wobec żony i pragnie wyjaśnić śmierć dziecka. Autorzy mówią nam więc: były to straszne czasy, zupełnie inne niż nasze, ale przecież rodzina to rzecz święta, podobnie dzieci, w tych sprawach każdy wie, co jest dobre, a co złe. I tę świadomość przypisują Demidowowi. Rzecz nie w tym, że jest to samo w sobie nieprawdopodobne, ale że sam pomysł zbyt szybko i zbyt nachalnie zdradza, gdzie i kiedy wymyślono historię, jakie miejsca wspólne wyznaczyły jej główne motywy.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Nie ma w tym filmie strasznego poczucia fatalizmu, dzięki któremu stalinizm miliony ludzi trzymał w strachu i posłuszeństwie. Poczucie beznadziei, nieuchronności własnego upadku świetnie sportretował Nikita Michałkow w „Spalonych słońcem”, kiedy kazał swojemu bohaterowi – bolszewikowi zaprawionemu w bojach wojny domowej – płakać w karetce bezpieczeństwa. W filmie Espinosy nic z tego nie odnajdziemy: tutaj walczy się z systemem, jakby miał postać zmowy lokalnego plantatora z szeryfem niczym w starym westernie, a nie wielkiej państwowej machiny, od której wyroków nie ma odwołania.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Przeciwko Demidowowi knują czarne charaktery, w efekcie czego twórcy (niechcący) rozgrzeszają instytucje – tak jakby system był zły z powodu kilku złych jednostek. Wedle autorów wystarczyłoby kilku więcej Demidowów, a stalinizmu pewnie w ogóle by nie było. Szczegóły historyczne – samochody, wnętrza etc. – twórcy mogli odwzorować dobrze, ale co z tego, skoro zupełnie zawiodło rozumienie czasu, w którym osadzono akcję.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W efekcie opowieść wydaje się od początku co najmniej anachroniczna. Z czasem zaś ubieranie jej w kostium okresu stalinowskiego traci wszelkie uzasadnienie. Urok egzotyki (zapewne większy na Zachodzie niż w naszym rejonie geograficznym) szybko musi ustąpić konsternacji w każdym, kto cokolwiek wie o tamtej epoce.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Śmieszą też wątki żywcem wyjęte z najbardziej sztampowych kryminałów, jak postać surowego za to poczciwego prowincjonalnego generała milicji, granego przez Gary’ego Oldmana. Pokazują one, że „System” jest całkiem konwencjonalnym kryminałem, który ubrano tylko w historyczną szatę. Tymczasem za mniejsze pieniądze można było nakręcić thriller rozgrywający się we współczesnych Stanach. Hardy zagrałby – pewnie świetnie – policjanta, odkrywającego zmowę milczenia we własnym komisariacie, a widzowie miło spędziliby czas. Zgłębianie mroków stalinizmu twórcy filmu powinni jednak zostawić komuś innemu.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #990000; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Źródło: "Kino" 05/2015</span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-38916035839032549182015-03-20T15:05:00.002+01:002015-03-20T15:05:46.482+01:00O Sąsiadach Królikiewicza<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhO5V-IpNU7Yg6xO31ExHvisQ8TfSaPBjcHjsBMDxxYyVDLNFM9CLM7fqj_Ggtd9m0SoDV47mCcFaNjX6WdMdWoaxp1TIWYjZGUVxsp25kxNw3df6gP9JofqgrRyX5BcpSjLNFIjPKeU1M/s1600/sasiady+male.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhO5V-IpNU7Yg6xO31ExHvisQ8TfSaPBjcHjsBMDxxYyVDLNFM9CLM7fqj_Ggtd9m0SoDV47mCcFaNjX6WdMdWoaxp1TIWYjZGUVxsp25kxNw3df6gP9JofqgrRyX5BcpSjLNFIjPKeU1M/s1600/sasiady+male.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="color: #351c75; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Grzegorz Królikiewicz to jedna z najbardziej wyrazistych postaci wśród twórców polskiego kina. Jego filmy zawsze wyróżniała konsekwencja w budowaniu własnego słownika - zarówno środków formalnych, jak i znaczeń. Nie inaczej jest w przypadku <i>Sąsiadów</i>. Najnowszy film reżysera, oniryczny i wielowątkowy, dorównuje zresztą największym osiągnięciom Królikiewicza: <i>Na wylot</i>, <i>Przypadkowi Pekosińskiego</i> czy <i>Zabiciu ciotki</i>. Poniżej moja recenzja<i> Sąsiadów</i>, cytuję ze <a href="http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2161&Itemid=1">strony miesięcznika Kino</a>.</span><br />
<br />
<br />
<br />
<i><b><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Sąsiady</span></b></i><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Filmy Grzegorza Królikiewicza są dalekie od typowości w sposobie opowiadania historii. Operują piętrowymi metaforami, dążą do alegorycznego skrótu, zgodnego z filozofią reżysera a nie z potocznym rozumieniem przedstawionych tematów. W efekcie, nawet jeśli rzeczywistość przedstawiana w filmach Królikiewicza jest jakoś znana, oswojona, to rozpoznanie jej na ekranie wymaga wysiłku. A wysiłek ten najczęściej się opłaca, bo w swoich fabułach Królikiewicz proponuje zazwyczaj złożone i dopracowane wizje świata.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Jest jednak jeszcze kolejny rodzaj trudności, który filmy Królikiewicza przynoszą, związany bardziej z filozofią jego obrazów niż ze środkami formalnymi. Jeden z najważniejszych tematów Królikiewicza to cierpienie. W jego filmach znajdziemy mnóstwo portretów ludzi biednych i skrzywdzonych, osób wyrzuconych poza nawias, na różne sposoby nieszczęśliwych. Ale osoby takie reżyser ukazuje bez sentymentalizmu, w ostrym świetle. Od „Na wylot”, pełnometrażowego debiutu, w którym para egzystujących na marginesie inteligentów dokonuje morderstwa, aż po „Przypadek Pekosińskiego”, w którym tytułowy bohater pokazany został w otchłani poniżenia, Królikiewicz nie dba o to, by rozczulającą sceną zapewnić bohaterom łatwe współczucie.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Jeśli owi bohaterowie ostatecznie są w stanie wydobyć z siebie jakieś piękno, jeśli są w stanie dokonać czegoś prawdziwego, to nie dzięki współczującemu spojrzeniu, ale tylko własnymi siłami, wbrew okolicznościom i zawsze wbrew oczekiwaniom innych. Byłoby łatwiej, gdyby Maliszowie okazali się do końca zdegenerowani, gdyby w ostatnim momencie nie zdobyli się na odruch poświęcenia, byłoby też łatwiej, gdyby „Pekos” był tylko jeszcze jednym anonimowym klientem opieki społecznej, bez wspomnień i marzeń, które czynią go wyjątkowym.</span><br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Podobne trudności przynoszą „Sąsiady”, najnowszy film Królikiewicza, nakręcony na podstawie opowiadań Adriana Markowskiego. Zbiorowym bohaterem są tu mieszkańcy jednej z łódzkich famuł, bezrobotni lub biedni robotnicy, ledwo wiążący koniec z końcem. Podzielony na rozdziały film opowiada szereg historii. Jest opowieść o mężczyźnie, który poszukuje karpia na Wigilię, przepychając się w niekończących się kolejkach. Jest małżeństwo, które spędza swoje dni dyskretnie podglądając sąsiadów zza firanek i wreszcie decyduje się wystawić dla nich spektakl domowych rękoczynów.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Jest historia Ważniaka – trochę bandyty, trochę barda – i jego żony, która gotowa jest na największe poświęcenie dla maltretującego ją męża. Wreszcie, jest ksiądz-siłacz, który po kolędzie zagląda do mieszkania prostytutki i, niczym biblijny Samson, demoluje jej mieszkanie. Ten szereg epizodów spinają dwa symboliczne motywy. Wizualny – szczeliny między dwoma ścianami sąsiadujących budynków, i muzyczny – śpiewanej przez Ważniaka piosenki, metaforycznej kody dla losu pokazywanych postaci.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Film Królikiewicza jest daleki od realizmu. Nie chodzi w nim o zwrócenie uwagi na problem społeczny, choć nie brak tu precyzyjnie skierowanych oskarżeń. Jak w noweli „Autorytet moralny”, gdzie pojawia się postać znanego chirurga-noblisty, traktującego pacjentów niczym krępujący balast, w najlepszym razie – materiał do przynoszących chwałę eksperymentów. Królikiewicz uderza w konkretne zjawisko, pogardę elit wobec ludzi, którymi rządzą; ale wątek ten jedynie dopełnia pewien szerszy obraz o dużo bardziej nieoczywistym znaczeniu. Autor „Sąsiadów” ostatecznie nie pokazuje nawet biedy jako zła, z którym trzeba walczyć, interesuje go coś innego niż społeczny reformizm.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Bohaterowie Królikiewicza to ci, którzy zgodnie ze stereotypowym spojrzeniem nie robią nic, są zawieszeni w próżni, niemal – nie żyją. Cały dzień wysiadują w oknie, prowadzą niekończące się kłótnie, nie do końca wiadomo o co, wystają pod drzwiami kamienicy. Udają zajętych, ale naprawdę – żadnego zajęcia nie mają. W „Sąsiadach” jednak ich życie odkrywa przed nami swój własny język, powracające motywy, osobliwe rytuały i obsesje. Okazuje się złożone na sposób trudny do zrozumienia dla kogoś z zewnątrz. Banalne czynności, sny, relacje między niemal obcymi sobie ludźmi są gęste od znaczeń, do których brak jednego klucza.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhq3A4SHPP-3yEv2KCt_xHij6Vzw85tyUiCSz97cKJRRbaICYWnIitRPec1Zqf0gQQUzyfFKN5xQoKJcsHabqVPOtQo2dWcR-bncfAX3JOWeIh02bXJz9lOb6W29De3ED1JAlx1trKv-Vo/s1600/sasiasy+male2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhq3A4SHPP-3yEv2KCt_xHij6Vzw85tyUiCSz97cKJRRbaICYWnIitRPec1Zqf0gQQUzyfFKN5xQoKJcsHabqVPOtQo2dWcR-bncfAX3JOWeIh02bXJz9lOb6W29De3ED1JAlx1trKv-Vo/s1600/sasiasy+male2.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Owa zagadkowość, odkrywana w „Sąsiadach”, szczęśliwie nie ma nic wspólnego z ckliwym realizmem magicznym. Ten ostatni jest w końcu jeszcze jednym sposobem typowego ukazywania „biednych ludzi” w kinie: tak jakby niektórzy nie nadawali się na bohaterów opowieści, dopóki nie zaczną lewitować albo rozmawiać z aniołami. W filmie Królikiewicza są co prawda elementy niezwykłości, ale przypominają one raczej niesamowitość snu niż magiczną interwencję z innego wymiaru. Mają w sobie coś rozpoznawalnego i absurdalnego zarazem: jak motyw gorączkowego poszukiwania karpia w noweli „Wesołych Świąt” czy gromadzenia cukru w „Końcu świata”. Brak w tym filmie konwencjonalnego symbolizmu. Większość obrazów, odtwarzanych bez końca w różnych konfiguracjach, jak scena wysypywania węgla na głowę sąsiada w „Senniku sąsiedzkim”, nabiera jakiegoś znaczenia dopiero dzięki sposobowi, w jaki rozumieją je postaci.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„Sąsiady” domagają się od widza, żeby uznał to bogactwo znaczeń, ale równocześnie nie ułatwiają mu orientacji w tych znaczeniach. Nawet temat wyboru między dobrem a złem, tak wyraźny w noweli o wizycie księdza czy opowieści o poświęceniu, na które zdobywa się żona Ważniaka, nie zapewnia ramy, dzięki której całość stałaby się oczywista. Nie ujmuje to niczego celności filmu, który w bogactwie środków, ich konsekwencji i oryginalności, niewiele ma sobie równych w polskim kinie ostatnich lat.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #0b5394; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Źródło: "Kino", 2015 nr 3.</b></span><br />
<span style="color: #0b5394; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b><br /></b></span>
<span style="color: #0b5394; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Na blogu pisałem już o klasycznym <i>Przypadku Pekosińskiego</i>, tekst można znaleźć <a href="http://krzysztofswirek.blogspot.de/2011/09/o-krolikiewiczu.html">tutaj</a>.</span><br />
<span style="color: #0b5394; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #0b5394; font-family: Trebuchet MS, sans-serif; font-size: x-small;">fot. J. Łukasiewicz/materiały dystrybutora</span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-23910468355186071082015-03-13T14:52:00.003+01:002015-03-13T14:53:30.851+01:00O Coś za mną chodzi Mitchella<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2pTg7-d-2CAG0fUr335F0HHajvNTJNNBqG7YAfglYBXz7EbjGbXaBMAJ3IIspzPUR_BEctMRQaRyjbRHL1_PbkuV3m3kg9EyHqsY5jpQ_AH97DW1zeRQHfOvIgnPCDNZ3A3s14XBxzyo/s1600/Co%C5%9B-za-mn%C4%85-chodzi-plakat.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2pTg7-d-2CAG0fUr335F0HHajvNTJNNBqG7YAfglYBXz7EbjGbXaBMAJ3IIspzPUR_BEctMRQaRyjbRHL1_PbkuV3m3kg9EyHqsY5jpQ_AH97DW1zeRQHfOvIgnPCDNZ3A3s14XBxzyo/s1600/Co%C5%9B-za-mn%C4%85-chodzi-plakat.jpg" height="320" width="215" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<span style="color: #990000;">Dla Dwutygodnika napisałem o amerykańskim horrorze <i>Coś za mną chodzi</i>, który właśnie wszedł na polskie ekrany. Z pewnością będzie to jeden z najciekawszych filmów gatunkowych, jakie będzie można obejrzeć w tym roku w kinach.</span><br />
<span style="color: #990000;">Cytuję ze strony Dwutygodnika, tekst można znaleźć<a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/5783-ciesz-sie-swoim-przesadem.html"> tutaj</a>.</span><br />
<br />
<br />
<b><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Ciesz się swoim przesądem</span></b><br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Jest takie okropne określenie, którego często używa się, kiedy twórcy jakiegoś filmu gatunkowego próbują refleksyjnie wpisać reguły gatunku w swoją opowieść. Kiedy zaznaczają, że dobrze wiedzą, że dana scena, postać, muzyka są typowe, że w ten sposób używano ich wiele razy. O takich historiach mawia się, że „grają z oczekiwaniami widzów”. Wynika z tej frazy, że filmy, które świadomie trzymają się gatunkowej typowości „nie grają z oczekiwaniami”. I to właśnie należałoby powiedzieć o „Coś za mną chodzi” Davida Roberta Mitchella – że nie gra z oczekiwaniami, tylko wypełnia je z naddatkiem i każe się tym rozkoszować.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Polskie tłumaczenie tytułu filmu, choć brzmi niezbyt zgrabnie, jest w pełni adekwatne wobec fabuły. Para nastolatków spotyka się na samochodową randkę. Po seksie chłopak ogłusza dziewczynę, a ta budzi się przywiązana do krzesła w jakimś opustoszałym magazynie. Kochanek zgodnie z logiką młodzieżowego horroru wyjaśnia, że musiał ją związać, ponieważ ma jej do przekazania bardzo ważną wiadomość. Otóż od dłuższego czasu „coś”, jakaś nieznana istota, upodabniająca się do wielu znanych mu osób, chodzi za nim i próbuje zabić. Jedynym sposobem na uratowanie się jest przekazanie – poprzez seks – problemu następnej osobie. Istota zaczyna prześladować wtedy tamtego lub tamtą. Aż jej nie zabije, bo wtedy zaczyna znowu ganiać wcześniejszą osobę z łańcuszka, i tak dalej. Dziewczyna początkowo myśli, że chłopiec zwariował, ale po jakimś czasie rzeczywiście pojawia się „coś”, złowrogo sunące w jej kierunku.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Początkowo żadna osoba nie chce wierzyć Jay w jej problem, tym bardziej że tajemniczej istoty nie widzi nikt, kto nie byłby „zarażony”. Ale jak to bywa w podobnych historiach, najbardziej lojalna grupa przyjaciół w końcu daje wiarę i zaczyna pomagać prześladowanej. Ta jednak wie, że jest tylko jeden sposób na odsunięcie zagrożenia – seks z najbardziej odległymi, anonimowymi osobami. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Typowe dla każdego horroru jest pomieszanie seksualności z bólem i śmiercią. Horrory o młodzieży dodają do tego zestawienia pewien dodatkowy zwrot, związany z sytuacją inicjacji i wtajemniczenia. Przed wybraniem się do kina na film Mitchella warto przypomnieć sobie chociażby kapitalną scenę z „Postrachu nocy” Toma Hollanda, w której uwodzicielski wampir z wprawą namawia młodego chłopca do grzechu, grając na nucie lęku i poczucia odrzucenia. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Niepokój, związany z ryzykiem własnej nieadekwatności, pewne otwarcie, niedookreślenie pragnień, są na różne sposoby wpisane w te fabuły. Nie musi to mieć wiele wspólnego z pruderią filmowej kultury, za to wiele z pewnym powszechnym rodzajem przesądu związanym ze sferą, gdzie, jak przeczuwamy, kryje się tyle przyjemności i cierpienia zarazem. Ten przesąd nie jest w pełni świadomy, a w każdym razie nie można się do niego przyznawać: w końcu nie wypada podchodzić do tych spraw z drżeniem, wypada mieć do nich podejście oświecone, bliskie raczej poetyce przepisów higienicznych niż religijnych rytuałów.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Między innymi dlatego cały ten niepokój w horrorach o młodzieży rzadko bywa podejmowany wprost. Zazwyczaj funkcjonuje wpisany w serię typowych scen. Jedna z nich, ograna do bólu, wygląda tak: randka właśnie zaczyna zmierzać w dobrym kierunku. Para wyraźnie ma się ku sobie, i kiedy ma już dojść do właściwego aktu, staje się coś strasznego: do sypialni lub samochodu wpada maniak i zaczyna się jatka. Złośliwy interpretator powiedziałby, że jest to szczęśliwe dla kochanków rozwiązanie: być może większą katastrofą byłoby rozczarowanie nieudanym zbliżeniem... W „Coś za mną chodzi” do seksu dochodzi, ale po tym cały problem dopiero się zaczyna. I właśnie na tym grają twórcy, co sygnalizują już w tytule filmu, skoro it follows znaczy nie tylko, że coś (za czymś lub kimś) podąża, ale też najbardziej ogólnie, że „coś wynika”, „coś następuje”. Nie chodzi więc w filmie Mitchella o sam seks, ale o jego konsekwencje: o to, co następuje po inicjacji. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Ta sama intuicja zawarta jest w ociekających seksualną symboliką filmach o wampirach: w końcu, kiedy nastąpi ukąszenie, jest już za późno. Ofiara sama zmienia się w wampira i pocałunek śmierci przekazuje dalej. Raz przeżytego wtajemniczenia nie da się cofnąć. Mitchell, znów, wycisnął tę intuicję do końca, aż do granic śmieszności. Na speszone pytanie: „co dzieje się po tym”, pada odpowiedź – za „tym” jest jeszcze więcej tego samego, i tak aż do końca życia. W ten sposób, mówią twórcy filmu, próbujemy oszukać śmierć, uciec jej chociaż na chwilę. I mówią to bardzo dosłownie, używając konwencji z czasów, kiedy powstawały ostatnie niewinne narracje tego typu. </span><br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Czasem niewinności, przekonuje się nas w „Coś za mną chodzi”, były lata 80. Wszystko w filmie Mitchella jest z tego czasu właśnie, począwszy od stylizowanej muzyki, aż po postaci przyjaciół głównej bohaterki, którzy bardziej przypominają nieco starszych tylko, poczciwych bohaterów „Goonies” niż ironicznych pieszczochów z „Krzyku” Wesa Cravena. Świetnie się ta stylizacja udała, może właśnie dzięki temu, że samoświadome lata 90. ma ona tak daleko za sobą. Można byłoby pomyśleć, że ironia się skończyła i wracają czasy naiwności, gdyby nie to, że naiwność nigdy przecież na dobre nie opuściła głównego nurtu. „Coś za mną chodzi” to jednak nisza, stylowy film, skierowany do widzów rozmiłowanych w estetykach sprzed lat. Tyle że bez naddatku domorosłej filozofii, opowiadany z wiarą w moc prostoty, podany bez nostalgii. Kto ma kontakt ze swoimi przesądami i nie wstydzi się ich, będzie cieszyć się tym filmem bez poczucia winy.</span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-53740756789190416052015-02-27T13:00:00.004+01:002015-02-27T18:16:58.952+01:00Bracia Dardenne o lęku przed bezużytecznością<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTSpiR4pQJJJEwBPP260S2dSouuHymBq3SOO4ZLkbszfEPCp5SokbXCN5GT6q_nvHS841kX6ckKo7lhPFNEaXQfMUY1DUUcQ6NG-T2hsVNJelGspds_jJvK5W6LudZE8cnhGwW8shlnhU/s1600/plakat+DWA+DNI+JEDNA+NOC.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTSpiR4pQJJJEwBPP260S2dSouuHymBq3SOO4ZLkbszfEPCp5SokbXCN5GT6q_nvHS841kX6ckKo7lhPFNEaXQfMUY1DUUcQ6NG-T2hsVNJelGspds_jJvK5W6LudZE8cnhGwW8shlnhU/s1600/plakat+DWA+DNI+JEDNA+NOC.jpg" height="320" width="222" /></a></div>
<span style="color: #cc0000;"><br /></span>
<span style="color: #cc0000;"><br /></span>
<span style="color: #cc0000;"><br /></span>
<span style="color: #660000;">Bracia Dardenne nakręcili kolejny ważny film. Tym razem o świecie, w którym praca staje się przywilejem, w którym straszy widmo bezużyteczności. Na "Dwutygodniku" ukazała się moja recenzja z filmu (<a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/5751-czy-czujesz-sie-bezuzyteczny.html">oryginalny adres</a>), cytuję niżej:</span><br />
<br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>Czy czujesz się bezużyteczny?</b></span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„Dwa dni, jedna noc” Jeana-Pierre'a i Luca Dardenne'ów to film zarazem niezwykle aktualny i precyzyjny. Twórcy wzięli na warsztat temat, który określa życie milionów ludzi w Europie: stawiają pytanie o solidarność pracowników wobec bezwzględnych norm wydajności i konkurencji. I ujmują to pytanie w ramy znakomicie skonstruowanej, pełnej napięcia historii.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Bracia Dardenne przed fabułami przez wiele lat kręcili dokumenty. Można to wyczuć w kolejnych realizacjach Belgów. Obrazy duetu są pozbawione filmowych atrakcji, rządzi nimi oszczędność – a nawet asceza – środków. Przez to tym wyraziściej na pierwszym planie zarysowują się postaci i problem, w metaforycznym skrócie ukazujący jakąś część europejskiej rzeczywistości. Nie inaczej jest i tym razem.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Sandra (Marion Cotillard) przez ostatnie miesiące leczyła się z depresji. Teraz próbuje wrócić do pracy w fabryce, ale czeka ją niemiła niespodzianka. Jej współpracownicy otrzymują propozycję: mogą wybrać, czy wolą, żeby ich koleżanka na nowo podjęła pracę, czy też wolą premię (okrągłe tysiąc euro), którą otrzymają w zamian za to, że jej stanowisko pracy zostanie zredukowane. Sandra przegrywa pierwsze głosowanie.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Kobieta początkowo chce się poddać. Wokół niej są jednak osoby, które namawiają ją, żeby podjęła walkę o siebie. Koleżanka z pracy wyprosiła u szefa nowe głosowanie, bo przy okazji pierwszego fabryczny brygadzista prośbą i groźbą wpływał na decyzję. Menadżer, który ma w końcu interes w ograniczeniu zatrudnienia, niechętnie, ale jednak przystaje na to, by dać Sandrze drugą szansę. Tutaj jednak dla kobiety zaczyna się najtrudniejsza część: dużo łatwiej będzie skłonić innych do głosowania za jej powrotem, jeśli osobiście przypomni im, że chce wrócić do pracy. Za namową męża (w tej roli stały aktor Dardenne'ów, Fabrizio Rongione) zdobywa adresy innych pracowników i zaczyna ich odwiedzać. Ma jeden weekend, by dotrzeć do wszystkich, w poniedziałek rano drugie głosowanie ostatecznie zdecyduje o jej przyszłości.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Sandra uważa, że nie może jej się udać, co więcej, rozumie innych pracowników i to, że przecież każdy z nich pewnie potrzebuje dodatkowych pieniędzy. Perspektywa bezrobocia i kolejnych miesięcy (lat?) spędzonych w domu jest dla niej fatalna, ale brak jej też wiary w to, że może jakoś wpłynąć na swój los. Przede wszystkim nie wierzy, że może być w fabryce jeszcze potrzebna. Kiedy była na zwolnieniu, poradzono sobie bez niej, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej? </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Przypadek Sandry nie jest dla Dardenne'ów okazją do wzruszającej historii o ludzkiej walce ze swoimi słabościami. Służy raczej do pokazania pewnych mechanizmów, jest obrazem szerszego procesu. Dardenne'owie pokazują przede wszystkim, że wyizolowana i samotna jednostka musi mieć ogromną siłę i odporność, żeby w pojedynkę walczyć o siebie. Kto nie ma grubej skóry, ten prędzej czy później kończy obwiniając samego siebie. A przecież nie zawsze mamy wpływ na nasz los. Sandra jest ofiarą „dokręcania śruby”: podnoszenia norm efektywności, stymulowania rywalizacji między pracownikami. Ale swoje problemy odbiera jako osobistą porażkę, dowód własnej bezsiły i nieudacznictwa.</span><br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Twórcy „Dwóch dni, jednej nocy” pokazują świat, w którym bezrobocie przestało być problemem wyłącznie ekonomicznym, a stało się problemem duchowym. To prawda, że lepiej mieć w rodzinie dwie pensje, niż jedną, ale w zachodniej Europie, gdy traci się pracę, nie umiera się z głodu. Co innego jest ważniejsze: jak zmierzyć się z wizją własnej bezużyteczności, z odstawieniem na boczny tor? Zasiłek chroni przed nędzą, nie chroni przed życiową pustką i poczuciem beznadziei. Tymczasem zwiększenie efektywności oznacza mniej pracy w całym systemie: widmo bezużyteczności pozostanie z nami na długo.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Drugim ważnym tematem filmu są metody zarządzania, które pod płaszczykiem demokracji w miejscu pracy (głosowanie!) zwracają pracowników przeciwko sobie. W efekcie jedyny rodzaj siły, jaką dysponują Sandra i jej podobni – siła solidarności, oczywistość wspólnoty sytuacji i losu – zostaje im odebrana. Znakomicie pokazują to kolejne wizyty Sandry: jej współpracownicy mają tuzin dobrych powodów, by jej odmówić. I właściwie powinni to robić, wedle reguł rozsądku: każdy, wzięty z osobna, ma interes w tym, by zarobić więcej i żadnego, by pomagać kobiecie, którą ledwo zna. Tylko że owa racjonalność i logika mają swoją cenę: z horyzontu myślenia znika świadomość, że każdy może być następny, każdy może okazać się zbędny, wystarczy, że raz powinie mu się noga.</span><br />
<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W filmie Dardenne'ów wszystko jest na swoim miejscu, podporządkowane historii, która w klarowny sposób odsłania przed nami te i wiele innych problemów. Choćby Marion Cotillard, znana z ekspresji i intensywności, tym razem gra w sposób stonowany, wpasowuje się w paradokumentalny styl opowieści. Motywacji i cierpieniu Sandry zostaje natomiast przeciwstawiona cała seria innych postaci, każda z osobnymi problemami i wątpliwościami, wiele z nich granych przez naturszczyków. W ten sposób owa niepozorna opowieść staje się zbiorowym portretem pracowników fizycznych: tej wygnanej z filmowego pierwszego planu kategorii, która ostatni raz pojawiała się w kinie jako wyrazista zbiorowa postać chyba w latach siedemdziesiątych. Choćby w genialnych „Niebieskich kołnierzykach” Paula Schradera, filmie, który warto sobie przypomnieć, bo z podobną intensywnością dotykał problemu upadku robotniczego ducha wspólnoty, a niemal czterdzieści lat od premiery niewiele stracił na aktualności.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">„Dwa dni, jedna noc” to także film z klarownym politycznym przesłaniem dla portretowanej grupy: nie dajcie się indywidualizować, pamiętajcie o podobieństwie własnych sytuacji. Adresaci tego przesłania nie chodzą do kin studyjnych, ale cenią filmy „bliskie życiu”, więc rada od Dardenne'ów może kiedyś do nich trafić. Patrząc na „Dwa dni...” z perspektywy polskiej, szkoda tylko, że w kraju, dla którego tak ważna była robotnicza solidarność, potrzeba filmu aż z Belgii, żeby w kinie przypomnieć jej wartość i sens.</span><br />
<br />
<span style="color: #660000;">Źródło: Dwutygodnik, nr 153/2015</span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-9220734075465044302015-01-30T12:16:00.001+01:002015-01-31T13:07:05.452+01:00Hiszpanka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkaZm9iraEiO0uVF5hNzwV7SsGqW-OpiU3dtHtGp_awweCskIh-uhV_ACpbhRRmddPXN-8vB37ak16TP4IpWddRVfEBwL52hd5zgS4etUxtjPsoshyphenhyphenxE_vkAptLkFWYRD6zAOnplyMxhM/s1600/Glover.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkaZm9iraEiO0uVF5hNzwV7SsGqW-OpiU3dtHtGp_awweCskIh-uhV_ACpbhRRmddPXN-8vB37ak16TP4IpWddRVfEBwL52hd5zgS4etUxtjPsoshyphenhyphenxE_vkAptLkFWYRD6zAOnplyMxhM/s1600/Glover.jpg" height="320" width="224" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #990000; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W kinach od tygodnia jedna z najciekawszych premier polskich tego roku. Na wyrost zapowiadana jako arcydzieło, <i>Hiszpanka</i> z pewnością nie zawodzi tych, którzy mają dość typowego kina historycznego. Na Dwutygodniku ukazała się moja recenzja z tego filmu. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Powiedzieć, że „Hiszpanka” to film oryginalny, to mało. Jest to film ekscentryczny, w którym efekt – nieoczywisty gest aktora czy estetyczna puenta – znaczy więcej niż prawdopodobieństwo historii, a nawet zwykła logika opowiadania. Nie jest to kino popularne ani festiwalowe, „hit” ani „kino artystyczne” (zresztą obie te kategorie są siebie warte), ale coś pomiędzy, film sytuujący się w swojej własnej kategorii. Czy to dobrze, czy źle, to zależy od upodobań. Jedno jest pewne: powstanie tego rodzaju filmu z tak dużym budżetem jest ewenementem w polskiej kinematografii i długo przyjdzie czekać na następny raz.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W polskim kinie istnieje dosyć wyraźny wzorzec kina, jakie „robić należy”: ma to być kino ambitne i dla widzów, to znaczy poważne i zrobione w zgodzie z oczekiwaniami widowni. Programowo dalekie od ekstremów, przez co czasem także pozbawione wyobraźni. „Hiszpanka” do tego wzorca nie pasuje. Nie ma w kinie rzeczy niemożliwych i ta opowieść o Powstaniu Wielkopolskim może okazać się wielkim sukcesem frekwencyjnym, ale nie byłoby to zaskoczeniem chyba tylko dla twórców filmu. Jednak z tych samych powodów oglądanie tego filmu przynosi ulgę: wreszcie można odpocząć od dobrych intencji i myślenia strategicznego, które potrafi zamienić kino w imitację „ambitnej” telewizji.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Poznań, rok 1918, trwają gorączkowe przygotowania do konfrontacji między Niemcami a Polakami. Do kraju ma wrócić Ignacy Jan Paderewski (Jan Frycz), Polacy wyczekują go jako duchowego przywódcy, a Niemcy obawiają się jego wpływu. Demoniczny telepata dr Abuse (Crispin Glover) ma przeniknąć do umysłu polskiego pianisty i wywołać urojoną chorobę, aby skłonić go do zejścia na ląd. Związana z polskim wywiadem grupa teozofów roztacza opiekę nad Paderewskim, ale ich starania nie wystarczają. Aby zwalczyć doktora, potrzeba będzie silniejszego medium – mieszkającego w Warszawie Rudolfa Funka (Artur Krajewski), ten jednak za swoje usługi chce dużych pieniędzy. Czasu jest coraz mniej, Paderewski wsiada na statek i zaczynają go gnębić tajemnicze dolegliwości, przypominające symptomy szalejącej właśnie grypy hiszpańskiej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Wątki z „Hiszpanki” można by powiązać na co najmniej kilka sposobów. Opowieść mogłaby zostać oparta na kontraście między wielką historią a jej podszewką w postaci pojedynku telepatów i perypetii miłosnych między młodą rozwódką (Patrycja Ziółkowska) a synem przemysłowca (Jakub Gierszał). Film miałby wtedy postać hollywoodzkiej superprodukcji, patetycznej i rozrywkowej zarazem, która odkrywa przed nami po raz setny, że historia całych państw zależy od nadnaturalnej siły woli kilku wyjątkowo przedsiębiorczych jednostek: telepatów i kochanków na równi. Inne rozwiązanie polegałoby na potraktowaniu wątku psychicznego pojedynku serio i przeniesieniu historii w sferę, mówiąc w niemieckim stylu, „ducha”. Efekt byłby może bliski historycznej alegorii w rodzaju „Niezwyciężonego”, arcydzieła Wernera Herzoga, w którym berliński teatr niesamowitości staje się sceną zmagań między popierającym nazistów hipnotyzerem a prostodusznym żydowskim siłaczem.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfl6F0HfCdDEzcsnERVcyBNenlydMjp5S8dAry3Sw3MUgru3C0CIzok17y4UHtpZrlihvwO-mxzhAU9nl-wD9d2jP2R-TG9mK7b15z5g3tILpMQ6fCaSZDCnLKsZszE7C2ZhEaf9sMsss/s1600/screen-shot-2012-05-31-at-11-26-43.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfl6F0HfCdDEzcsnERVcyBNenlydMjp5S8dAry3Sw3MUgru3C0CIzok17y4UHtpZrlihvwO-mxzhAU9nl-wD9d2jP2R-TG9mK7b15z5g3tILpMQ6fCaSZDCnLKsZszE7C2ZhEaf9sMsss/s1600/screen-shot-2012-05-31-at-11-26-43.png" height="320" width="225" /></a></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Twórcy filmu nie obrali żadnej z tych dróg, przedstawiając widzom czystą osobliwość. Przerysowane do granic sceny z niemieckiego sztabu dowodzenia przypominają „Doktora Strangelove”, ale brak tu poważnych intencji, przyświecających satyrze Kubricka. Ten ostatni chciał piętnować szaleństwo atomowej psychozy, kiedy Barczyk nie ma specjalnych intencji krytycznych: przeprowadza raczej dość prostą pochwałę sprytu słabych przeciwko pysze silnych. Inną drogą skojarzeń są filmy o Mabuse, które zrealizował Fritz Lang, i ekspresjonizm niemiecki w ogóle; przywodzą go na myśl niektóre rozwiązania scenograficzne, choćby klaustrofobiczne wnętrza, w których przesiadują teozofowie, czy teatralny rysunek niektórych postaci. Szczególnie telepaci, włącznie z nazwiskiem jednego z nich, zdają się bezpośrednim hołdem dla serii o doktorze Mabuse. Ale to odniesienie zbyt odległe, żeby mogło być czymś więcej niż retorycznym gestem: styl gry Glovera i Krajewskiego, zanurzony w tak zróżnicowanym kontekście, siłą rzeczy staje się tylko eleganckim cytatem z historycznej estetyki. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Nieco powierzchowny wydaje się także trybut spłacany Witkacemu, czyli sceny ukazujące teatralną realizację zatytułowaną jak fragmenty młodzieńczego dramatu autora „Pożegnania jesieni” (tyle że w filmie autorem tekstu miał być Stanisław Ignacy Kubryk). Ten ukłon daje pojęcie o literackich gustach ekipy, ale nie oświetla stylu filmu. Do rozpaczliwej anarchiczności Witkacego jest tu daleko, bo autorzy raczej kokietują chaotycznością, niż czynią z niej program. Najbardziej chyba urokliwy w całym filmie był wizualny cytat z francuskiej serii o Fantomasie, nieco nostalgiczny i wykorzystujący poetycki potencjał tego arcypopularnego widowiska. Ta ostatnia droga wydaje się dla twórców „Hiszpanki” najmniej ryzykowna i najbardziej naturalna, ale tutaj na przeszkodzie staje skłonność do krwistych scen i mocnych efektów, niepasujących do elegancji staromodnych historii łotrzykowskich. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Słowem, zabrakło czegoś, by to widowisko nabrało określonego kształtu w głowach widzów. Jakiejś klamry estetycznej i narracyjnej, która popchnęłaby film w jedną ze stron. Ostatecznie „Hiszpanka” sytuuje się na przecięciu co najmniej kilku intencji, ale na szczęście nie w duchu „popularnego poważnego kina”. Jest tu dość, by zaintrygować widza, ale widz ten musi mieć w sobie głód czegoś innego niż standardowe tropy, musi godzić się na ironię i uniki, które sprawiają, że czasem ma się wrażenie oglądania kilku filmów w jednym: superprodukcji, która chce nas olśnić swoim rozmachem, a po chwili – parady gagów.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Wydaje się, że w tle tej historii jest wizja popularnego widowiska, tyle że wizja ta powstała w ramach prywatnej historii kina, w której dyktowany gustem skrót myślowy tworzy kontrastowe zestawienia, a nie harmonijną wizję. To, że oficjalnym motywem powstania tego filmu było zamówienie władzy (w osobie Marszałka Województwa Wielkopolskiego), że film miał uświetnić obchody rocznicowe, nadaje zresztą całej sprawie dodatkowego wymiaru przewrotności. Tym lepiej, można powiedzieć: skoro takie filmy powstają na oficjalne zamówienie, to znaczy, że otwiera się miejsce dla upodobania do fantazji w polskiej polityce kulturalnej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjO7ZWANXckhfTdR20Q-v1TfCiVVwzIb2BJAyHisSOdRiPA5UmfVY1HJy8QL7RP8RE8rwRBZdh_TDxLiMC2fy8wKtowxZ8I7Ymyp6VCim0q6gLG4C1jpjjdzqXRlGe71HFS1QdI8CXb60Q/s1600/Ziolkowska.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjO7ZWANXckhfTdR20Q-v1TfCiVVwzIb2BJAyHisSOdRiPA5UmfVY1HJy8QL7RP8RE8rwRBZdh_TDxLiMC2fy8wKtowxZ8I7Ymyp6VCim0q6gLG4C1jpjjdzqXRlGe71HFS1QdI8CXb60Q/s1600/Ziolkowska.jpg" height="320" width="224" /></a></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Na końcu wreszcie wypada wspomnieć, że „Hiszpanka” to ciekawy zwrot akcji także w filmografii jej głównego twórcy, który z demoniczną wręcz determinacją połączył role scenarzysty, reżysera, producenta, reżysera obsady i współautora montażu. Łukasz Barczyk wyrósł z roli zdolnego, obsypywanego nagrodami debiutanta. Zdobył się na desperackie ryzyko „Nieruchomego poruszyciela”, utrzymanego w stylistyce w zasadzie niespotykanej w polskim kinie, pracującej na wzorcach Lyncha i Von Triera. Potem za mikroskopijny budżet nakręcił „Italiani” (<a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/1918-italiani-lukasza-barczyka.html">moja recenzja z Italiani</a>), sześćdziesięciominutowy film, któremu bliżej było do eksperymentów wyświetlanych w galeriach sztuki niż do filmu kinowego. Kiedy wydawało się, że Barczyk oddala się od prób konfrontowania swoich pomysłów z masowym widzem, przyszła „Hiszpanka”, najdziwniejsza bodaj superprodukcja w polskim kinie ostatnich trzydziestu lat. Aż korci, żeby zabawić się w medium i wyprorokować Barczykowi następny krok, jeszcze bardziej zaskakujący: mógłby to być serial telewizyjny, trochę jak polska wersja „Miasteczka Twin Peaks”, równie zaskakująca, choć może pozbawiona estetycznej konsekwencji oryginału. Nie wiem, czy byłby to najlepszy serial polskiej telewizji, za to na dekady pozostałby jedyny w swoim rodzaju. Podobnie jest z „Hiszpanką”: nie jest to wizja historii, którą widz może kupić bez reszty, ale jest dużo uroku w upartym dążeniu do osobności, które najlepiej określa najnowszy projekt Barczyka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #990000; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Tekst oryginalnie ukazał się <a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/5678-chronia-nas-telepaci.html">tutaj</a>.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-45043274123617548422015-01-23T15:07:00.004+01:002015-01-26T21:35:41.459+01:00Czarny węgiel, kruchy lód<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDpvVlPXGgyFNpZOGj-wiFW3JpDNXvgb97BtS6qTrGbIp2AF72PmwiYptTUe7CiAIhJQNDCssL0mHe3Ute3LimyYoLwdalYloywHLR2OTJGw_pRt22WEoNTjCDr3Hj64YimI8TXbmG6fI/s1600/92282722,czarny-wegiel-kruchy-lod_poster+(4).jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDpvVlPXGgyFNpZOGj-wiFW3JpDNXvgb97BtS6qTrGbIp2AF72PmwiYptTUe7CiAIhJQNDCssL0mHe3Ute3LimyYoLwdalYloywHLR2OTJGw_pRt22WEoNTjCDr3Hj64YimI8TXbmG6fI/s1600/92282722,czarny-wegiel-kruchy-lod_poster+(4).jpg" height="320" width="228" /></a></div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #cc0000; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Od dzisiaj na ekranach Czarny węgiel, kruchy lód, niepozorny, świetny chiński kryminał, którego warto nie przegapić. Poniżej moja recenzja dla miesięcznika <a href="http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2112&Itemid=1">"Kino"</a>.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Zwycięzca festiwalu w Berlinie, film Diao Yinana „Czarny węgiel, kruchy lód” pokazuje, jak wielkie możliwości kryje stary, uniwersalny wzorzec filmu noir. Punkt wyjścia, jak w przypadku każdego filmu gatunkowego, jest prosty, podany według przepisu. Podobnie prosta jest rama historii, czyli dochodzenie pełne zwrotów akcji. Dana z góry została także tonacja filmu i widzowie wiedzą, że będą się nią rozkoszować, patrząc przez prawie dwie godziny na ludzi niekoniecznie złych, ale takich, których życie nagle boleśnie się skomplikowało. Wszystkie te składowe są podane w „Czarnym węglu...” wzorowo, reszta to naddatki historii, odcienie, które niemal ze sceny na scenę każą czytać całość nieco inaczej. I to one, rzecz jasna, są najważniejsze, bo wnoszą w „Czarny węgiel...” element nienachalnej poezji, za który kocha się czarne kryminały.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Na liniach produkcyjnych kilkunastu fabryk robotnicy odkrywają makabryczne znaleziska. Razem z dostawami węgla przyjechały fragmenty ludzkich zwłok. Identyfikacja byłaby trudna, gdyby nie to, że przy jednym z kawałków ciała zostają znalezione dokumenty młodego mężczyzny, pracownika obsługującego węglową wagę. Dochodzenie prowadzi Zhang (Liao Fan, nagroda aktorska w Berlinie), a pierwszy trop, który wybiera, okazuje się katastrofą. Kierowca ciężarówek z węglem jest uzbrojony i rutynowe zatrzymanie zmienia się w masakrę. Zhang wychodzi ze strzelaniny lekko ranny, ale nie może darować sobie pomyłki.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Pięć lat później życie Zhanga nadal jest naznaczone przez popełniony błąd. Mężczyzna pije, karierę policjanta zamienił na fuchę w podrzędnej firmie ochroniarskiej. Pewnego dnia dawny znajomy z policji wprowadza Zhanga w śledztwo, które wiąże się z tamtym tajemniczym morderstwem sprzed lat. Podejrzenie tym razem pada na Wu Zhizhen (Gwei Lun-Mei), żonę pierwszej ofiary. Zhang koniecznie chce wrócić do gry, zaczyna śledzić kobietę, w poszukiwaniu ostatniej szansy na wyrwanie się z życiowego letargu.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Dynamika opowieści opiera się, zgodnie z regułami gatunku, na napięciu między Zhangiem a Zhizhen. Rzecz nie jest prosta, bo podobnych par były w kinie tysiące, trzeba więc precyzyjnego rysunku postaci, żeby całość nie wydała się zbyt konwencjonalna, pozbawiona życia. Twórcy filmu poradzili sobie znakomicie, także dlatego, że nie bali się doprowadzić postaci do ekstremum, aż do granicy, poza którą całość stałaby się mało znośna dla widza. Zhang nie jest ani tragicznym amantem, ani zgorzkniałym mędrcem – często jest po prostu zataczającym się i obłapiającym kobiety pijakiem.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Jego życiowa katastrofa nie została wystylizowana i byłaby krępująca dla widzów, gdyby nie spryt, który Zhang potrafi z siebie wykrzesać. Mężczyzna odstaje od swoich znajomych z policji – w podniszczonych ubraniach i z wiecznie potarganymi włosami wygląda jak ktoś, dla kogo czas zatrzymał się w miejscu. Podobnie Zhizhen nie jest modelową „zimną kobietą”, ale kimś jakby w stanie stuporu, jej emocjonalne wycofanie jest jednym ze źródeł grozy w filmie. Dlatego też przyciąganie pomiędzy parą bohaterów – obowiązkowe jak szereg innych elementów – wypada wyjątkowo niepokojąco. Zhizhen uwodzi Zhanga, wykorzystując właśnie swoją pustkę, swoją niezdolność do czucia i działania. Jeśli femme fatale udaje martwą, to kim staje się jej kochanek, detektyw?</span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Diao Yinan używa wyrazistych efektów, ale nie przekracza granicy, poza którą film zmieniłby się w kino eksploatacji, przyjemnych dla koneserów okropieństw. W sposób zupełnie niepojęty udaje mu się podtrzymać ten rodzaj zainteresowania i, mimo wszystko, sympatii dla oglądanych na ekranie postaci, który sprawia, że „Czarny węgiel...” pozostaje w granicach gatunku, nie tracąc nic ze swojego intrygującego charakteru. Mnóstwo jest tu zresztą dyskretnych poetyckich atrakcji, o których wspominałem na początku.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W kadr operatora filmu, często korzystającego z ogólnych planów, trafia krajobraz chińskiej prowincji, ani malowniczej, ani okropnej. Podobnie większość scen rozgrywa się w zwykłych miejscach: tandetnych salonach fryzjerskich, niemodnych salach tanecznych, jadłodajniach, w których się je, nie zdejmując zimowej kurtki. W każdym chyba filmie noir jest przynajmniej jeden element, który nie do końca daje się skleić z resztą i dzięki temu działa niczym zaklęcie (vide hasło „Chinatown” w filmie Polańskiego lub powtarzająca się muzyczna fraza grana na saksofonie w „Harrym Angelu”). W filmie Diao Yinana jest tym elementem tajemniczy klub nocny, który stanowi klucz do rozwiązania zagadki. Jego rozświetlona, wielokolorowa fasada wydaje się pochodzić z innego świata i, podobnie jak bar Jacquesa Renaulta w „Twin Peaks”, to ona staje się punktem przejścia. Granicą między normalnością a drugą stroną lustra. Tą stroną, po której wreszcie odkryta zostaje prawda.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Oglądając „Czarny węgiel...” cieszyłem się, że taki film wygrał na dużym międzynarodowym festiwalu. Że ów rodzaj trudnej filmowej poezji, tworzonej nie dzięki artystowskiej pozie, ale uporczywej pracy z estetyką i techniką opowiadania, nadal bywa doceniany. Oby to znaczyło, że więcej takich filmów będzie można zobaczyć w kinach.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="color: #cc0000; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Tekst w wersji papierowej w styczniowym "Kinie".</span></div>
Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-51667875001227034302015-01-11T15:09:00.000+01:002015-01-20T15:58:48.248+01:0011 najlepszych filmów 2014. roku<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmIO1pbvFpVmNdcvAAzRQmskPu0K7gDUsmSa9OEM9qKueFs9o3yFxpVn4cII-VT6KRY3r7MqBncfzgW3-XO9m1kkJysIc3lAm-VFCXJOp_BSGNOnGeL-qqz0AhFSNK0ZcjHYCsz49CkVo/s1600/7593272.3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmIO1pbvFpVmNdcvAAzRQmskPu0K7gDUsmSa9OEM9qKueFs9o3yFxpVn4cII-VT6KRY3r7MqBncfzgW3-XO9m1kkJysIc3lAm-VFCXJOp_BSGNOnGeL-qqz0AhFSNK0ZcjHYCsz49CkVo/s1600/7593272.3.jpg" height="320" width="221" /></a></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Chwalebnej
tradycji pisania podsumowań musiało stać się zadość także na<b>
aprile</b>. Poniżej zamieszczam listę najlepszych filmów w polskiej
dystrybucji w 2014 roku, stworzoną na potrzeby ankiety miesięcznika
„Kino” (na <a href="http://kino.org.pl/">stronie pisma</a> można znaleźć wynik głosowania). Tytuły uporządkowałem od najlepszego, co nie znaczy, że ostatnie filmy na liście są "najgorsze". Część wybranychfilmów z pewnością nie zaskakuje (np.<i>
Wielkie piękno</i> czy <i>Boyhood</i>) inne pewnie już bardziej (w tym jeden z moich faworytów, świetne <i>Mapy gwiazd</i>). Pod listą
specjalny dodatek – parę słów o świetnym filmie, który do
dystrybucji jeszcze nie trafił.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol>
<li><div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Nieznajomy
nad jeziorem (reż. Alain Guiraudie, 2013)</span></div>
</li>
</ol>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Pierwszy
w zestawieniu film to nadzwyczaj precyzyjny kryminał, pięknie
opowiedziany i zagrany. Historia rozgrywa się w środowisku mężczyzn
spotykających się na plaży nudystów. Guiraudie fantastycznie
różnicuje ich charaktery – rysunek postaci jest wyrazisty i
odpowiednio zrównoważony przez formalną elegancję filmu.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Jak w
każdym dobrym kryminale, historia tajemniczego zabójstwa jest
punktem wyjścia do fundamentalnych pytań – tym razem o
współczesne postaci samotności.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="2">
<li><div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Mapy gwiazd (reż. David Cronenberg, 2014)</span></div>
</li>
</ol>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Cronenberg w swoim ostatnim filmie podejmuje temat ograny, ale
udowadnia po raz kolejny, że oryginalność tematu nie ma znaczenia.
Jest to jego dawna droga: kanadyjski reżyser zaczynał w końcu od
filmów gatunkowych, ale napełniał pełne klisz fabuły
intensywnością niespotykaną w filmowej masówce. Tytułowe „mapy
gwiazd” to zarazem mapa Hollywood, miejsca akcji, którego
geografię wyznaczają rezydencje sław, jak i aluzja do ruchu ciał
niebieskich. Od dawien dawna wierzono, że gwiazdy kierują naszym
losem, a tematem filmu Cronenberga jest fatum: współcześni
celebryci przypominają tutaj postaci antycznych tragedii – ich
chwilowa wielkość jest zawsze okupiona winami, za które prędzej
czy później trzeba będzie zapłacić.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="3">
<li><div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Wielkie piękno (reż Paolo Sorrentino, 2013)</span></div>
</li>
<li><div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Scena zbrodni (reż. Joshua Oppenheimer, 2012)</span></div>
</li>
</ol>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
O filmie Oppenheimera <a href="http://krzysztofswirek.blogspot.com/2014/02/scena-zbrodni.html">pisałem dla miesięcznika „Kino”</a> (o jego
najnowszym dokumencie, pokazywanym w Wenecji <i>The Look of Silence</i>,
<a href="http://krzysztofswirek.blogspot.com/search/label/The%20Look%20of%20Silence">pisałem na blogu</a>), o <i>Wielkim pięknie</i> mówiłem w radio RDC
(<a href="http://krzysztofswirek.blogspot.com/2014/02/o-wielkim-pieknie-paolo-sorrentino.html">link także na blogu</a>). Filmy skrajnie różne, ale jednakowo warte
polecenia, każdy z innych powodów.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="5">
<li><div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Boyhood (reż. Richard Linklater, 2014)</span></div>
</li>
</ol>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Film Linklatera wśród wszystkich filmów pokazywanych w dystrybucji
jest jednym z najbogatszych. Jest tu właściwie wszystko –
opowieść o dorastaniu, portret skomplikowanej współczesnej
rodziny, aż po polityczny komentarz do sposobu, w jaki przez dekadę
zmieniała się Ameryka. Najlepsze zaś jest to, że Linklaterowi,
kręcącemu film z tymi samymi aktorami przez szereg lat, udało się
uczynić opowiadaną historię spójną i jednolitą.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="6">
<li><div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Tom (reż. Xavier Dolan, 2013)</span></div>
</li>
</ol>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Dolan regularnie kręci ciekawe filmy;<i> Tom</i> spośród
wszystkich wydał mi się najbardziej udany.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="7">
<li><div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Zniewolony. 12 Years a Slave (reż. Steve McQueen, 2013)</span></div>
</li>
</ol>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
McQueen nakręcił film kanoniczny, który na długo pozostanie
najważniejszą historią o okrucieństwie niewolnictwa i o palącej
potrzebie sprawiedliwości i zadośćuczynienia.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="8">
<li><div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Wilk z Wall Street (reż. Martin Scorsese, 2013)</span></div>
</li>
</ol>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
O filmie pisałem dla Dwutygodnika, tekst można znaleźć <a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/4970-ubodzy-z-wall-street.html">tutaj</a>. Scorsese na kryzys giełdowy odpowiada w swoim stylu,
przedstawiając farsową wersję <i>Chłopców z ferajny</i>.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<ol start="9">
<li><div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Nimfomanka cz. 1 (reż. Lars von Trier, 2013)</span></div>
</li>
</ol>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Film von triera jest nierówny, ale w ciekawy sposób ożywia formułę
filozofującej opowieści erotycznej. Część pierwsza historii
miała w sobie cenną przewrotność i świeżość.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiV892eo9jOjgzBhzRG62zYpwWlvbnkMGCAs60ZKPS6iLbSxKB5s6YxBUebUYyGa7fUW8pfKrKY98Z7ltbE_xNyAE8R6siIJKi3J0AR_0S8siaM57MsIsN5dAcvwq6iixLxYYjlLel2Pvo/s1600/7601698.3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiV892eo9jOjgzBhzRG62zYpwWlvbnkMGCAs60ZKPS6iLbSxKB5s6YxBUebUYyGa7fUW8pfKrKY98Z7ltbE_xNyAE8R6siIJKi3J0AR_0S8siaM57MsIsN5dAcvwq6iixLxYYjlLel2Pvo/s1600/7601698.3.jpg" height="320" width="222" /></a></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<ol start="10">
<li><div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Kiedy umieram (reż. James Franco, 2013)</span></div>
</li>
</ol>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
W tym niepozornym, ale bardzo ciekawym filmie, James Franco bierze
na warsztat powieść Williama Faulknera. Powstała intensywna
historia, w której surowy portret życia ubogiej rodziny wpisany jest w niemal oniryczną opowieść o śmierci i miłości.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">***</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
I na koniec tytuł spoza dystrybucji, bez którego zestawienie najlepszych filmów mijającego roku byłoby niepełne - </span><i style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"><b>Heaven Knows What</b></i><span style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif;"> braci Josha i Benny'ego Safdich,
pokazywany na zeszłorocznym festiwalu w Wenecji (obszerniej pisałem o nim w relacji z festiwalu, opublikowanej w "Kinie").</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicP4Iw3lgzpEQwktMAvEtPy4prmchkdVo6oyrncVEvH6zd2DxI4K3q0qr8Y21IORlqVd2epuWqb7dizABhFfq_NKMTM_Gi6GediWd-qJsOI_jCVciapA7hzDTSYeQrcE3kD1He8AmR6-0/s1600/arielle_holmes_a_l.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicP4Iw3lgzpEQwktMAvEtPy4prmchkdVo6oyrncVEvH6zd2DxI4K3q0qr8Y21IORlqVd2epuWqb7dizABhFfq_NKMTM_Gi6GediWd-qJsOI_jCVciapA7hzDTSYeQrcE3kD1He8AmR6-0/s1600/arielle_holmes_a_l.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
Główną rolę w filmie zagrała Arielle Holmes, którą Safdie
spotkali przy okazji researchu do innego tytułu. Wedle legendy o
genezie projektu, twórcy filmu poprosili Holmes o spisanie historii
swojego życia, a ta dostarczyła im obszerny manuskrypt, tworzony metodą partyzancką na
komputerach wystawionych w salonach sprzedaży. Film oparty jest na
przeżyciach z okresu, który Holmes spędziła jako bezdomna
narkomanka na ulicach Nowego Jorku.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">
W <i>Heaven Knows What</i> naturalistyczna opowieść o życiu
narkomanów przełamana jest przez tragiczną historię miłości
między główną bohaterką a jednym z mieszkających na ulicy
chłopców. Estetyka całości jest więc rozpięta między dwoma
rejestrami, jednym z filmu dokumentalnego, drugim – z gotyckiego
romansu. I o dziwo całość jest świetnie wyważona. </span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Film pokazano
już na kilku festiwalach, zdobył przychylne recenzje, więc jest
szansa, że w 2015 roku znajdzie dystrybutora.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br />
</span></div>
<br />
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-54070179499795532732014-12-24T15:09:00.000+01:002014-12-24T15:09:00.729+01:00Pęknięcia w betonie<span style="color: #674ea7; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmzyUYzJlf7FXbdBZiyYKqw48Q5y0ChFhp3GjaymzfDZ2RPE8IgcihB8NJ16C8O5HzSjBf8wb2uEpCQjVyy3ALXstThWH1iyCwvg5Dgbh9WyK3i1vIwEjVIKZgIgil4ArOh0f_MnQd95c/s1600/143038624.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmzyUYzJlf7FXbdBZiyYKqw48Q5y0ChFhp3GjaymzfDZ2RPE8IgcihB8NJ16C8O5HzSjBf8wb2uEpCQjVyy3ALXstThWH1iyCwvg5Dgbh9WyK3i1vIwEjVIKZgIgil4ArOh0f_MnQd95c/s1600/143038624.jpg" height="320" width="222" /></a></div>
<span style="color: #674ea7; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<span style="color: #674ea7; font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Zbliża się koniec roku, a wraz z nim pora na podsumowania. Pozostała jednak recenzja, którą napisałem już co prawda jakiś czas temu, ale w której starałem się uchwycić zjawisko, które uderza mnie ilekroć spędzę więcej czasu na jakimś filmowym festiwalu. W ramach przedświątecznego nadrabiania zaległości cytuję ze strony miesięcznika <a href="http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2084&Itemid=1288">"Kino"</a>.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">"Film Umuta Daga ma wszystko, czego potrzebuje współczesne kino europejskie. Historia jest prosta i emocjonalnie przekonująca, opowiedziana w konwencji realizmu społecznego. Realia twardego życia imigrantów w drugim, trzecim pokoleniu są niby na pierwszym planie, ale podane w osładzającej całość humanistycznej ramie. Film Dag a jest więc gotowy na typowe przyjęcie podobnych historii – podróż przez kilka festiwali a potem dystrybucja w ograniczonym obiegu kin artystycznych. Jednak właśnie dlatego, że wszystko tutaj jest tak dobrze znane i przewidywalne, całość irytuje. Dość niepozorny, niewątpliwie nakręcony w dobrej wierze film młodego reżysera pokazuje jak w soczewce marazm kina, którego społeczne zaangażowanie jest cechą gatunkową, serią skonwencjonalizowanych znaków do użytku we współczesnych obiegach produkcji filmowej i dystrybucji.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Ertan wyszedł z więzienia po dziesięciu latach odsiadki za zabójstwo. Lata spędzone w celi zmieniły go – nie chce powrotu do dawnego życia, zaczyna nowe z postanowieniem naprostowania swoich ścieżek. Przede wszystkim chciałby być blisko Mikaila – syna, który urodził się na krótko przed odsiadką. Nie będzie to łatwe, bo matka chłopca nie chce znać dawnego partnera. Ertan najmuje się więc jako pracownik remontowy w ośrodku dla młodzieży, do którego przychodzi jego syn, przynajmniej w ten sposób może go poznać.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Mikail rzucił szkołę. Dorabia jako diler narkotykowy, zdobyte pieniądze wkłada nocą matce do portfela. Ma jeszcze jedno marzenie, dla którego gotów jest popaść w długi u dostawcy. Nagrywa hip-hopowe demo, które chce zaprezentować swojemu idolowi. Dostęp do gwiazdy kosztuje i Mikail popada w coraz większe kłopoty. Na razie nie wie, że całkiem blisko jest ktoś, kto zrobi wiele, żeby go z tych kłopotów wyciągnąć.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Historia z miejsca wydaje się znana: zarówno motyw nowego życia po odsiadce, jak i młodych z getta, rozbitej rodziny i bezwzględnych gangsterów (obowiązkowo również imigrantów – Turków lub Gruzinów) – wszystko to można było w podobnych filmach przerabiać od lat dziewięćdziesiątych. W efekcie, nie sposób tego typu historii sprzedawać jako kina społecznego: są zbyt typowe, podobnie jak zbyt znane są mądrości serwowane nam z ekranu. Kino społeczne buduje swoją siłę albo na wiedzy (eksploracji mało znanych tematów), albo na sprawnie wytwarzanym poczuciu autentyczności. Obie te rzeczy są niemożliwe, kiedy poruszamy się w świecie klisz. O tym, że trudno rozpocząć nowe życie po odsiadce, wiadomo w kinie niemal od zawsze. Że sprzedawanie narkotyków to ślepy zaułek, a marzenia o byciu gwiazdą są mirażem, jest banalne wręcz boleśnie.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Nie znaczy to, że nie są to nadal dobre tematy. Kino żywi się typowością, a na znanych tematach i motywach można budować fascynujące filmy. Pod warunkiem, że jest się świadomym konwencjonalności i albo próbuje się ją przełamać, albo wykorzystać jako znaki. W filmie Umuta Daga brak jednego i drugiego: jego film ma być surowy, ale brak mu siły i autentyczności (jaką miała „Nienawiść” Matthieu Kassovitza, „Złodziejaszek” Erika Zonki czy „Klasa” Laurenta Canteta), mówi znane prawdy, ale nie w sposób, który uczyniłby je na powrót interesującymi (jak to było w przypadku „Gomorry” czy „Reality” Matteo Garrone). Nieszczerze wypadają sceny z młodymi (gangiem Mikaila), naiwnie – sceny z dobrymi pracownikami społecznymi: kierowniczką ośrodka dla młodzieży, obowiązkowo byłą ćpunką, która pewnego dnia postanowiła zmienić świat, czy zatroskanym kuratorem, powtarzającym Ertanowi tuzin razy, że powinien trzymać się dobrej drogi.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Zdarzają się w „Pęknięciach...” sceny, w których udaje się twórcom dotknąć czegoś interesującego i które potwierdzają, że dzięki jakiejś decyzji, skierowaniu opowieści w jedną lub drugą stronę dałoby się z tego filmu uczynić ciekawe doświadczenie. Z całej historii chyba najlepiej wypada jej romantyczna część, relacja Ertana z dawnym wspólnikiem, Kemalem. Kiedy nie ma się gdzie podziać, niedawny więzień trafia do obskurnego, zawalonego pudłami z podejrzaną elektroniką mieszkania byłego wspólnika. Ten jest w Ertana nadal zapatrzony, widzi w nim kogoś, z kim dziesięć lat temu spędzał najlepsze chwile swojego życia. Nawet wtedy, gdy w przypływie wściekłości i frustracji Ertan spierze go na kwaśne jabłko, Kemal nie przestaje powtarzać, że zrobi dla niego wszystko. Bezinteresowna miłość nie jest tym typem relacji, którego można się spodziewać między gangsterami, i choćby dlatego ów zaskakujący wątek bardziej wzrusza niż wzięte razem wszystkie sceny, w których Ertan klaruje synowi, jak okropnym miejscem jest więzienie.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Drugi dobry moment to melodramatyczny z ducha finał opowieści, w którym widzowie dowiedzą się, czy Mikail zaakceptuje na powrót Ertana jako swojego ojca. Bo naprawdę najważniejsza jest tutaj historia rodzinna, relacja między ojcem a synem. Cały kostium dramatu społecznego, włącznie z roztrzęsioną kamerą i irytująco długimi scenami, kiedy ten lub ów bohater milcząco pali papierosa na tle pomalowanych sprayem ścian, sprawia wrażenie balastu, czegoś, co miało tę historię usprawiedliwić, pomóc sprzedać jako coś ważnego, godnego obiegu artystycznego.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Jednak ostatecznie ten właśnie kostium społecznej słuszności jest w „Pęknięciach...” najbardziej fałszywy. Do kogo w końcu twórcy filmu kierują swoje pouczenia? Na pewno nie do Mikailów Europy, sprzedających narkotyki i marzących o wielkiej karierze, tych bowiem zniechęci już pierwsze piętnaście minut „Pęknięć w betonie”. Odpowiedź na pytanie o adresata może być więc albo cyniczna, albo demaskatorska. Wedle wersji cynicznej adresatem słuszności są ci, którym projekt trzeba sprzedać jako godny finansowania. Wedle wersji demaskatorskiej, są nimi ci wszyscy, którzy potrzebują się upewnić, że o życiu wiedzą lepiej (zapewne wielu z nich odwiedza festiwale filmowe). Być może obie te publiczności europejski reżyser musi jakoś zadowolić, ale nie warto chyba poświęcać im całego filmu. Oby Umut Dag przekonał się o tym, zanim zabierze się za następny projekt."</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Krzysztof Świrek, Pęknięcia w betonie, „Kino" 2014, nr 12, s. 76-77</span>Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1171394446235134915.post-5620796841944606282014-11-22T17:17:00.002+01:002017-01-09T22:45:02.985+01:00Listopadowe recenzje: Rozgrywka, Klub Jimmy'ego<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrFZm9cMvyJIROj4tCMvHu5pU40imLVdg_YVSO7rq5bankn_snX5zFJpIXnMOqEGPDveYplYIDMQmEal2y7dAFPO1kveXxpBX19G3n8DpCVxWN8bUMx04bLdIGhZ_rgt_RfpSOVGPfrGk/s1600/Rozgrywka_600x372.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="198" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrFZm9cMvyJIROj4tCMvHu5pU40imLVdg_YVSO7rq5bankn_snX5zFJpIXnMOqEGPDveYplYIDMQmEal2y7dAFPO1kveXxpBX19G3n8DpCVxWN8bUMx04bLdIGhZ_rgt_RfpSOVGPfrGk/s1600/Rozgrywka_600x372.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Od wczoraj na ekranach kryminał Hosseina Aminiego, scenarzysty<i> Drive</i>.<i> Rozgrywka</i> to filmy stylowy, wykorzystujący gatunkowe możliwości do stworzenia ciekawych postaci, ale całość jest zbyt poprawna, zbyt wyczyszczona, żeby być czymś więcej, niż ukłonem w stronę klasyków. Przede wszystkim autorki powieściowego oryginału, Patricii Highsmith. </span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Więcej piszę w recenzji dla miesięcznika "Kino", można ją znaleźć pod tym<a href="http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2071&Itemid=1"> linkiem</a>.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"> W listopadzie na polskie ekrany trafił też <i>Klub Jimmy'ego</i> Kena Loacha. Niezaskakująco, jest to film polityczny, i to w sposób tak bezpośredni, jak już rzadko się zdarza. Początkowo miałem ten film za zbyt dydaktyczny, dopóki nie odkryłem, że jest to metoda. </span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Opowieść o wiejskim klubie, w którym lokalna społeczność może uczyć się i bawić poza kuratelą lokalnych właścicieli i kościoła, jest przewrotna paradoksalnie przez brak przewrotności. Loach mówi "jak jest" i ten bezwstyd z biegiem projekcji działa coraz lepiej.</span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Rozwijam myśl w recenzji dla "Dwutygodnika", którą można znaleźć <a href="http://www.dwutygodnik.com/artykul/5528-prostolinijnosc-jako-cnota-polityczna.html">tutaj</a>. </span><br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span>
Krzysztof Świrekhttp://www.blogger.com/profile/10169861313414536643noreply@blogger.com0